Za odrzuceniem obywatelskiego projektu w piątek głosowało 262 posłów - 189 z PO, 34 z TR, po 18 z PSL i SLD oraz trzech niezależnych. Przeciw odrzuceniu projektu opowiedziało się 159 posłów - 128 z PiS, 13 z SP, 10 z PSL (w tym minister rolnictwa Marek Sawicki i b. minister Stanisław Kalemba), po jednym z PO i SLD oraz sześcioro niezależnych. Od głosu wstrzymało się osiem osób.
Odrzucenie projektu poselskiego poparło 250 posłów, przeciw było 168, od głosu wstrzymało się siedmioro.
Oba projekty zakładały zmianę w kodeksie pracy. Obecnie stanowi on, że praca w placówkach handlowych jest niedozwolona jedynie w święta. Gdy święto przypada w niedzielę, zakaz pracy także obowiązuje i jest to jedyny przypadek prawnego zakazu pracy w placówkach handlowych tego dnia.
Przed głosowaniem pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej "Wolna Niedziela" Krzysztof Steckiewicz przekonywał, że nie ma żadnych obaw, że w wyniku wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę wzrośnie bezrobocie, natomiast - jak ocenił - pomoże to drobnym handlowcom, których, jak podkreślił, on sam reprezentuje.
Tomasz Szymański (PO), który w czwartek złożył wniosek o odrzucenie obu projektów, zwrócił uwagę, że Steckiewicz nie powinien wypowiadać się w imieniu wszystkich przedsiębiorców, bo np. ich wielkopolskie zrzeszenie jest projektowi przeciwne. Z kolei Artur Rozenek (TR) poprosił o przerwę, by posłowie mogli "rozpracować tego oszusta", który - jak powiedział - jest byłym członkiem PiS, a obecnie współpracownikiem SP. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz zapowiedziała, że sprawę tej wypowiedzi skieruje do komisji etyki.
Drugi, niemal identyczny projekt, który także odrzucił Sejm, przygotowała grupa posłów PiS, PO, PSL i SP. Jak powiedział przedstawiciel wnioskodawców, poseł Robert Telus (PiS) powstał on jako inicjatywa parlamentarnego zespołu członków i sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich.
Telus przekonywał, że zakaz lub ograniczenie handlu w niedzielę obowiązuje w większości krajów zachodniej Europy, więc Polska powinna dołączyć do ich grona. Zaznaczył, że wnioskodawcy są gotowi do pewnych ustępstw, jeśli chodzi o zapisy projektu, i apelował, by w związku z tym nie odrzucać go w pierwszym czytaniu, a skierować do dalszych prac w komisji.
Przeciw projektowi opowiedziały się też kluby PSL i TR.
Poseł Armand Ryfiński (TR) powiedział, że jego klub nie popiera projektów, bo skutkiem ich uchwalenia będzie utrata miejsc pracy przez ok. 70 tys. osób i zmniejszenie wpływów podatkowych do budżetu państwa. Zwrócił uwagę, że handel w niedzielę przynosi 10 proc. obrotów sklepów.
Jak dodał, "nie trzeba ludzi zmuszać i zakazywać im robienia zakupów w niedzielę, wystarczy poprosić, żeby episkopat zwrócił się do wiernych, żeby w niedzielę nie robili zakupów".
Za dalszymi pracami nad projektami opowiadały się PiS i SP. Jak powiedział Stanisław Szwed (PiS), argument, że w wyniku wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę wzrośnie bezrobocie, jest nietrafiony, bo nie stało się tak po wprowadzeniu zakazu handlu w święta.
Odrzuceniem projektów usatysfakcjonowani są Pracodawcy RP. Ekspertka tej organizacji Wioletta Żukowska oceniła, że to dobra decyzja zarówno dla rynku pracy, jak i dla gospodarki. W przesłanym PAP komunikacie Żukowska podkreśliła, że wprowadzenie w życie zakazu handlu w niedziele wiązałoby się m.in. ze zwiększeniem bezrobocia i wolniejszym wzrostem gospodarczym.
"Warto przy tym wskazać przykład Kanady, gdzie w wyniku zniesienia zakazu handlu w niedziele w poszczególnych regionach zatrudnienie w sektorze handlu detalicznego wzrosło od 5 proc. do 12 proc." - napisała.
Zwróciła ponadto uwagę, że od podobnych pomysłów odchodzi się nawet w państwach wysokorozwiniętych, a w wielu krajach kompetencje decyzyjne w tym zakresie scedowano na władze regionalne bądź lokalne, a także stworzono liczne wyjątki i odstępstwa (np. w Niemczech, Francji i we Włoszech), co miało związek z troską o rynek pracy, gospodarkę oraz komfort życia obywateli.
Poselski projekt rząd zaopiniował negatywnie. W ocenie Rady Ministrów istniejące unormowania są kompromisowe. "Dalsze ingerowanie w system handlu mogłoby oznaczać ograniczenie liczby miejsc pracy dla pracowników zatrudnionych w placówkach handlowych i przedsiębiorstwach współpracujących (hurtowniach, firmach transportowych i dostawczych) oraz punktach usługowych funkcjonujących w centrach handlowych (pralniach, kawiarniach)" - przekonywał rząd.