Krytycznie ocenia reformę ws. podwyższenia wieku rozpoczęcia nauki w szkole.
- Mówimy ludziom, że mierzymy poziom umiejętności. Powinniśmy więc tworzyć testy, w których zadania są ze sobą powiązane i faktycznie mierzą dany obszar wiedzy. Tymczasem niektóre egzaminy składają się ze słabo powiązanych ze sobą pytań, a ich jakość zależy od tego, kto test układa. Mamy lepszych i gorszych ludzi, ale nie mamy systemowego rozwiązania. Nie stosujemy procedur opartych na metodach naukowych i stosowanych w wielu krajach od kilkudziesięciu lat. - mówi o systemie egzaminów zewnętrznych.
Negatywnie ocenia także reformę przywracającą obowiązek szkolny siedmiolatków - jego zdaniem pogłębia to różnice pomiędzy dziećmi z biednych i bogatych rodzin.
- - W Polsce takich badań chyba nie ma, ale analizy prowadzone w USA pokazały, że uczniowie z biednych rodzin, takich, gdzie rodzice są gorzej wykształceni, już w momencie, kiedy idą do szkoły, mają ogromną różnicę w zasobie słownictwa. Według niektórych badań dzieci w wieku pięciu lat pochodzące z biedniejszych rodzin są edukacyjnie dwa lata do tyłu w porównaniu z rówieśnikami. Ostatnie badania naukowców ze Uniwersytetu Stanforda sugerują, że już w wieku dwóch lat można stwierdzić znaczne braki edukacyjne u dzieci z biedniejszych rodzin. - mówi. Podkreśla także, że zmiana zaszkodzi finansom kraju oraz negatywnie odbije się na demografii, ponieważ obywatele później będą zakładać rodziny.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna", stan z dnia 13 maja 2016 r.