W opinii Sebastiana Starzyńskiego, prezesa instytutu badawczego ABR SESTA, wypieranie ludzkiej pracy przez roboty i sztuczną inteligencję następuje według schematu przypominającego proces przemian technologicznych w epoce przemysłowej. Teraz zmiany zachodzą jednak znacznie szybciej, niż w XIX w. W dobie robotyzacji proste i powtarzalne czynności zostały już oprogramowane w celu zwielokrotnienia wydajności produkcyjnej. Przykładem tego zjawiska są powstające w Chinach tzw. czarne fabryki. Tam, przy zgaszonych światłach, pracują setki robotów. Wytwarzają dużo więcej towarów, np. aut, niż na tej samej powierzchni mogliby wyprodukować ludzie. Wynika to z tego, że urządzenia pracują w szybszym tempie i nie wymagają żadnego odpoczynku, urlopu czy zwolnień lekarskich.
– Maszyny zastępują kelnerów w szeregu restauracji w Chinach, Japonii czy USA, m.in. w Konchan, Tokio i Los Angeles. Sieci fast foodów są też wyposażone w autonomiczne roboty kuchenne, które przygotowują np. 400 hamburgerów na godzinę. W Specjalnym Regionie Administracyjnym Makau, również w ChRL, jest kasyno obsługiwane przez sztuczną inteligencję. Z czasem masowo stracą pracę nie tylko wykonawcy najprostszych usług, ale też lekarze i prawnicy. Jednak legislacja, co do zasady, nie może powstrzymywać rozwoju technologii. Wszelkie próby wprowadzenia przepisów, które ograniczałyby ten proces, będę uważał za nieskuteczne i błędne – mówi adwokat Marek Gajek z Kancelarii Prawnej Gajek i Wspólnicy.
Jedną z głośniej dyskutowanych propozycji, która ma na celu zabezpieczenie ludzkiego bytu w epoce robotyzacji, jest tzw. bezwarunkowy dochód podstawowy. Jak tłumaczy Sebastian Starzyński, ta koncepcja polega na wypłacaniu każdemu dorosłemu obywatelowi określonej kwoty pieniędzy, aby mógł on zaspokoić swoje potrzeby, zarówno te podstawowe, jaki i kulturalne, np. wyjście do muzeum czy kina. W ocenie eksperta, Rodzina 500 plus stanowi dobry eksperyment przed wprowadzeniem tego typu świadczenia. To nie jest wprawdzie przykład klasycznego bezwarunkowego dochodu podstawowego, który obejmuje wszystkich obywateli. Ale obecnie funkcjonujący program rządowy powinien pokazać, jak może wyglądać w praktyce zastosowanie nowego rozwiązania.
– Skutki rewolucji technologicznej złagodziłoby zmniejszanie obciążeń fiskalnych dla przedsiębiorców, którzy będą zatrudniali ludzi, zamiast robotów. Byłoby to analogiczne do programów aktywizacji zawodowej osób niepełnosprawnych. Ponadto, należy już teraz podjąć wszelkie działania, zmierzające do podwyższania lub zmiany kwalifikacji zawodowych szerokich grup Polaków, poprzez reformę szkolnictwa na wszystkich poziomach. W tym kontekście zastosowanie koncepcji tzw. dochodu podstawowego jest rozwiązaniem połowicznym, gdyż nie zmierza do zatrudnienia grup zawodowych, wypieranych z rynku przez robotyzację – przekonuje Marek Gajek.
Prezes Starzyński podkreśla, że obecnie nie stać Polski na bezwarunkowy dochód podstawowy w pełnym wymiarze, gdyż podwoiłby on wydatki budżetowe. Wypłacanie 38 mln obywateli nawet 1000 zł przez 12 miesięcy przyniosłoby sumę 456 mld zł rocznie. Oczywiście taka kwota nie wystarczyłaby na pokrycie miesięcznych potrzeb przeciętnego Polaka, nawet tych podstawowych. Jednak, jak tłumaczy ekspert, jest to większa suma od minimum socjalnego i znacznie przewyższa wydatki budżetowe, zapisane w ustawie na 2017 rok w wysokości 384 mld zł. Ponadto, dochód podstawowy powinien być wdrażany jednocześnie z wprowadzaniem darmowych usług publicznych, np. przejazdów autobusowych w obrębie miasta, województwa czy nawet kraju.
– Prawnicy mogą rozważać różne koncepcje minimalizowania negatywnych skutków społecznych postępujących zmian technologicznych. Pomysły, które do tej pory były omawiane w Parlamencie Europejskim, dotyczą m.in. dodatkowego opodatkowania przedsiębiorców, korzystających z pracy robotów. Jednak uważam tego typu rozwiązania za kompletnie nietrafione. Wprowadzenie ich w życie ograniczyłoby bowiem rozwój technologii. Firmy, chcąc uniknąć nowego ciężaru fiskalnego, mogłyby np. rezygnować z własnego unowocześnienia lub przechodzić w tzw. szarą strefę – przewiduje Marek Gajek.
W przyszłości projekt, obejmujący wszystkich mieszkańców poszczególnych krajów, dorosłych i dzieci, będzie wprowadzany w różnym tempie i wedle odmiennych zasad. Najszybciej przyjmą go małe i zamożne państwa, takie jak np. Finlandia czy Dania. Za 10 lat bezwarunkowy dochód podstawowy może wynosić tam nawet 1000 euro. Ale nie ma on jeszcze ustalonych podstaw strukturalnych. Pytanie o to, skąd czerpać pieniądze na pokrycie kosztów życia milionów ludzi, jest kluczowe. W skali globalnej jedną z opcji jest emisja tzw. SDR-ów, czyli środków płatniczych, tworzonych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Państwa, należące do tej organizacji, mogłyby finansować dochód podstawowy z „bezgotówkowych pieniędzy”. Kraj, który samodzielnie chciałby znaleźć na to sposób, miałby ograniczone możliwości, uzależnione od jego PKB. Utrzymywanie wszystkich obywateli z samych podatków, np. od pracy maszyn, lub z oszczędności na wydatkach militarnych byłoby bardzo trudne.
Źródło: MondayNews
[-DOKUMENT_HTML-]