Duńska prezydencja przebiega pod znakiem promowania rozwiązań ekologicznych polegających przede wszystkim na ograniczeniu emisji CO2. Nie może dziwić zatem fakt, że propozycja Komisji Europejskiej by opodatkowanie energii uzależnić od energetyczności danego paliwa i powiązanej z nim emisji CO2, spotkała się dużym entuzjazmem wśród euro deputowanych. Na otwartą krytykę tego pomysły zdecydowali się tylko Polacy, dla których rozwiązanie to jest szczególnie niekorzystne, gdyż duża cześć naszej gospodarki opiera się na węglu.
Gdyby zaproponowane przez unijnych ekspertów rozwiązanie weszło w życie po uwzględnieniu różnych wyjątków i okresów przejściowych stopniowo zwiększałaby się cena diesla w porównaniu z benzyną. Droższy też stałby się węgiel jako paliwo grzewcze używane przez innych odbiorców niż gospodarstwa domowe.
Sławomir Nitras, eurodeputowany PO proponuje zatem żeby kryterium emisyjne nie było obowiązkowe. Jak wyjaśnia Nitras, UE walczy już ze zmianą klimatyczną w pakiecie klimatycznym, który przewiduje obniżkę emisji CO2 o 20 proc. w 2020 roku. Bruksela próbuje ujmować cele klimatyczne w innych rodzajach legislacji, też dotyczącej podatków.
Stanowisko naszej dyplomacji jest jednak w mniejszości, dlatego polscy politycy szukają poparcia wśród Niemców i Brytyjczyków, którym wzrost cen diesla również nie jest na rękę. Jak wynika z przedstawionych przez Rzeczpospolitą informacji, kraje te chcą, aby rządom narodowym pozostawiono prawo decydowania o strukturze nakładanych podatków. Na poziomie unijnym można byłoby tylko ustalić stawki minimalne. Bruksela nie mogłaby zatem żądać (jak proponuje w nowelizacji dyrektywy), aby diesel był opodatkowany wyżej niż benzyna. Poszczególne kraje mogłyby wówczas wprowadzić niższe stawki na benzynę niż na olej napędowy, przy utrzymaniu poziomu obu podatków powyżej unijnego minimum.
Źródło: Rzeczpospolita