Ostatnio nie ma praktycznie tygodnia, by do opinii publicznej nie docierały informacje o kolejnych zapowiadanych zwolnieniach grupowych czy kolejnych zakładach pracy zamykających działalność gospodarczą i przenoszących się do innych państw.

Mikołaj Zając, ekspert rynku pracy, prezes polskiej firmy doradczej Conperio, zwraca uwagę na setki osób, którzy utracą pracę na skutek ogłoszonej przed kilkoma tygodniami decyzji o zamknięciu fabryki Levi Strauss w Polsce. Podobny los czeka również blisko 140 pracowników amerykańskiego koncernu TE Connectivity Industrial, który przenosi się do Maroka. Jak podkreśla Mikołaj Zając, to nie jedyne przypadki wygaszania produkcji lub masowej derekrutacji pracowników, bo problemy dotknęły także innych gałęzi przemysłu. Wielkie redukcje, sięgające nawet 800 osób, zapowiedziała NOKIA, a widmo zwolnień zawisło także nad pracownikami firmy produkującej łopaty do turbin wiatrowych w woj. zachodniopomorskim. Jesienią może zostać zwolnione nawet 25 proc. załogi, czyli ok. 200 osób.

Czytaj również: Dobór pracowników do zwolnienia grupowego nie może być dowolny>>

Zwolnienia grupowe zdarzają się zawsze

W środę Główny Urząd Statystyczny opublikował analizę statystyczną „Sytuacja społeczno-gospodarcza kraju w pierwszym kwartale 2024 r.”. To w niej podał dane dotyczące zakładów pracy i  osób zgłoszonych do powiatowych urzędów pracy oraz zwolnionych w danym miesiącu, w podziale na sektor publiczny i sektor prywatny.

Według GUS, w marcu 2024 r. tylko dwa zakłady z sektora publicznego zgłosiły zwolnienia grupowe obejmujące 133 osoby, a zwolniły… trzy osoby. Z kolei w sektorze prywatnym zwolnienia grupowe w tym okresie zgłosiło 41 firm, które zgłosiły zwolnienie w sumie 3163 osób, a finalnie zwolnienia grupowe przeprowadziło 47 firm, zwalniając 2279 osób. Na koniec marca br. siedem zakładów z sektora publicznego zgłosiło do PUP zwolnienia grupowe obejmujące 265 osób, a z sektora prywatnego 152 zakłady zgłosiły zwolnienia grupowe, w wyniku których pracę miałoby stracić 16 781 osób.

Z kolei z danych opublikowanych przez np. Wojewódzki Urząd Pracy w Katowicach, w I kwartale 2024 r., w okresie sprawozdawczym pracodawcy zgłosili 1052 osoby (dla porównania – w całym 2022 r. – zgłosili 1481 osób, a w 2023 r.  – 2360 osób), a w wyniku faktycznie dokonanych zwolnień grupowych w okresie sprawozdawczym (czyli w ciągu pierwszych trzech miesięcy br.) zwolnili 377 osób. Dla porównania w całym 2022 r. pracę faktycznie straciło 1057 osób, a w 2023 r. – 1179.

- To jest rok daleki od rekordowego, bo choćby w 2020 r., w skali całego kraju mieliśmy prawie 1000 firm, które zgłaszały zamiar zwolnień grupowych, a liczba osób nimi objętych sięgnęła ponad 70 tys. Tak więc odnotowywane obecnie liczby są trzykrotnie mniejsze, jeśli chodzi o liczbę firm i ponad dwu-krotnie niższe, jeśli chodzi o pracowników, których dotyczy zgłoszenie – mówi serwisowi Prawo.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Jego zdaniem, tak naprawdę zwolnienia grupowe zdarzają się zawsze. Ostatnio o nich więcej mówimy, ale to nie jest tak, że one nie miały miejsca wcześniej. - Patrząc na dane dotyczące rynku pracy i dynamiki pracowników z przyczyn leżących po stronie zakładu pracy, nie widzimy jakichś dramatycznych trendów. Bezrobocie rejestrowane rośnie, ale to ma związek przede wszystkim z czynnikami sezonowymi, a nie pogarszającą się ogólną koniunkturą na rynku pracy – podkreśla Łukasz Kozłowski. I dodaje: - Dane makroekonomiczne nie potwierdzają, żeby coś szczególnie złego działo się na rynku pracy, porównując z sytuacją, którą wcześniej obserwowaliśmy.

