Pracodawca miałby zwalniać z obowiązku świadczenia pracy bez konieczności uzyskiwania zgody zatrudnionego, któremu wręczono wypowiedzenie. Za ten czas podwładny otrzymywałby oczywiście wynagrodzenie. Taką propozycję, m.in. w wywiadzie dla DGP, przedstawił Radosław Mleczko, wiceminister pracy i polityki społecznej. Jak podaje gazeta, wprowadzenie takich regulacji do kodeksu pracy jest bardzo prawdopodobne, bo chęć ich negocjacji wyrażają partnerzy społeczni.
– To dobre rozwiązanie, korzystne zarówno dla przedsiębiorcy, jak i pracownika. Ten pierwszy nie będzie musiał współpracować z osobą, która w najbliższym czasie odejdzie z firmy, a drugi zyska płatny czas wolny w okresie wypowiedzenia – mówi dr Grażyna Spytek-Bandurska, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Eksperci wskazują też, że możliwość rezygnacji z pracy osoby, która jest zwalniana lub sama odchodzi z firmy, ma istotne znaczenie. Coraz częściej firmom zależy bowiem na tym, aby informacje o jej działalności, wewnętrznej organizacji pracy czy stosowanym know-how nie przedostawały się na zewnątrz.
– Na pewno chcemy rozmawiać na ten temat. Nie można jednak zapominać o wszystkich konsekwencjach takiej modyfikacji przepisów – mówi Paweł Śmigielski, ekspert OPZZ.
Podkreśla, że jednostronna decyzja pracodawcy w sprawie zwolnienia podwładnego z obowiązku świadczenia obowiązków może oznaczać kłopoty dla niektórych grup zatrudnionych. Chodzi np. o te osoby, które wykonują prace na stanowiskach wymagających nieustannego poszerzania kwalifikacji lub zaznajamiania się z nowymi procedurami, które poznają właśnie w trakcie pracy. Dla nich np. trzymiesięczna przerwa w wykonywaniu obowiązków może powodować obniżenie umiejętności zawodowych, a tym samym problemy ze znalezieniem etatu na stanowisku, które do tej pory zajmowały.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna