Arytmetyka sejmowo – wyborcza pokazuje, że skład nowego rządu możemy poznać dopiero za kilka lub nawet kilkanaście tygodni. A to oznacza, że nowy rząd i parlament będą miały bardzo mało czasu na prace nad budżetem na 2024 r. Kalendarz tych prac reguluje Konstytucja, która wymaga, by rząd przedłożył projekt Sejmowi do końca września. Prace powinny zostać zakończone w ciągu 4 miesięcy od przedłożenia projektu Sejmowi. Powstają jednak wątpliwości, jak liczyć ten termin.
Obecny rząd przyjął projekt ustawy budżetowej na 2024 r. 28 września 2023 r., a 29 września projekt został wniesiony do Sejmu. Zgodnie jednak z zasadą dyskontynuacji – która jest normą prawa zwyczajowego, stosowaną w praktyce parlamentarnej i uznawaną przez TK i sądy - projekt nie przechodzi na kolejną kadencję.
Art. 219 ust. 4 Konstytucji stanowi, że jeżeli ustawa budżetowa albo ustawa o prowizorium budżetowym nie weszły w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy.
Czytaj również: Co dalej z Polskim Ładem? Większość przedsiębiorców chce zmian >>
Cztery miesiące od złożenia projektu w nowym Sejmie
Zgodnie z art. 225 Konstytucji, jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona prezydentowi do podpisu, prezydent może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu. Jak liczyć te 4 miesiące?
Według prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, terminu tego nie liczy się od wniesienia projektu budżetu przez rząd, którego kadencja dobiega końca w związku ze wymaganym złożeniem rezygnacji przez prezesa Rady Ministrów na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Sejmu.
- Termin czteromiesięczny trzeba liczyć od wniesienia projektu w nowo wybranym Sejmie. Inne rozwiązanie byłoby w swej istocie antyparlamentarne, ponieważ dawałoby prezydentowi możliwość skrócenia kadencji Sejmu, a tym samym przekreślenia wyniku demokratycznych wyborów, co byłoby sprzeczne z podstawami państwa demokratycznego. Prezydent może skrócić kadencję Sejmu tylko wtedy, gdyby nowo wybrany Sejm nie był zdolny do uchwalenia budżetu, ponieważ zabrakłoby koniecznej do tego zwykłej większości – mówi profesor.
Kalendarz prac zależny od tego, kiedy uformuje się rząd
Dr Marcin Mrowiec, główny ekonomista Grant Thornton oraz ekspert Business Centre Club uważa, że przy napiętych terminach nowy rząd nie zdąży przygotować nowego projektu budżetu „od zera” i będzie musiał pracować nad tym przygotowanym przez rząd PiS. Powinien jednak zacząć od audytu i - po weryfikacji zaplanowanych w projekcie wydatków - wprowadzić poprawki. Trzeba też będzie wyjaśnić, na ile możliwe są nowe wydatki wynikające z obietnic budżetowych.
-Kalendarz prac zależy oczywiście od tego, jak szybko uformuje się kolejny rząd i kiedy nowy minister finansów będzie miał dostęp do pełnych danych. Dla dobra wszystkich, powinno się to wydarzyć jak najwcześniej. Nie będzie jednak czasu, by przygotować nowy projekt budżetu od samego początku – taka procedura trwa miesiącami. Dlatego nowy rząd będzie musiał pracować nad projektem wniesionym przez rząd PiS, ale wprowadzając do niego poprawki. Moim zdaniem nowa koalicja powinna przede wszystkim dokładnie przyjrzeć się temu, co zostało w projekcie założone i z czego wynika niepokojąco wysoki deficyt, bo na razie mamy na ten temat wiedzę dość ogólną. Należy też zweryfikować wydatki funduszy tworzonych przy różnych instytucjach, które zwiększają zadłużenie pozabudżetowe – mówi dr Marcin Mrowiec.
Trzeba zweryfikować wydatki
Przypomnijmy, że projekt przyjęty przez obecny rząd zakłada, że wydatki budżetowe w 2024 r. wyniosą 849,3 mld zł, a dochody 684,5 mld zł, co oznacza 164,8 mld zł deficytu. W wydatkach uwzględniono m.in.: obronność (158,9 mld zł), wsparcie dla rodzin (92,3 mld zł) oraz finansowanie służby zdrowia (ponad 190,9 mld zł).
- Łącznie składa się to na niepokojąco wysoki deficyt, z tego względu, że w 2024 r. wzrost PKB ma wynosić 3 proc., czyli blisko wzrostu potencjalnego. Zaś zgodnie z regułami polityki fiskalnej, jeśli wzrost gospodarczy jest bliski potencjalnemu, to deficyt budżetowy powinien być zerowy. Wyższy deficyt jest dopuszczalny w sytuacji niskiego wzrostu gospodarczego – mówi dr Marcin Mrowiec.
-Trudno polemizować z planowanymi podwyżkami wynagrodzeń dla sektora publicznego, w tym nauczycieli, czy zwiększeniem wydatków na obronność. Informacje dotyczące zakupu broni to w dużej mierze dane wrażliwe, jednak powinien być znany ich wymiar finansowy – dodaje.
Jego zdaniem, nowy rząd powinien – przystępując do prac nad budżetem – przeprowadzić audyt, który stanie się punktem debaty publicznej.
- Kluczowa będzie odpowiedź na pytanie, czy i na ile jest miejsca na nowe wydatki. Wydaje się, że nie ma. Tymczasem obietnice wyborcze idą w miliardy złotych – zaznacza ekspert BCC.
Cena promocyjna: 189.49 zł
|Cena regularna: 379 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 227.4 zł
Budżet nieczytelny i trudny do realizacji
Również eksperci Konfederacji Lewiatan ostrzegają, że budżet przygotowany przez obecny rząd będzie bardzo trudno zrealizować
– Projekt jest nieczytelny i niejasny. W oczy rzuca się brak transparentności zarówno w kwestii finansowania wszystkich działań państwa (wyprowadzanie środków publicznych do funduszy), jak również zapewniania środków wynikających z innych ustaw, np. szkolnictwo wyższe i nauka – mówi Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Lewiatana.
Wyjaśnia, że jeśli deficyt osiągnie zakładane 4,5 proc., to będzie to oznaczać potrzebę pożyczenia ponad 164 mld zł. Łącznie, doliczając inne wydatki nie mające pokrycia w dochodach, trzeba będzie pożyczyć około 225 mld złotych.
- Nie jest też jasne, z punktu widzenia projektu budżetu, skąd wynika różnica pomiędzy potrzebami pożyczkowymi, a kwotą wynikającą z deficytu. Do całości rachunku należy doliczyć około 195 mld zł na spłatę zaciągniętych wcześniej długów lub prób zrolowania tegoż długu. Najprawdopodobniej oznacza to, że jako państwo musimy wygospodarować łącznie ponad 420 mld zł dla nowych pożyczek i kosztów obsługi istniejącego zadłużenia - kwituje ekspert ekonomiczny Lewiatana.