Gimbusy muszą ściśle trzymać się ustalonego z góry rozkładu jazdy, muszą przewozić ściśle określoną liczbę osób, a za zaczekanie na spóźnionego ucznia, kierowcy grozi wysoka kara. Przepisy, które sprawdzają się przy regulowaniu funkcjonowania komunikacji miejskiej, nie są specjalnie efektywne przy zastosowaniu do przewozu dzieci do szkół. Dyrektorzy narzekają, że nie mogą dostosować przewozów do zmiennego planu zajęć, a ze względu na różny czas rozpoczęcia lekcji, czasem trudno o wymaganą liczbę osób. Za wszelkie odstępstwa grożą wysokie kary - nawet 3 tys. zł za zatrzymanie się poza przystankiem, a 500 zł za każde naruszenie harmonogramu.
Przepisy zmienić się mają dopiero w 2017 r.
– Od przewoźników nie będzie już wymagane zezwolenie na przewóz dzieci do szkoły, jeśli będą mieli dokument stwierdzający uprawnienie do wykonywania przewozów regularnych specjalnych – tłumaczy Mariusz Miąsko z Kancelarii Prawnej Viggen. Dodaje, że kierowcy będą musieli mieć tzw. wykresówki. Na ich podstawie kontrolujący może sprawdzić rzeczywisty przebieg pracy kierowcy.

 

Źródło: "Rzeczpospolita", 19 października 2012 r.