Tezy i wnioski zawarte w opublikowanym niedawno w serwisie Prawo.pl artykule Marcina Szymańskiego dotykają istotnej, choć w mojej ocenie niedostatecznie akcentowanej w orzecznictwie kwestii rozróżnienia pomiędzy uznaniem umowy za nieważną a jej unieważnieniem jako skutkiem uznania określonych klauzul umownych za niedozwolone.
Czytaj: Szymański: TSUE nie odniósł się do „unieważnienia” umowy w rozumieniu polskiego prawa>>
Przyjmując zapewnienie Autora, że rozwiązanie w postaci możliwości unieważnienia umów pomiędzy przedsiębiorcami i konsumentami uważa za korzystne i potrzebne, podkreślam już wbrew Autorowi, że stanowisko takie nie jest jedynie oderwanym od przepisów postulatem, ale uważane być winno za wskazówkę interpretacyjną istotną dla mającej pierwszeństwo wykładni językowej.
Zgodzić się wypada również z Autorem, że analizę sprawy utrudnia terminologia, a właściwie zbyt swobodne jej używanie, w efekcie czego w języku nie tylko potocznym, ale i prawniczym unieważnienie i stwierdzenie nieważności są traktowane, oczywiście błędnie, jako synonimy.
Tylko ważną umowę można unieważnić
Mecenas Marcin Szymański rozpoczyna swój artykuł od rozróżnienia nieważności, unieważnialności i unieważnienia. Stawia dalej tezę, która jak mi się wydaje jest podstawą jego dalszego wnioskowania, że unieważnić można jedynie umowę ważną. Skoro zaś umowa pomiędzy przedsiębiorcą i konsumentem, zawierająca klauzule niedozwolone, jest nieważna od początku to nie można jej unieważnić.
Wnioskowanie to, choć na pierwszy rzut oka jasne i przez swoją logiczną elegancję wykluczające na pozór polemikę, przy głębszej analizie staje się kontrowersyjne, a z pewnością niepełne. Dyrektywa 93/13 posługuje się bowiem pojęciami „związania” oraz „obowiązywania” jako kluczowymi dla ochrony praw konsumenta. Wydaje się, że oparty o te pojęcia system ochrony konsumentów, zresztą konsekwentnie stosowany przez TSUE, polega na tym, że konsument nie jest związany określonymi przepisami umownymi, jeżeli są one niedozwolone, a reszta umowa może nadal obowiązywać, jeżeli jest to możliwe w sytuacji gdy określone jej klauzule nie wiążą konsumenta lub przestać obowiązywać gdy jest to niemożliwe po wyeliminowaniu, czyli uznaniu za nie wiążące dla kontenta, określonych przepisów. Podkreślam raz jeszcze, że dyrektywa posługuje się jedynie pojęciem obowiązywania, które przecież nie jest tożsame z ważnością.
Umowa nieważna, gdy sąd tak zdecyduje
Wracając na grunt umów kredytowych, wskazać należy, że obowiązywały one w relacjach pomiędzy bankiem i klientem, a abuzywność określonych klauzul, czyli „niezwiązanie” klienta określonymi postanowieniami, już od momentu zawarcia umowy tego faktu nie zmienia. Można powiedzieć, że obowiązuje umowa nieważna z uwagi na niezwiązanie jednej z jej stron jej niedozwolonymi klauzulami. Dopóki konsument nie wystąpi do sądu z odpowiednim żądaniem umowa taka może obowiązywać do końca i zostać wykonana. Jeżeli natomiast konsument uzna, że w jego interesie jest aby umowa przestała go obowiązywać, to wystąpi do sądu i przy spełnieniu odpowiednich warunków „jeżeli umowa ta co do zasady nie może nadal obowiązywać w rozumieniu art.6 ust.1 dyrektywy 93/13, a zatem musi zostać unieważniona” (TSUE w sprawie Dziubak). W powyższym kontekście wydaje się, że według prawa unijnego unieważnia się umowę, która obowiązuje niezależnie od tego czy jest ważna czy nie. To istotna teza, ważna dla dalszego wnioskowania i, co podkreślam, całkowicie różna od założenia przejętego przez mecenasa Szymańskiego. Zatem unieważnić można umowę, która nie może obowiązywać z uwagi na ochronę konsumenta, niezależnie od tego czy jest ona ważna czy nie. Przemawia za tym literalna treść dyrektywy, dla której podstawową okolicznością jest obowiązywalność umowy, a nie ważność.
Czytaj w LEX:
Wyrok TSUE w sprawie Dziubak oraz jego konsekwencje prawne i ekonomiczne >
Umowy kredytu denominowane w walucie obcej a ochrona konsumenta w świetle orzecznictwa TSUE >
Sąd nie może stwierdzić nieważności z urzędu
Druga wskazana na wstępie komentowanego artykułu kwestia dotyczy tego, że nieważność bezwzględną umowy sąd winien w przypadku sporu brać pod uwagę z urzędu niezależnie od tego czy którakolwiek strona podnosiła tę okoliczność lub tego żądała. Już w tym miejscu wskazać należy, że świadczy to o tym, że stwierdzenie nieważności umowy nie odpowiada warunkom określonym w dyrektywie 93/13 oraz stanowisku TSUE w tej materii i że koniecznym byłoby zwrócenie uwagi jednak na unieważnienie umowy. Istotne jest bowiem, że sąd nie może stwierdzić z urzędu nieważności czy to rozpoznając żądanie czy też zarzut jeżeli nie jest to zgodne z wyraźnie wyrażoną wolą i interesem konsumenta. W sprawie Dziubak Trybunał wyraźnie wskazał, że w celu ochrony konsumenta, co jest główną wartością chronioną dyrektywą, muszą być wzięte pod uwagę rzeczywiste i bieżące interesy konsumenta i to w chwili sporu, a nie wtedy gdy zawierał umowę. Co więcej, o tym jak ma wyglądać ocena skutków ewentualnego unieważniania (stwierdzenia nieważności jak chce mecenas Marcin Szymański) decyduje wola konsumenta. W takiej sytuacji uwzględnienie nieważności umowy przez sąd rozpoznający spór z urzędu jest zupełnie niedopuszczalne. Sąd jest związany wolą konsumenta, który może chcieć lub nie skorzystać z dobrodziejstwa ochronnych przepisów dyrektywy. Sąd nie może wbrew konsumentowi uznać co byłoby dla niego dobre a co nie i stwierdzić, że określona umowa jest nieważna, a podkreślić należy, że nieważność, którą sąd ustala nie zależy w żaden sposób od woli którejkolwiek ze stron umowy.
Umowa albo jest ważna albo nie i wola stron nic do tego nie ma. Także w tym miejscu ujawnia się spójność wnioskowania Trybunału w jego wykładni dyrektywy. Skoro jej celem jest ochrona konsumenta i to on jest podmiotem (nie przedmiotem), to od jego decyzji winno zależeć w jaki sposób chce się chronić i to jego wola decyduje o wyborze odpowiednich instrumentów prawnych. Wydaje się, że Trybunał konsekwentnie buduje podmiotowość konsumenta w sporze, opierając się na przekonaniu (słusznym), że pomiot wie najlepiej co jest dla niego korzystne, podmiotowość rozumianą też jako jego odpowiedzialność za własne wybory. Przyznanie sądowi uprawnienia do stwierdzenia nieważności umowy, bez względu na wolę i interes konsumenta temu budowaniu podmiotowości z pewnością się sprzeciwia.
Sąd decyduje, czy umowa może obowiązywać bez nieuczciwych warunków
Jak wspomniałem, Autor uważa, że koncepcja, w której umowa jest unieważniania jest korzystna dla konsumenta lecz brak dla niej podstawy prawnej w polskim prawie. Wniosek ten wynikać ma ze stwierdzenia, że „zgodnie z stanowiskiem TSUE, podstawę dla stwierdzenia nieważności lub unieważniania umowy stanowią przepisy krajowe”. Stanowisko Trybunału jest jednak nieco inne. W swoich wyrokach Trybunał stwierdził, że sąd rozstrzygający spór, powinien zgodnie z prawem krajowym ustalić czy umowa może dalej obowiązywać bez nieuczciwych warunków. Podkreślam znowu, że mowa jest o obowiązywaniu, a nie o nieważności, a w świetle przepisów dyrektywy to nie to samo. Dopiero po stwierdzeniu, że umowa nie może dalej obowiązywać sąd powinien ją unieważnić.
Cena promocyjna: 159.2 zł
|Cena regularna: 199 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Kluczowe stwierdzenie w tej kwestii Trybunał zawarł w pkt. 47 wyroku w sprawie Dziubak. Prawo krajowe powinno być zastosowane jedynie do oceny czy umowa po usunięciu z niej nieuczciwych warunków może być utrzymana w mocy, a nie do skutków tej oceny. Jeżeli jest to niemożliwe, zgodnie z prawem krajowym, to umowa musi zostać unieważniona, a podstawą tego nie muszą już być przepisy krajowe (te mają być wykorzystane do oceny możliwości dalszego obowiązywania umowy) ale powinny to być przepisy Dyrektywy 93/13.
Pisząc o tym nie sposób nie odnieść się do treści artykułu pani profesor Ewy Łętowskiej pod tytułem „Kwalifikacje prawne w sprawach o sanację kredytów frankowych” gdzie wskazała ona, że upadek całości umowy wynika z opcji służącej konsumentowi i nie ma potrzeby szukania innych podstaw dla unieważnienia przez sąd umowy w prawie krajowym. Przyznaję jednak, że stanowisko Pani Profesor odnośnie unieważnienia umowy, które prezentuje w tym artykule jest dla mnie niezrozumiałe. Postępowanie sanacyjne jest kilkuetapowe i rozpoczyna się od badania abuzywności klauzul umownych. Sankcją abuzywności jest bezskuteczność wobec konsumenta i art. 58 kc nie ma tutaj zastosowania. Dalej Pani Profesor pisze, że nie ma potrzeby i podstawy do sięgania po art. 58 kc do oceny nieważności resztek umowy pozostałych po wyeliminowaniu z niej klauzul abuzywnych. Jednak dalej wskazuje się, że art. 58 kc i konstrukcja nieważności powinna być zastosowana do resztek umowy jeżeli po drugim etapie postępowania sanacyjnego okaże się że umowa nie może obowiązywać z uwagi na przepisy prawa wewnętrznego. Przedmiotem oceny są tu resztki umowy, po eliminacji klauzul niedozwolonych, a ich nieważność jest bezwzględna i następcza. Dlatego drugi etap orzekania co resztek umowy, w przypadku gdy nie może ona obowiązywać, może przybrać formę unieważnienia lub stwierdzenia nieważności. To jest właśnie ten element, którego nie rozumiem, a moje wątpliwości są dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, nie wiem czy chodzi o połączenie reżymów prawnych prawa ochrony konsumentów - europejskiego i przepisów kodeksu cywilnego o nieważności, czy o ich rozdzielenie.
Najpierw zbadać, czy klauzule abuzywne wiążą konsumenta
O ile dobrze rozumiem przepisy europejskie, to idąc za wskazaniami Pani Profesor najpierw należy zbadać czy klauzule w umowie są abuzywne i czy nie wiążą konsumenta. Ten ma podmiotowe prawo zgodzić się lub nie na ochronę na każdym etapie postępowania. Jeżeli określone przepisy umowne go nie wiążą, a umowa nie może z uwagi na ten fakt obowiązywać (oceny czy może czy nie sąd dokonuje na podstawie przepisów krajowych) to musi zostać unieważniona (tak Trybunał w sprawie Dziubak), z czego wynika, że nie potrzeba sięgać po konstrukcję nieważności z art.58 kc. Nie potrafię więc sobie wyobrazić w jakiej sytuacji należałoby sięgać po art.58 kc w stosunku do resztek umowy, skoro przepisy europejskie i orzecznictwo TSUE w sposób kompleksowy regulują proces sanacyjny umowy.
Nieważność następcza zawsze bezwzględna
Jeżeli chodzi sytuację, w której konsument powołuje się na nieuczciwość określonych klauzul, umowa po ich eliminacji nie może obowiązywać, konsument nie zgadza się na unieważnienie, a resztki umowy nie mogą obowiązywać z uwagi na sprzeczność z prawem krajowym np. z zasadami współżycia społecznego to zastosowanie art.58 do resztek umowy, kłóciłoby się moim zdaniem z podkreślaną zasadą ochrony konsumenta i jego podmiotowości w postępowaniu, ponieważ pomimo jego niezgody na unieważnienie, sąd stwierdziłby nieważność umowy, co oznacza że efekt praktyczny byłby dla niego w istocie identyczny. Nieważność bezwzględna następcza, zawsze pozostaje jednak bezwzględna, czyli niezależna od czyjejkolwiek woli lub interesu, a sąd bierze ją pod uwagę z urzędu, niezależnie od stanowiska konsumenta. Innymi słowy wydaje mi się, że nie sposób pogodzić nieważności z art.58 kc, z nakazywaną przez prawo europejskie i Trybunał zasadą zgodnie z którą, konsument ma prawo wyboru i wiążącego dla sądu sprzeciwu, zgodnie z swoją wolą i interesem. Po drugie, uwagi Pani Profesor są w głównej mierze adresowane, tak mi się przynajmniej wydaje, do sędziów orzekających. Od strony pełnomocnika konsumenta nie wyobrażam sobie w jaki sposób miałbym przedstawić w pozwie alternatywną argumentację co do opcji unieważnienia lub nieważności w etapie drugim postępowania sanacyjnego. Nie wyobrażam sobie również sytuacji faktycznej, w której konsument dążyłby do uznania klauzul w jego umowie za niedozwolone, a jednocześnie nie godził się na unieważnienie, ale wnosił o stwierdzenie nieważności resztek umowy. Chodzi mi oczywiście o sytuację praktyczną, a nie konstrukt teoretyczny.
Konsekwencje zależne od reżimu prawnego
Osobiście, w odniesieniu do koncepcji pani profesor Ewy Łętowskiej, stoję na stanowisku, że konsekwencje w postaci unieważnienia lub stwierdzenia nieważności powinny zależeć od wyboru zastosowania określonych reżimów prawnych. Jeżeli konsument powołuje się na przepisy ochronne dyrektywy 93/13 (w wykładni nakazywanej przez TSUE) oraz ich odpowiedniki w prawie polskim, to cały proces oceny umowy i skutków tej oceny, wraz z zasadą podmiotowości konsumenta i jego ochrony powinien zakończyć się unieważnieniem umowy. Jeżeli natomiast, w tej sytuacji już nie tylko konsument, ale każdy podmiot, usiłuje wzruszyć umowę np. kredytu powiązanego z walutą i powołuje się na sprzeczność tej umowy z ustawą, czy zasadami współżycia społecznego to konsekwencją winno być stwierdzenie nieważności takiej umowy na zasadzie art.58 kc. Procesy takie były i są obecne przed polskimi sądami, szczególnie przy udziale przedsiębiorców, którzy uwikłali się w umowy kredytu powiązanego z walutą, a nie mogą powołać się na ochronę konsumencką.
Według TSUE unieważnienie to nie zawsze nieważność umowy
Wszystko co powyżej napisałem nakazuje nie zgodzić mi się z twierdzeniem, że Trybunał nakazując unieważnienie umowy, która obowiązywać nie może, tak na prawdę ma na myśli stwierdzenie nieważności tejże umowy. Po pierwsze zbyt odważnym wydaje mi się uznanie, że lepszą ma się wiedzę co Trybunał chciał powiedzieć niż sam Trybunał. Innymi słowy stoję na stanowisku, że skoro TSUE nakazuje unieważniać umowę to o taką czynność mu chodzi, a rolą sądu jest orzekać zgodnie z kierunkiem przez Trybunał wyznaczonym. Przydawanie wypowiedziom Trybunału innego znaczenia niż sens literalny wymaga mocnych argumentów, a w opisywanym przypadku jest to chyba zbyt twórczą interpretacją.
Po drugie, Trybunał w orzeczeniu w sprawie Dziubak jest aż nadto konsekwentny w używaniu sformułowania „unieważnia” i bardzo spójny logicznie i systemowo. Proszę bowiem, poza już podniesionymi argumentami, zwrócić uwagę na umiejscowienie w czasie ocen istotnych dla procesu sanacyjnego umowy z konsumentem. Pierwszy, to oczywiście moment zawarcia umowy i umieszczenia w niej klauzul niedozwolonych. Nie ma sporu co do tego, że abuzywność klauzul ocenia się na tą chwilę, a to co z umową zdarzy się późnej dla oceny tej nie ma znaczenia Jednak nie wynika z tego, jak chce większość komentatorów, w tym Autor artykułu, aby ocena ta miała przesądzać o nieważności bezwzględnej umowy od chwili jej zawarcia i konieczności jej stwierdzania przez sąd od tej chwili i o deklaratoryjnym charakterze wyroku.
Nieważność od początku nie zawsze korzystna dla konsumenta
Klauzule nie wiążą od chwili zawarcia umowy to prawda, jednak umowa nadal obowiązuje i strony ją wykonują. Ze sformułowania - „konsument nie jest związany postanowieniem niedozwolonym” nie wynika wcale, że umowa ma być uznana od początku za nieważną, skoro konsument może z tego, że umowa go nie wiąże wcale nie skorzystać, a co więcej nie chcieć aby ktokolwiek stwierdzał nieważność nawet po rozpoczęciu sporu.
Moment drugi to chwila zaistnienia sporu, według której mają być oceniane skutki dla sytuacji konsumenta, jakie wynikać mają z ewentualnego unieważnienia umowy. Trybunał rozdziela więc, czas oceny nieuczciwości klauzul umownych od czasu oceny jakie skutki ta nieuczciwość ma mieć dla konsumenta. W tym kontekście nie sposób twierdzić, że przez unieważnienie Trybunał rozumie stwierdzenie nieważności na datę zawarcia umowy skoro decydujący jest moment zaistnienia sporu.
Umowa miałaby być bezwzględnie nieważna, ale nieważność tą można byłoby stwierdzić dopiero po poznaniu okoliczności, które istnieją lub są znane w chwili zaistnienia sporu i tylko za przyzwoleniem konsumenta. Co więcej, stwierdzenie nieważności byłoby niemożliwe gdyby było niekorzystne dla konsumenta według jego oceny sytuacji w chwili sporu. To jest dopiero sprzeczność logiczna albo nieważność jest bezwzględna, brana pod uwagę z urzędu i deklaratoryjnie stwierdzana, albo konsument ma na całą sprawę kluczowy wpływ i nieważność przestaje być bezwzględna ale od aktywności i woli konsumenta zależy. Myślę, że dlatego właśnie Trybunał większy nacisk kładzie na fakt obowiązywania umowy od chwili jej zawarcia do czasu sporu niż na jej ewentualna nieważność i dlatego też posługuje się instytucją unieważnienia jako wyeliminowaniu umowy z obrotu. Świadczy o tym także samo sformułowanie z pkt.47 wyroku w sprawie Dziubak, w którym użyto zwrotu „nie może nadal obowiązywać”.
To „nadal” sugeruje jednoznacznie, że chodzi o decyzję na przyszłość, decyzję, która ma swoje źródło w momencie zaistnienia sporu, kiedy to konsument zdecydował, że jego wolą jest wyeliminowanie umowy z obrotu, jako zdarzenie dla niego najkorzystniejszego. Po trzecie wreszcie, w mojej ocenie nie sposób przekonująco twierdzić, że niezwiązanie konsumenta postanowieniami abuzywnymi powoduje nieważność umowy bezwzględną i to od samego momentu jej zawarcia i braną przez sąd pod uwagę z urzędu, z tej przyczyny, że to jedynie konsument nie jest związany nieuczciwymi postanowieniami. Oznacza to, że tylko jedna strona umowy nie jest jej częścią związana. Druga strona - przedsiębiorca, nie ma prawa powoływać się na okoliczność, że konsument nie jest związany określonymi postanowieniami umowy. Jeżeli brak związania miałby powodować bezwzględną nieważność umowy, to obie strony miałyby prawo na nią się powoływać, a jak pokazałem byłoby to sprzeczne z stosowanym przepisem. Nie do obrony jest koncepcja, że umowa jest bezwzględnie nieważna dla konsumenta i ważna dla przedsiębiorcy.
Klient może chcieć obowiązywania konkretnych przepisów
Podążając za dalszym wywodem dochodzimy do kwestii uprawień konsumenta. To prawa, że może on następczo udzielić wyraźniej i wolnej zgody na niedozwolone postanowienie i jednostronnie przywrócić mu skuteczność. W świetle dyrektywy to stwierdzenie oczywiste, jednak w żaden sposób nie wynika z niego konwalidacja bezwzględnie nieważnej od początku umowy. Konsument „przywraca skuteczność” czyli oświadcza, że przepis umowny, którym nie był związany teraz będzie go obowiązywał. Nie ma tu jednak mowy o ważności umowy, obracamy się cały czas w sferze obowiązywania i związania konsumenta określonymi postanowieniami. W takiej sytuacji nie ma mowy ani o stwierdzeniu nieważności umowy, ani o jej unieważnieniu. Po prostu konsument dalej umową czuje się związany. To zresztą argument przeciwko konieczności uwzględniania z urzędu nieważności umowy, konsument jednostronnie tego nie chce i sąd jest tym związany. Jednostronna czynność konsumenta może przywrócić skuteczność klauzuli abuzywnej, nie może tego dokonać (co oczywiste) jednostronna czynność przedsiębiorcy, jednak aby doszło do konwalidacji umowy konieczna jest z uwagi na naturę tej czynności wola obu stron. Jeżeli twierdzimy, że umowa jest nieważna od początku to tylko obie strony mogą spowodować, że będzie ona jednak ważna np. w drodze aneksu. Jedna strona może jedynie spowodować, że umowa będzie dalej obowiązywać ponieważ zgodzi się ona na rezygnację ze swoich praw. To ważny argument, bo albo zapominamy o początkowej nieważności umowy i skupiamy się na jej obowiązywaniu i skuteczności, albo rezygnujemy z podmiotowości konsumenta i prymatu jego woli i ochrony jego interesów. Tylko to pierwsze rozwiązanie jest zgodne z dyrektywą.
Sprawdź również książkę: Bankowe kredyty waloryzowane do kursu walut obcych w orzecznictwie sądowym >>
Przy decyzji jednej ze stron nie ma nieważności bezwzględnej
Wydaje mi się, że cała argumentacja dotycząca zgody konsumenta na nieuczciwie postanowienia opiera się na nieporozumieniu. To, że konsument może zapobiec upadkowi umowy nie oznacza przecież, że dokonuje on tym samym konwalidacji umowy. Konsument może składać różne oświadczenia w ramach postępowania sanacyjnego (używam tej nazwy za prof. Ewą Łętowską), może on nie zgadzać się na ochronę zarówno co do całości przepisów dyrektywy, jak i ich części. Argument, który wysuwa szereg komentatorów, dotyczy sytuacji, w której konsument nie zgadza się na unieważnienie / nieważność umowy, z czego wynika logicznie, że nie można wtedy mówić o nieważności bezwzględnej umowy, bo skoro wymagana jest na nią zgoda jednej ze stron umowy, nie jest ona już bezwzględna, ale zależy od określonego zdarzenia i to umiejscowionego w czasie zaistnienia sporu. Z kolei kontrargument (powoływany przez mecenasa Marcina Szymańskiego) dotyczy zgody konsumenta na obowiązywanie niedozwolonego postanowienia.
Jak widać chodzi więc o inne oświadczenie konsumenta i to składane na innym etapie postępowania sanacyjnego. Konsument zgadzając się obowiązywanie klauzul niedozwolonych, po prostu wykonuje umowę. Trybunał wytłumaczył tą sytuację w pkt.66 wyroku w sprawie Dziubak i wskazał, że dotyczy on sytuacji, w której sąd powinien z urzędu wziąć pod uwagę abuzywność określonych klauzul, a jedyny wyjątek od tej zasady dotyczy sytuacji gdy konsument zgadza się na obowiązywanie abuzywnej klauzuli. Jest to więc, pierwszy etap postępowania sanacyjnego, w którym bada się związanie konsumenta określonymi przepisami umowy. To czy konsument w efekcie ustalenia abuzywności, w etapie drugiem zgodzi się na unieważnienie umowy nie ma nic wspólnego z jego zgodą na obowiązywanie niedozwolonych postanowień umownych. Innymi słowy kwestia świadomej zgody konsumenta na związanie abuzywną klauzulą nie dotyczy kwestii unieważnienia czy stwierdzenia nieważności, a jedynie wyklucza stwierdzenie abuzywności.
Można zastąpić nieważne postanowienia umowy
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku możliwości wypełnienia luki w umowie po wyeliminowaniu z niej klauzul nieuczciwych. Nieporozumienie wynika, w mojej opinii, w odczytywaniu dyrektywy przez pryzmat art.58 paragraf 1 kc. Nie jest to właściwie ponieważ dyrektywa tworzy kompletny system ochrony konsumenta. Art.58 paragraf 1 kc nakazuje uznać umowę za nieważną w sytuacji gdy jest ona niezgodna z prawem lub zasadami współżycia społecznego, z tym wyjątkiem, że przepis prawa może nakazać wprowadzenie w miejsce postanowień nieważnych odpowiednich regulacji prawnych. W przepisie tym nie ma mowy o jakichkolwiek uprawnieniach którejkolwiek ze stron umowy. Sąd podejmuje odpowiednie decyzje bez względu na to czy są one korzystne czy nie dla którejkolwiek ze stron. Na tym polega właśnie nieważność umowy. Strony nie mogą jej zapobiec, a jedyne co może zrobić podmiot, który uważa, że nieważność będzie dla niego niekorzystna to zrezygnować ze sporu sądowego. Diametralnie inną koncepcję znajdujemy w przepisach dyrektywy. Jest ona oparta na podmiotowości konsumenta i zaufania co do jego rozeznania własnej sytuacji. Innymi słowy to konsument najlepiej wie jak ma być chroniony i z jakich instrumentów ochronnych ma korzystać. Co więcej, sąd jest związany stanowiskiem konsumenta na przykład w zakresie oceny skutków unieważnienia dla sytuacji konsumenta - art.68 wyroku Trybunału w sprawie Dziubak. Koncepcja to uniemożliwia przyjęcie konstrukcji bezwzględnej, czyli niezależnej od woli konsumenta, nieważności umowy. Możliwe jest jedynie, przy zachowaniu zasady podmiotowości konsumenta, jej unieważnienie, czyli spowodowanie, że nie będzie obowiązywać pomiędzy stronami.
Cena promocyjna: 159.2 zł
|Cena regularna: 199 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Konsument może bronic się przed niekorzystnymi klauzulami
Szczególnie krytycznie odnoszę się do fragmentu komentowanego artykułu, który streszcza się w zdaniu - cytuję - „konsument może temu skutkowi (chodzi jak się domyślam o nieważność) zapobiec, dokonując konwalidacji niedozwolonych postanowień, jeśli jednak tego nie uczyni, nie może wpłynąć na ocenę obiektywnej możliwości obowiązania umowy bez postanowień uznanych za abuzywne”. Jest to skomplikowane zdanie, jednak rozumiem, że jeżeli konsument nie zgodzi się na obowiązywanie, (słowo konwaliduje uważam, że jest tu nie na miejscu) postanowień niedozwolonych to nie będzie mógł potem wpłynąć na ocenę obiektywną możliwości obowiązywania umowy i zapobiec uznaniu jej za nieważną. Stanowisko to jest jednak sprzeczne z tym co wskazuje TSUE, który po pierwsze nigdzie nie wspomina o konwalidacji, ale jak już wspominałem skupia się na obowiązywaniu i związaniu przepisami, po drugie pozwala konsumentowi na powołanie się na ochronę co do klauzul abuzywnych i na brak zgody na unieważnienie, gdy uzna je za niekorzystne dla siebie. Jak wspomniałem są to dwa etapy postępowania sanacyjnego i na każdym z niech konsument ma prawo skorzystać z określonych instrumentów dla swojej ochrony.
Umowa wyeliminowana z obrotu
Wyrok wydany w efekcie kwestionowania przez powoda postanowień nieuczciwych zawartych w umowie kredytowej powinien więc, ukształtować nową sytuację prawną. Umowa, która pomiędzy stronami obowiązywała zostaje wyeliminowana z obrotu prawnego poprzez unieważnienie. Konsument nie był związany postanowieniami nieuczciwymi od momentu zawarcia umowy, jednak z uwagi na okoliczności, które miały miejsce w chwili zaistnienia sporu uznał, że korzystne będzie dla niego aby sąd unieważnił umowę i aby przestała go ona obowiązywać. Znając i oceniając swoją sytuację w chwili zaistnienia sporu konsument powoduje, że umowa upada, a strony powinny dokonać rozliczenia. Sąd z urzędu chroni konsumenta biorąc pod uwagę abuzywność określonych klauzul, jednak nie może z urzędu stwierdzić nieważności umowy, ponieważ ta zależy od woli konsumenta i jego oceny sytuacji. Sąd, jak wskazał Trybunał, z urzędu ma obowiązek brać pod uwagę to, że konsument nie jest związany określonymi postanowieniami i w ten sposób zapobiegać negatywnym dla niego konsekwencjom, jednak nie jest to tożsame z ustaleniem nieważności całej umowy, a dotyczyć będzie w szczególności sytuacji gdy konsument jest pozwanym z umowy zawierającej niedozwolone klauzule.
Dyrektywa dobrze chroni konsumentów
Kończąc polemikę, stawiam tezę, akcentowaną już powyżej, niewątpliwie radykalną, jednak mającą uzasadnienie logiczne i prawne. System ochrony konsumentów regulowany Dyrektywą 93/13, który został implementowany do polskiego kodeksu cywilnego stanowi określoną całość i w sposób kompleksowy chroni konsumentów w ich relacji z przedsiębiorcami. Innymi słowy konsument, który chce skorzystać z ochrony znajduje ją w pełnym zakresie w przepisach dyrektywy i nie ma potrzeby sięgania do innych norm prawnych prawa krajowego. W zakresie wyjaśniania i stosowania prawa ochrony konsumentów Trybunał ma funkcję kluczową, jego orzeczenia są wiążące dla sądów krajowych. Skoro ochrona konsumentów w prawie europejskim jest kompleksowa to przepisy krajowe powinny znaleźć zastosowanie w tych sytuacjach, w których Trybunał to dopuszcza i tylko wtedy gdy jest to zgodne z przepisami dyrektywy w wykładnia Trybunału.
TSUE wskazał na przykład, że kwestia czy umowa może nadal obowiązywać po usunięciu z niej klauzul niedozwolonych powinna być rozstrzygnięta w oparciu o przepisy krajowe. W żadnym miejscu Trybunał nie wskazał natomiast aby konsekwencje wyeliminowania z umowy postanowień niedozwolonych, po ustaleniu że umowa nie może dalej obowiązywać miały być regulowane przez art.58 paragraf 1 kc. W chwili gdy doszło do wprowadzenia przepisów dyrektywy do kodeksu cywilnego stanowił on określoną całość i w zamierzeniu był systemem opartym o pewien system wartości. Przepis art.58 paragraf 1 kc obowiązywał od początku jego istnienia i z pewnością nie opierał się o zasady tożsame z tymi, które legły u podstaw ochrony konsumentów w prawie europejskim, jakimi są podmiotowość konsumenta, nadrzędność jego ochrony, czy wpływ jego woli na zastosowanie określonych instrumentów ochronnych. Stąd rodzi się trudność w powiązaniu systemu ochrony konsumentów prezentowanej przez dyrektywę i TSUE z polskim kodeksem cywilnym. Sęk jednak w tym, że powiązanie to w istocie nie jest potrzebne, skoro jak wspomniałem powyżej, system ochrony w dyrektywie i orzecznictwie TSUE jest kompletny, zupełny i obejmuje wszystkie etapy procesu sanacyjnego mającego konsumenta chronić. Innymi słowy skoro Trybunał wskazał kierunek i sposób ochrony konsumentów i użył do tego określonych instrumentów to nie ma potrzeby ich nadinterpretować tylko po to aby były one zgodne z art.58 paragraf 1 kc. Przy zastosowaniu przepisów dyrektywy i ich implementacji w kodeksie cywilnym jest on po prostu zbędny.
Oczywiście, w odniesieniu do umów kredytów powiązanych z walutą, możliwe jest wywodzenie, że są one niezgodne z ustawą na gruncie polskich przepisów choćby kodeksu cywilnego o istocie zobowiązania, czy prawa bankowego. Jeżeli tak wtedy art.58 paragraf 1 kc winien być stosowany bo jednoznacznie dotyczy takiej sytuacji. System ochrony konsumentów w dyrektywie i system prawa cywilnego odnośnie umów nie muszą być łączone i wzajemnie uzupełniane. Rolą konsumenta jest wybór jednego lub obojga z nich, z zaznaczeniem, że przepisy unijne winny mieć pierwszeństwo przed krajowymi.
To co napisałem powyżej ma jeszcze inny aspekt. Jak wspomina prof. Ewa Łętowska w powoływanym już przez mnie artykule, dialog TSUE z polskimi sądami wyraźnie kuleje, a polskie sądy były niezwykle oporne w ochronie praw tych konsumentów, którzy zawarli z bankami kredyty powiązane z walutą. Dopiero wypowiedź TSUE w sprawie polskiej była punktem przełomowym, choć wcześniej należało przecież stosować te same przepisy i ten sam poziom ochrony. Poza przyczynami tego stanu akcentowanymi przez Panią Profesor w wymienionym tekście, wskazałbym jeszcze jedną, w moim odczuciu istotną. Otóż wydaje mi się, że polskie sądy w przeważającej mierze mają problem z zaakceptowaniem podmiotowości konsumenta w procesie mającym na celu jego ochronę. Dla wielu sędziów jest niezwykle trudnym do zaakceptowania, że konsument może podejmować określone, swobodne decyzje, a sąd jest nimi związany gdy chodzi o treść orzeczenia. W moim odczuciu jest to traktowane jako naruszenie sędziowskiej władzy i zupełnej swobody w orzekaniu. Jak w soczewce skupia się ten problem, właśnie w kwestii różnicy pomiędzy unieważnieniem i stwierdzeniem nieważności. Unieważnienie jest właśnie elementem prawa unijnego, które ma być efektem procesu sanacyjnego, który jest swoistego rodzaju dialogiem pomiędzy sądem a stroną, dialogiem w pełnym rozumieniu tego słowa, w której to konsument określa z jakich instrumentów ochrony chce skorzystać, a sąd jest tym określeniem w pewien sposób związany. Szczególnie jest to widoczne w pkt.68 wyroku Trybunału w sprawie Dziubak, w której mimo tego, że sąd uznaje, że unieważnienie jest niekorzystne dla konsumenta, musi jednak w taki sposób orzec gdy konsument nie zgodził się na utrzymanie umowy w mocy. Ocena konsumenta ma więc prymat nad oceną sądu. Na drugim biegunie jest ustalenie nieważności, przy którym sąd podejmuje decyzję obiektywnie, bez żadnych oświadczeń którejkolwiek strony i bez względu na jej korzyść. W tym przypadku żaden dialog nie musi być prowadzony. Niewątpliwie pozytywnym skutkiem sądowej batalii pomiędzy kredytobiorcami a bankami, choć dla tych co przez lata przegrywali procesy i potracili majątki marna to pociecha, będzie postawienie na wielką skalę problemu ochrony konsumentów, a co za tym idzie realnego stosowania prawa unijnego, w polskim orzecznictwie. Batalia ta winna spowodować zmianę podejścia sądów nie tyle do stosowania prawa unijnego, ale do konsumentów jako podmiotów prawa, uprawnionych do odpowiedzialnego korzystania z przysługujących im instrumentów ochrony, zamiany, która będzie opierała się na dialogu pomiędzy sądem a stroną postępowania, co konsekwentnie doprowadzić powinno do urealnienia ochrony konsumenta.
Autor: Tomasz Byrka jest adwokatem, prowadzi kancelarię w Gliwicach