Wtórował mu Charles Soothill z firmy energetycznej Alstom, która jest zaangażowana w projekty CCS.
"Jesteśmy zawiedzeni liczbą (pełnych projektów demonstracyjnych CCS), jaką teraz mamy. Jest pięć projektów w ramach systemu (wsparcia) ogłoszonego przez rząd Wielkiej Brytanii. Mamy dwa działające projekty (demonstracyjne) o dużej skali w Norwegii, jest rozwijany projekt w Holandii. Spodziewamy się kilku ukończonych projektów o dużej skali w ciągu 4-5 lat" - wymienił Sweeney.
Niedawno Norwegia porzuciła projekt budowy w pełnej skali instalacji CCS przy rafinerii i opalanej gazem elektrowni w Mongstad. Norwegia wciąż planuje jednak taką instalację do 2020 r., ale w innym miejscu.
Sweeney wyraził też zawód, że tylko jeden projekt (z Wielkiej Brytanii) został zgłoszony do unijnego dofinansowania w ramach projektu NER300. Zaznaczył, że po części jest to spowodowane niską ceną za pozwolenia na emisję CO2. Niska cena uprawnień zmniejsza opłacalność inwestycji w obniżanie emsiji CO2.
Dodał, że projekty CCS, zwłaszcza składowanie dwutlenku węgla, mogłyby być dofinansowywane w ramach unijnego programu badawczego na lata 2014 - 2020 Horyzont 2020.
Zdaniem przedstawiciela ZEP "europejski rynek handlu emisjami (ETS) jest właściwym długoterminowym narzędziem" do pubudzenia inwestycji w technologię CCS. Dodał, że ZEP popiera zawieszenie aukcji części pozwoleń na emisję CO2, by podnieść ich cenę, ale tylko gdy nie będzie to "odizolowany" krok. Zaznaczył, że potrzebna jest odpowiednia polityka UE oraz wyznaczenie celu redukcji emisji CO2 w perspektywie 2030 r. "Musimy zrobić to teraz, by inwestorzy mieli jasność" - zaznaczył. Według analizy ZEP, by wyzwolić inwestycje w CCS potrzebna jest cena za pozwolenie na emisję poziomie 35-40 euro w 2030 r.
Teraz cena jednego uprawnienia na emisję CO2 wynosi ok. 4,4 euro.
Soothill z Alstom zaznaczył, że jest udowodnione, że technologia CCS działa, ale inwestorzy potrzebuję długoterminowej pewności zwrotu z inwestycji, którą może dać m.in. wzrost cen pozwoleń na emisję CO2 w długim okresie. "Inwestorzy muszą znać wszystkie komponenty zwrotu z inwestycji takie jak ceny energii, ale także cenę uprawnień do emisji CO2 i jeśli cena ta rośnie, jest silna, mogą to uwzględnić w modelu biznesowym. Ale jeśli nie wiemy, jaka będzie cena w długim okresie, nie mamy mechanizmu inwestycyjnego. Żeby inwestorzy podejmowali pozytywne decyzje, musi być silna cena (pozwoleń na emisję CO2) i jasność co do ceny w przyszłości" - tłumaczył.
Zaznaczył, że by uwolnić inwestycje w CCS, cena pozwolenia na emisję tony CO2 powinna wynosić ponad 30 euro w 2030 r. i wzrosnąć do 70 euro w 2050 r. Także podkreślił, że powinien być znany już teraz unijny cel redukcji emisji CO2 na 2030 r. "Jeśli nie zrobimy tego teraz, będzie trudno z inwestycjami" - powiedział.
Biorący udział we wtorkowym spotkaniu europoseł i b. szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, przyznał w rozmowie z PAP, że zawieszenie aukcji części pozwoleń na emisję CO2 (tzw. backloading) bardzo by pomógł CCS, bo "dałby impuls do inwestowania". Zaznaczył jednak, że "nie jest niezbędny, jeśli będą inne środki zapewniające wsparcie dla CCS tak jak dla energetyki odnawialnej". "CCS może być skuteczniejszy w redukcji (emisji) CO2 niż energetyka odnawialna" - powiedział Buzek. Podkreślił, wcześniej na spotkaniu, że "jeśli chcemy ratować naszą planetę", potrzebny jest CCS nie tylko w Europie, ale także np. w Chinach.
W ubiegłym roku Komisja Europejska zaproponowała zawieszenie aukcji 900 mln pozwoleń na emisję CO2 w latach 2013-2015. O tyle samo miałaby być zwiększona liczba pozwoleń w kolejnych latach do 2020 r. W zamyśle KE zawieszenie aukcji ma podnieść ich niską obecnie cenę i zmobilizować firmy do zielonych inwestycji. W lipcu za interwencją na rynku handlu emisjami CO2 opowiedział się Parlament Europejski, a w listopadzie także większość krajów UE. Zawieszeniu pozwoleń stanowczo sprzeciwia się Polska.
Warszawa nie zgłosiła się także po unijne wsparcie na instalację CCS, która miała powstać przy elektrowni w Bełchatowie. Unijny program NER 300 finansuje jednak tylko do 50 proc. kosztów projektów; resztę muszą dorzucić zainteresowane kraje członkowskie lub firmy. We wrześniu ustępujący minister środowiska Marcin Korolec powiedział, że technologia CCS jest droga, niesprawdzona i być może nawet niebezpieczna dla środowiska.