Do tragedii doszło w zatoczce autobusowej, którą swoim autem tarasował Niemiec. Jako, że nie reagował na sygnały kierowcy autobusu, została wezwana policja. Na polecenia mundurowych też nie reagował. Nie znał polskiego, a mundurowi - niemieckiego. Dlatego policjanci, po konsultacjach z dyżurnym, przez uchyloną szybę do wnętrza auta prysnęli gazem obezwładniającym. Wtedy 26-latek wyskoczył z wozu jak oparzony i rzucił się na mundurowych. Doszło do szarpaniny, jeden z funkcjonariuszy został pogryziony. Policjanci znowu prysnęli w niego gazem, powalili na ziemię i zakuli w kajdanki. Po chwili mężczyzna stracił przytomność. Wezwano karetkę i jednocześnie zaczęto go reanimować. 26-latek zmarł nim przyjechał lekarz. Biegły podczas sekcji zwłok ustalił, że Robin H. udusił się, bo był uczulony na policyjny gaz. Dostał obrzęku krtani.
Dwaj interweniujący policjanci zostali skazani za przekroczenie uprawnień, a jeden za nieumyślne spowodowanie śmieci. Sąd uznał, że funkcjonariusze nie mieli prawa pryskać gazem wewnątrz auta (powinni wybić szybę i przez nią wyciągnąć mężczyznę) oraz z bliska w twarz. Po wyroku obaj mężczyźni zostali zwolnieni ze służby.
Mmtka Robina H. wystąpiła do białostockiej policji oraz skazanych funkcjonariuszy o 100 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia z powodu śmierci syna. Zgodziła się jednak na ugodę (policję reprezentowała Prokuratoria Generalna). Skarb Państwa wpłaci na konto kobiety 80 tys. zł plus połowę kosztów procesu.
Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok