W mediach pojawia się informacje o tym, że warto iść do sądu, by uzyskać stwierdzenie nieważności polisy na życie z UFK. Nagłówki gazet sugerują, że z uwagi na postanowienie Sądu Najwyższego „tysiące” osób będą mogły odzyskać „utopione pieniądze”. Niestety nie piszą całej prawdy, w tym nie informują o kosztach takich spraw. Dlatego chcę rozwiać cztery mity dotyczące takich umów.
Czytaj: Coraz łatwiej odzyskać pieniądze z polisy kapitałowej - wygrana w sądzie lepsza od ugody>>
Mit 1: UFK i polisolokaty to to samo
Media używają zamiennie terminów polisolokata i ubezpieczenie na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Zamienność ta jest wytworem mediów. To dwa różne terminy.
Ubezpieczenia na życie z UFK to termin ustawowy. Znajdziemy go już w ustawie z 22 maja 2003 r. o działalności ubezpieczeniowej. Zgodnie z definicją zawartą w ustawie o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej ubezpieczeniowy fundusz kapitałowy to „[…] wydzielony fundusz aktywów stanowiący rezerwę tworzoną ze składek ubezpieczeniowych, inwestowany w sposób określony w umowie ubezpieczenia”.
Z kolei polisolokata to termin związany z podatkiem Belki. W 2002 r. wprowadzono podatek od dochodów kapitałowych. Ktoś zauważył, że można osiągnąć efekt podobny do lokaty przy użyciu ubezpieczenia na życie i dożycie. Ubezpieczający wpłacał składkę, a w razie dożycia przez niego określonej daty, otrzymywał składkę powiększoną o określone oprocentowanie. Wypłata ta nie była opodatkowana podatkiem Belki. Wypłata składki wraz z oprocentowaniem nie była obciążona ryzykiem – umowa nie przewidywała inwestowania składek. Z uwagi na podobieństwo do lokat, zostały nieformalnie nazwane polisolokatami.
Jeszcze czymś innym były ubezpieczeniowe produkty strukturyzowane, ale zdaje się, że od kilku lat nie cieszą się popularnością, więc nie ma potrzeby zgłębiania tego tematu.
Mit 2: Coraz więcej wyroków „nieważnościowych”
Mało się o tym pisze, ale przez ładnych kilka lat ubezpieczenia na życie z UFK nie budziły żadnych wątpliwości. Sądy badały ich postanowienia również pod kątem klauzul abuzywnych i oddalały powództwa. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2013 r., kiedy to Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał za abuzywne postanowienie dotyczące opłaty likwidacyjnej w wysokości 100 proc. wartości polisy. W zasadzie, to całe zdanie znalazło się w rejestrze (wszystkie wysokości opłat, do 0 proc. włącznie), lecz w uzasadnieniu była mowa wyłącznie o 100 proc. To zapoczątkowało rosnącą z czasem falę powództw o uznanie analogicznych postanowień za abuzywne. Duża część tych powództw jest skuteczna. Dla przypomnienia, tzw. klauzula abuzywna to niedozwolone postanowienie umowne, o którym mowa w art. 385(1) par. 1 kc: „Postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne)”
Proszę zwrócić uwagę, że sankcją w takim wypadku jest nie nieważność postanowienia czy całej umowy, lecz brak związania konsumenta danym postanowieniem (bezskuteczność względna). W doktrynie ten podział został zauważony już od początku obowiązywania tego przepisu. Orzecznictwo sądów potwierdziło go po kilku latach, ale potwierdziło jednoznacznie: czym innym jest abuzywność, czym innym nieważność.
Jeżeli postanowienie (lub umowa) jest nieważne z mocy prawa, to nie ma sensu badać abuzywności. Jest nieważne, a nie abuzywne. Jeśli więc sądy wskazują na abuzywność postanowienia dot. opłaty likwidacyjnej, to tym samym potwierdzają ważność umowy i tego postanowienia.
Sąd Apelacyjny w Warszawie, w uzasadnieniu szeroko omawianego w 2019 r. wyroku (V ACa 451/18) wprost wskazał, że – co do zasady – umowy ubezpieczenia na życie z UFK mają swoje miejsce w systemie prawnym: „Umowa na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym jest dopuszczona do polskiego obrotu prawnego”.
Czyli sąd uznał, że co do zasady umowy ubezpieczenia na życie z UFK są dopuszczalne - a nie, jak sugerują nagłówki oraz często pełnomocnicy powodów: z założenia nieważne.
Sąd Najwyższy, weryfikując, czy powinien zająć się skargą kasacyjną w tej sprawie, wydał postanowienie (I CSK 772/19,) w którym wskazał, że każda taka sprawa powinna być badana indywidualnie.
Jeśli więc kancelarie odszkodowawcze próbują wykazać nieważność tego typu umów, muszą podważyć całe dotychczasowe orzecznictwo w sprawach dotyczących umów ubezpieczenia na życie z UFK.
Należy podkreślić, że jak do tej pory liczba orzeczeń, w których sąd stwierdziłby nieważność umowy ubezpieczenia na życie z UFK jest znikoma.