 

[E-book] Kodeks pracy. Komentarz
-46.46%

Małgorzata Gersdorf, Wojciech Ostaszewski

Sprawdź  

Cena promocyjna: 326.07 zł

|

Cena regularna: 609 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 274.05 zł


Za redukuję zatrudnienia odpowiada nie tylko wzrost płacy minimalnej

W ocenie głównego ekonomisty FPP, zwolnień grupowych rzeczywiście może być więcej w tym roku niż w poprzednim, co ma związek z faktem, że w pierwszej połowie 2023 r. mieliśmy do czynienia z recesją w polskiej gospodarce. Bo był to okres, kiedy nasz produkt krajowy brutto (PKB) się kurczył. Firmy wciąż mierzą się ze słabym popytem. W szczególności dotyczy to eksporterów, ponieważ na rynku krajowym zaczyna się on odbudowywać, ale zamówienia zagraniczne napływają nadal stosunkowo małym strumieniem. Mamy problemy z wysokimi kosztami, przede wszystkim energią elektryczną i kosztami własnymi, bo płaca minimalna w tym roku wzrosła o 20 proc., co też ma przełożenie na prowadzenie działalności. – Warunki nie są idealne, więc niektóre firmy podejmują decyzje o redukcji poziomu zatrudnienia, choć trzeba mieć jednocześnie świadomość, że praktyka jest taka, że faktyczna liczba zwolnień jest mniejsza niż wskazywana w informacji przekazywanej przez pracodawcę. De facto jest to maksymalna liczba osób, które firma przewiduje zwolnić. Natomiast w rzeczywistości tych zwolnień jest mniej niż wynika to z deklaracji, które są kierowane do urzędów pracy. Wciąż duża jest jednak aktywność pracodawców w zakresie poszukiwania pracowników. Nadal bowiem firmy cierpią na duże niedobory rąk do pracy. Pracownicy, którzy stracą pracę na skutek zwolnień grupowych, nie znajdą się zatem na rynku pracy, na którym sytuacja pracowników jest szczególnie trudna. Bo pracownicy są w cenie i są poszukiwani przez pracodawców w bardzo wielu branżach.

Z kolei zdaniem Mikołaja Zająca, coraz bardziej wymagająca sytuacja na rynku pracy, zawiły system podatkowy i stale rosnące koszty produkcji powodują, że rodzima gospodarka staje się coraz mniej atrakcyjna dla inwestorów, którzy szukają bardziej opłacalnych miejsc do prowadzenia biznesu. - Coraz więcej przedsiębiorstw boryka się ze spadkiem rentowności prowadzenia produkcji w Polsce. Jeden ze współpracujących z nami zakładów produkcyjnych w ciągu dwóch tygodni pożegnał kilkuset pracowników, wygasił linię produkcyjną i przeniósł zakład do Serbii, bo tak było po prostu korzystniej. Bardzo istotnym problemem dla przedsiębiorców są m.in. drastyczne stawki cen energii w naszym kraju, ale nie tylko – mówi prezes Zając. Wskazuje też na sektor elektromobilności, którego również nie omijają problemy. Firmy produkujące auta elektryczne notują spadki sprzedaży, spowodowane m.in. wysokimi cenami pojazdów, stosunkowo niskim zasięgiem podczas podróży czy niewystarczającą infrastrukturą do ładowania. - Z tego względu cierpią także inne, mniejsze fabryki produkujące części i podzespoły do samochodów elektrycznych. Ich właściciele zmuszeni byli zredukować liczbę pracowników – dodaje.

 

Sprawdź również książkę: [E-book] Kodeks pracy. Komentarz >>


Problemów jest więcej

Alarmujące są też dane dotyczące derekrutacji pracowników. Jak wskazuje ekspert rynku pracy, z danych zebranych z ponad 170 zakładów pracy w naszym kraju wynika, że problemem redukcji liczebności załogi dotkniętych jest wiele przedsiębiorstw. W typowaniu pracowników objętych procesem racjonalizacji zatrudnienia w miejscu pracy przełożonym pomagają wyspecjalizowane aplikacje. - Warto tego typu, często bardzo trudne decyzje o zwolnieniach, podejmować w pełni świadomie. Dedykowane aplikacje mogą w tym pomóc, wskazując chociażby efektywność liczbową danego pracownika: to, jak często był nieobecny czy jak długo i z jakiego powodu przebywał na L4. Problemem dla pracodawców jest bowiem koszt niezrealizowanej produkcji, a nie koszt świadczenia wypłaconego pracownikowi na zwolnieniu lekarskim – wyjaśnia Mikołaj Zając. I dodaje: Proponowane przez rząd najnowsze zmiany prawne dotyczące zwolnień chorobowych nie rozwiążą tego problemu.

Co więcej, jak twierdzi Mikołaj Zając, wiele firm skarży się, że coraz trudniej jest zatrudnić wykwalifikowanych pracowników. Problem ten dotyczy także menedżerów średniego szczebla. - Zahaczamy tu o wątek szkolnictwa zawodowego, które moim zdaniem powinno być w naszym kraju lepiej rozwinięte i dostarczać na rynek specjalistów w swoich branżach. Brakuje też profesjonalnych liderów, którzy często nie wiedzą, jak zachować się w trudnych sytuacjach. W wielu przypadkach chcą pozostać w dobrych relacjach z pracownikami, co przykłada się na podejmowane przez nich decyzje i bardzo często jest ze stratą dla zakładu pracy – podsumowuje Mikołaj Zając.

Czytaj również: TSUE: Przekazanie organom administracji przez pracodawcę planu zwolnień nie przyznaje pracownikom ochrony indywidualnej>>
 

Konieczne zmiany w oskładkowaniu i opodatkowaniu pracy

- O sytuacji na rynku pracy i zwolnieniach grupowych dyskutujemy ostatnio na Komisji Pracy BCC i to często. O tym, że koszty pracy cały czas wzrastają. Na przestrzeni ostatnich lat ciągle rosną – mówi serwowi Prawo.pl Marcin Frąckowiak, radca prawny z kancelarii Sadkowski i Wspólnicy, ekspert BCC ds. zbiorowego oraz indywidualnego prawa pracy. Jak podkreśla, firmy, które przenoszą się z Polski do innych krajów to nie są firmy, które znikną. – One idą tam, gdzie warunki prowadzenia działalności gospodarczej są mniejszym ryzykiem. Jeżeli nie zmienimy zasad oskładkowania i opodatkowania, to będziemy tracić prace produkcyjne, proste i niewymagające od pracownika jakiś szczególnych umiejętności, gdzie pracownika można łatwo i szybko przeszkolić, i nie musi to być akurat pracownik z Polski. Pytanie tylko, czy my jesteśmy w stanie przyciągnąć inwestorów kadrą wysoce wykwalifikowaną – mówi mec. Marcin Frąckowiak. Jego zdaniem, jeżeli nie będzie refleksji w tym zakresie, to sytuacja się nie zmieni.

- Rosnące koszty pracy to nie tylko wzrastające minimalne wynagrodzenie za pracę. To także rosnąca liczba różnych świadczeń, które finansowane są przez pracodawców – wskazuje mec. Frąckowiak. I jako przykład podaje dodatkowy urlop rodzicielski dla ojców czy dodatkowo płatne przez pracodawców zwolnienie od pracy z tytułu siły wyższej. Jego zdaniem, zaburzona jest też relacja między składkami, jakie pracodawca płaci od wynagrodzenia pracownika a kwotą, jaką pracownik otrzymuje na rękę. – Gdyby jeszcze te świadczenia szły na jego przyszłą emeryturę, ale to jest przecież przejadane przez system – zauważa. I przypomina składkę zdrowotną, której zasady opłacania zostały po to zmienione, by wygenerowane w wyniku tej zmiany dochody mogły zostać przeznaczone na zwiększone finansowanie opieki zdrowotnej. – A przecież poprawy w dostępności i funkcjonowaniu służby zdrowia nadal nie widać – zauważa.