Już trzeci miesiąc z rzędu mamy do czynienia z rekordowo niskimi odczytami bezrobocia. Podobnie stabilna i niska jest stopa bezrobocia liczona na potrzeby Eurostatu. Z drugiej strony opinię publiczną rozgrzewają do czerwoności dane o kolejnych zwolnieniach grupowych. Tych z miesiąca na miesiąc jest coraz więcej. W sierpniu deklaracje o tego rodzaju zwolnieniach złożyło 27 firm, chcących zwolnić blisko 20 tys. osób. - Gdyby założyć, że rzeczywiście 20 tys. osób straciłoby pracę w jednym miesiącu, a oczywiście tak nie jest, to stopa bezrobocia wzrosłaby z 5 proc. w sierpniu do 5,13 proc. Przy założeniu, że żadna z tych osób nie znalazłaby zatrudnienia. Zatem dla ogólnej sytuacji na rynku pracy zwolnienia grupowe nie mają większego znaczenia, mają oczywiście dużo większe dla lokalnego rynku pracy, w tym dla powiatowych służb zatrudnienia – twierdzi  Mariusz Zielonka, główny ekonomista Lewiatana. I dodaje: - Czy zatem jest się czym martwić, patrząc na rosnącą liczbę zwolnień grupowych? Pewnie tak, ponieważ zwolnienia są wynikiem pogarszającego się otoczenia gospodarczego dla firm oraz kolejnym etapem w adaptacji do tych zmieniających się warunków.

Czytaj również: TSUE: Dyrektywa o zwolnieniach grupowych ważna również przy przejściu pracodawcy na emeryturę>>

Firmy w ogólnopolskich badaniach koniunktury GUS, ale też w indeksie PMI dla polskiego przemysłu podkreślają złą sytuację od blisko dwóch lat. W tym czasie rynek pracy doświadczył ogromnej presji płacowej, a w konsekwencji  wzrosły koszty pracy. - Z badań indeksu Lewiatana wynika, że blisko 80 proc. firm wskazuje właśnie na rosnące koszty pracy jako poważną barierę w rozwoju. W przypadku obecnej sytuacji gospodarczej w Europie Zachodniej, może to oznaczać  realną potrzebę redukcji kosztów działalności – mówi Mariusz Zielonka.