Mit 3: Potencjalna nieważność umów na życie z UFK byłaby korzystna dla klientów
Nagłówki gazet sugerują, że z uwagi na postanowienie SN „tysiące” osób będą mogły odzyskać „utopione pieniądze”. Nikt jednak nie pisze o drugiej stronie medalu. Gdyby istotnie uznać, że umowy ubezpieczenia na życie z UFK są co do zasady nieważne - zakłady ubezpieczeń powinny dochodzić zwrotu świadczenia od wszystkich uprawnionych z umowy ubezpieczenia. Skoro umowa jest nieważna, to środki nigdy nie powinny trafić do osób wskazanych przez ubezpieczającego jako uprawnione, ale do jego spadkobierców. Czasem są to te same osoby, ale często zupełnie inne. Czy ktoś wyobraża sobie taką akcję windykacyjną?
Co więcej, ubezpieczający, którzy zarobili na UFK, będą musieli zwrócić cały zysk. Ile jest takich osób i jakie to kwoty? Zakłady ubezpieczeń mogą łatwo policzyć. Natomiast ile takich osób by nie było - na ich miejscu byłbym mocno poirytowany.
Jeśli orzecznictwo istotnie potwierdziłoby tezę, że umowy ubezpieczenia na życie z UFK są nieważne, zakłady ubezpieczeń musiałyby żądać zwrotu wypłaconych kwot od osób uprawnionych z umów ubezpieczenia oraz zysku wypłaconego ubezpieczającym. Osobom tym będzie bardzo trudno zrozumieć dlaczego mają te kwoty zwracać.
Mit 4: Wyrok lepszy niż ugoda
Porównajmy dwie sytuacje:
- scenariusz A - ubezpieczający sam zawiera ugodę z ubezpieczycielem,
- scenariusz B - ubezpieczający powierza sprawę kancelarii.
Najistotniejszą różnicą pomiędzy scenariuszem A i B, jest to, że w scenariuszu B ubezpieczający musi zapłacić kancelarii wynagrodzenie. Nie wiem ile wynosi w sprawach dotyczących umów z UFK, w przypadku komunikacji to około 40 proc. wypłaconej kwoty + VAT. Zakładając, że skończyłoby się na ugodzie, korzystając z usług kancelarii klient będzie uboższy o 40 proc. roszczenia. Przy roszczeniu równym powiedzmy 100 tys. zł, będzie to 40 tys. zł. Zakładam oczywiście, że warunki ugody byłyby takie same w obydwu przypadkach. Z tego co wiem, zakłady ubezpieczeń nie uzależniają warunków ugody od tego, czy klient jest reprezentowany przez kancelarię odszkodowawczą.
Jeśli sprawa nie kończy się na ugodzie i trafia do sądu, szansa na uzyskanie pozytywnego rozstrzygnięcia jest duża, ale nie możemy mówić o całkowitej pewności. Wciąż pewien odsetek powództw jest oddalanych. Jeżeli dojdzie do zasądzenia, to najprawdopodobniej nie z uwagi na nieważność umowy, lecz ewentualną abuzywność postanowienia dot. opłaty likwidacyjnej. Czyli po kilku latach postępowania sądowego powód otrzyma… tyle ile uzyskałby zawierając ugodę (minus 40 proc. - wynagrodzenie kancelarii).
I wreszcie scenariusz najbardziej optymistyczny dla klienta – nieważność. Takich orzeczeń jest bardzo niewiele. Kancelarie odszkodowawcze powołują się na jedno prawomocne i niezbyt konkretnie mówią o kilku nieprawomocnych. W skali wszystkich powództw dotyczących umów ubezpieczenia na życie z UFK jest to wartość znikoma. Czy takie orzeczenie będzie korzystniejsze finansowo dla ubezpieczającego? Zależy czy różnica pomiędzy sumą wpłaconych składek a wartością polisy jest wyższa niż wynagrodzenie kancelarii (40% sumy wpłaconych składek). I oczywiście na wyrok przyjdzie czekać kilka lat.
Podsumowując:
W scenariuszu A klient natychmiast odzyskuje w przybliżeniu całą wartość polisy;
W scenariuszu B klient odzyskuje:
- wariant I - na podstawie ugody to co w scenariuszu A minus 40% (wynagrodzenie kancelarii);
- wariant II - po kilku latach na podstawie wyroku wartość polisy minus 40%;
- wariant III - ma niewielką szansę na uznanie umowy za nieważną i wtedy po kilku latach otrzyma wpłacone środki minus 40%;
- wariant IV - w razie przegranej (co wciąż się zdarza w dość dużej liczbie spraw) – klient otrzymuje 0 zł i musi zapłacić koszty zastępstwa procesowego drugiej strony (zależnie od wartości roszczenia, przy roszczeniu o 100.000 zł będzie to 5.400 zł).
Zatem jeśli klient postanowi zlecić sprawę kancelarii odszkodowawczej, to w wariantach I, II i IV na tym traci. I to dużo – od 40% do 100% dochodzonych środków.
Jedynie w wariancie III klient może wyjść na tym lepiej. Może, ale nie musi – zależy czy różnica pomiędzy sumą wpłaconych składek a wartością polisy jest wyższa niż wynagrodzenie kancelarii (40% sumy wpłaconych składek). Natomiast będzie musiał poczekać na wyrok kilka lat i – zważywszy na dotychczasowe orzecznictwo – szanse uzyskania takiego orzeczenia wydają się bardzo niewielkie (poniżej 1%).
Dlatego dziwię się, że aż tyle osób wybiera scenariusz B. Być może wynika to z twierdzeń kancelarii odszkodowawczych, że w sądzie uzyska się więcej?
Autor: Paweł Stykowski, radca prawny, partner lokalny DWF Poland Jamka