"Dialog jest możliwy, a jeżeli jest możliwy, to jest naszym obowiązkiem, naszym wspólnym obowiązkiem: rządu, związków i pracodawców i jesteśmy gotowi do tego dialogu, do tej współpracy w ramach Komisji Trójstronnej" - podkreślił minister.
"Odkreślmy to, co było grubą linią" - zaapelował. "Mam nadzieję, że po dniach protestu przyjdzie czas na konstruktywne rozmowy" - podkreślił Kosiniak-Kamysz.
Minister odpierał w swoim wystąpieniu główne postulaty związkowców, z którymi w środę wyszli na ulice Warszawy w ogólnopolskim proteście przeciwko polityce rządu.
Żądanie szybszego wzrostu płacy minimalnej podsumował przytaczając podstawowe wskaźniki. "W tym roku płaca minimalna wzrosła o 7 proc. do poziomu 1600, jeżeli byśmy podsumowali okres rządów obecnej koalicji to wzrost w latach 2007 - 2013 wyniósł 744 zł, czyli blisko 80 proc." - mówił Kosiniak-Kamysz.
Dodał, że rząd "nawet na jeden rok" nie zamroził płacy minimalnej, choć tę drogę wybrało wiele krajów.
"Mówią, że zmuszamy do pracy aż do śmierci" - mówił minister, odnosząc się do żądań związkowców, by rząd wycofał się z wydłużenia wieku emerytalnego. Podkreślił, że ta reforma to nie "fanaberia rządu", ale "ogromnie trudna decyzja podjęta w poczuciu odpowiedzialności za Polskę, za przyszłe pokolenie".
"Dzisiaj wielu może obiecywać, że (...) obniży wiek emerytalny, ale trzeba sobie zdać sprawę z tego, jakie byłyby konsekwencje - albo później drastyczne, z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, tak, jak w niektórych krajach południowej Europy, podniesienie wieku emerytalnego, albo obniżenie emerytur albo podniesienie podatków" - mówił Kosiniak-Kamysz.
Odniósł się też m.in. do zarzutów o wprowadzenie elastycznego czasu pracy i zaprzeczał związkowym hasłom, że rząd "z pracownika robi niewolnika". Minister przypomniał m.in., że w 2009 r. związki na takie rozwiązania się zgodziły i setki tysięcy pracowników zachowały dzięki temu miejsca pracy.