Do protestu sióstr doszło we wrześniu 2008 r. Pielęgniarki domagały się podwyżki płac do poziomu 2-3,5 tys. zł, w zależności od stażu pracy i stanowiska. Po 11 dniach akcję zawieszono i zawarto porozumienie z dyrekcją. W międzyczasie złożyła ona doniesienie do prokuratury o podejrzeniu nielegalności strajku. Szefowie placówki wyliczyli, że protest pielęgniarek naraził szpital na stratę miliona złotych.
Prokuratura uznała, że strajk był nielegalny, bo przeprowadzono go wbrew przepisom ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Według śledczych nie dochowano terminu powiadomienia pracodawcy o rozpoczęciu strajku. Poza tym prokuratura uznała, że w referendum strajkowym wzięło udział mniej niż 50 proc. załogi.
Czterem pielęgniarkom z zarządu związku zawodowego, który przeprowadził protest, zarzucono kierowanie nielegalnym strajkiem. Pielęgniarki zapewniały, że organizując protest, były przekonane, że jest on legalny, bo miały taką opinię radcy prawnego. Po przedstawieniu kobietom zarzutów dyrekcja szpitala zwolniła je dyscyplinarnie.
W 2009 r. Sąd Rejonowy w Łodzi warunkowo umorzył sprawę. Uznał jednak racje prokuratury co do referendum, bo strajk powinno się było ogłosić na podstawie referendum przeprowadzonego wśród wszystkich pracowników. Sąd uznał, że oskarżone naruszyły przepisy, ale działały z nieświadomością, która wynikała z opinii radcy prawnego. Sąd nie zgodził się zaś z zarzutem prokuratury, by pielęgniarki za późno powiadomiły dyrekcję o proteście.
Po apelacji sprawa znów wróciła na wokandę. W 2010 r. sąd rejonowy uniewinnił pielęgniarki, uznając m.in., że mogły one działać w przekonaniu, iż strajk był legalny, czyli działały w tzw. usprawiedliwionej nieświadomości, że popełniają przestępstwo. W 2011 r. Sąd Okręgowy w Łodzi prawomocnie utrzymał ten wyrok, oddalając apelację szpitala.
Jak podała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która monitorowała sprawę, trzech sędziów SN oddaliło kasację złożoną przez szpital. "Wszystkie dowody zostały poddane właściwej analizie i ocenie" - podkreślił sędzia SN Roman Sądej. Dodał, że sądy właściwie ustaliły stan świadomości bezprawności działania u oskarżonych.
W lutym br. łódzki sąd pracy orzekł, że pielęgniarki, zwolnione dyscyplinarnie za kierowanie strajkiem, mogą wrócić do pracy. Nakazał też szpitalowi wypłatę im wynagrodzenie za czas, w którym pozostawały bez pracy. Uznano, że dyrekcja nie miała prawa zwalniać dyscyplinarnie kobiet, bo nie dopuściły się one "ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych".
Za kierowanie strajkiem lub inną akcją protestacyjną, zorganizowaną wbrew przepisom ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, grozi grzywna albo kara ograniczenia wolności.(PAP)
sta/ pz/