– Negatywne spojrzenie agencji ratingowych na reformę wieku emerytalnego w Polsce nie jest zaskoczeniem – wskazuje Marta Petka-Zagajewska, główna ekonomistka banku Raiffeisen Polbank. – Zarówno z punktu widzenia przyszłego tempa wzrostu gospodarczego, jak i finansów publicznych zdaniem analityków nie była to dobra decyzja.
We wrześniu br. Moody's Investors Service, jedna z trzech kluczowych agencji ratingowych, nie zaktualizowała notowań Polski, co oznacza, że utrzymała obowiązującą ocenę A2 z maja 2016 z perspektywą negatywną. Miesiąc wcześniej przestrzegała, że kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego może odbić się na ratingu Polski. Tak się jednak nie stało.
W ubiegłym tygodniu Sejm przyjął jednak prezydencki projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, który zakłada obniżenie wieku emerytalnego dla kobiet do 60 lat i mężczyzn do 65 lat. Zmiany mają zacząć obowiązywać od 1 października 2017 roku (obecnie ustawa znajduje się w Senacie).
Po uchwaleniu nowego prawa Moody's w nowym komunikacie ocenił, że taka zmiana „jest negatywnym czynnikiem dla ratingu, czyli oceny wiarygodności kredytowej”. Według szacunków agencji relacja deficytu sektora finansów publicznych do PKB w przyszłym roku wyniesie 3,2 proc., a w 2018 roku – 2,8 proc. Koszt obniżenia wieku emerytalnego ma kształtować się natomiast na poziomie dwóch mld zł w 2017 r. oraz 10,2 mld zł rocznie w 2018 i w 2019 roku.
Zobacz: Nowoczesna: podatnicy zapłacą za obniżenie wieku emerytalnego
– Niższy wiek emerytalny, po prostu, jest gigantycznym kosztem dla sektora finansów publicznych, który w kolejnych latach będzie tylko narastał – tłumaczy Marta Petka-Zagajewska. – Wraz ze starzeniem się społeczeństwa liczba osób, które zostaną objęte reformą będzie coraz większa. To oznacza, że rosnące wydatki z tego tytułu trzeba będzie czymś sfinansować. Na razie nie poznaliśmy konkretnych pomysłów na źródła dodatkowych przychodów budżetowych. Stąd też ryzyko, że finansowanie tej reformy odbędzie się po prostu kosztem wyższego deficytu, co oznacza większe ryzyko kredytowe.
Co więcej, jak wskazuje Marta Petka-Zagajewska, koszt tej zmiany w przyszłości może jeszcze bardziej wzrosnąć. W wyniku tego nie jest wykluczone obniżenie poziomu wzrostu gospodarczego Polski, który jak wynika z ostatnich odczytów, i tak nie jest imponujący.
– Jednym z ważniejszych czynników determinujących tempo gospodarczego progresu w długim terminie jest to, ile ludzi może na niego pracować – wyjaśnia Marta Petka-Zagajewska. – Jeżeli aktywne na rynku zatrudnienia zasoby siły roboczej sami sobie ograniczamy, to obniżamy tym samym potencjalne tempo wzrostu gospodarczego i podcinamy skrzydła potencjałowi gospodarki.