- Pod uwagę należy brać negocjacje, co do rozłożenia płatności na raty lub odraczanie terminów ich uiszczenia. W ocenie UOKiK, wątpliwą jest dopuszczalność pobierania czesnego w pełnej wysokości za czas, kiedy dzieci w ogóle nie przebywają w placówce. Np. opłaty za wyżywienie nie powinny być pobierane. Podobnie w przypadku zajęć dodatkowych, które w związku z epidemią się nie odbywają - wskazał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

 

Epidemia koronawirusa może wyciąć niepubliczne przedszkola>>

 

UOKiK: pandemii nikt nie mógł przewidzieć

- Sytuacja jest nadzwyczajna. Nie ma w tym ani winy przedsiębiorców, ani winy rodziców i właściciele placówek nie mogli tej sytuacji przewidzieć, planując swe ryzyko biznesowe. W tej sytuacji doszło do nadzwyczajnej zmiany okoliczności, co przewiduje też Kodeks cywilny w stosunkach cywilno-prawnych – to tzw. klauzula rebus sic stantibus - stwierdził UOKiK. Uznał, że w takiej sytuacji każdy przypadek należy oceniać odrębnie - strony umowy muszą się zastanowić i porozumieć, w jaki sposób będą rozliczać koszty czesnego.



 

Urząd radzi, by rodzice zapoznali się z treścią umowy z przedszkolem, czy żłobkiem - sprawdzili m. in., czy płatność czesnego jest rozłożona na miesiące, czy płacą je rocznie oraz co wchodzi w jego skład. Według urzędu strony powinny renegocjować umowę tak, by przedsiębiorca otrzymał zwrot kosztów, jakie faktycznie ponosi za utrzymanie placówki w momencie, gdy zajęcia są zawieszone.

- W przypadku ewentualnych sporów z prywatną placówką konsumenci mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy prawnej, np. rzeczników konsumentów. W przypadku pojawienia się sporu, ostatecznie o racji strony będzie rozstrzygał sąd - dodał Urząd.

 

Opłaty, gdy dziecko, jest chore niedozwolone

W 2008 r. UOKiK analizował umowy, które przedszkola zawierały z rodzicami dzieci i uznał, że nie mogą one postanowieniem wyłączać możliwości uzyskania zwrotu wpłaconego wpisowego lub czesnego, jeżeli przyczyna leżała po stronie przedszkola. Urząd podkreślał wtedy, że takie przyczyny to np. rażące naruszenie zasad umowy w zakresie opieki nad dzieckiem, konieczność zamknięcia przedszkola na skutek decyzji właściwych organów administracji lub w następstwie zdarzeń wynikających z działania siły wyższej, wprowadzenie podwyżki opłat niezaakceptowanych przez konsumenta.

 

W pewnym stopniu więc nastąpiła zmiana stanowiska, bo za przestój spowodowany epidemią, część kosztów wezmą na siebie rodzice przedszkolaków. Zresztą upadłość tych podmiotów nie leży w ich interesie.

-  Ale tak jak pracownicy, którzy nie ze swojej winy nie mogą teraz świadczyć pracy, zachowując co do zasady prawo do wynagrodzenia, tak i obecny stan rzeczy nie jest winą tych przedszkoli. I chciałbym też zwrócić uwagę na fakt, że jeżeli teraz upadną, bo rodzice uznają, że nie należy płacić czesnego, to problem wróci za kilka tygodni lub miesięcy, gdy nie będzie gdzie posłać dzieci. Doradzam więc zawarcie porozumienia i umówienie się na jakąś kwotę - nie musi być to przecież cała kwota czesnego - mówił Prawo.pl radca prawny Robert Kamionowski z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.