Jolanta Ojczyk: Wydaje się, że Sąd Najwyższy, coraz częściej wypowiada się w sprawach frankowych po stronie frankowiczów, ostatnio zgodził się nawet z poglądem unieważniającym umowę. Czy pana zdaniem mamy już odpowiedzi na najważniejsze pytania w sprawach frankowych?
Piotr Bednarczyk: Opublikowany niedawno wyrok wraz z uzasadnieniem Sądu Najwyższego w sprawie V CSK 382/18 odnoszący się do unieważnienia umowy doczekał się już kilkunastu komentarzy prawników występujących po obu stronach spraw frankowych, o dziwo w obu wypadkach traktowany jako judykat potwierdzający ich sprzeczne racje. Tymczasem z punktu widzenia sędziów daleko jest do przełomu w poszukiwaniu odpowiedzi, jak orzekać w sprawach kredytów indeksowanych. Na najważniejsze pytania odpowiedzi zabrakło. Tymczasem w srawach kredytów frankowych dobrze pomyślana uchwała SN ciągle może wyprzedzić orzecznictwo sądów powszechnych, a tym samym zaoszczędzić im zbytecznej pracy, której w dobie pandemii i tak nie zabraknie.
Zobacz w LEX: Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 11 grudnia 2019 r., sygn. V CSK 382/18 >
Cena promocyjna: 42 zł
|Cena regularna: 42 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Pan ma już ukształtowane poglądy, więc może uda nam się pomóc SN i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań. Po pierwsze, czy klauzula indeksacyjna może naruszać naturę stosunku prawnego, czy może powodować, że umowa jest sprzeczna z prawem, a za tym nieważna?
Ostatnie orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Warszawie (np.V ACa 567/18, VI ACa 361/18) zwracają uwagę, że możliwość dwukrotnego ustalenia przez bank kursu wymiany waluty w istocie prowadzi do sytuacji, w której to jedna ze stron określa świadczenie należne jej od drugiej strony zobowiązania. Kontrahent banku stałby się wówczas jego zakładnikiem, bo umownych ani ustawowych ograniczeń kursów szukać nie sposób, a już Longchamps de Berier nazywa takie zobowiązanie niemoralnym, bo dłużnik zdany jest na łaskę i niełaskę wierzyciela. Sąd Najwyższy – powołując się na brak zarzutów kasacyjnych - jedynie zasygnalizował problem. Tymczasem w realiach tej sprawy choćby sugestia konieczności oceny umowy pod tym kątem przy ponownym rozpoznaniu sprawy mogłaby zastąpić pozostałą część wywodu. W umowie sprzecznej z ustawą nie potrzeba doszukiwać się przecież abuzywnych postanowień.
Zobacz procedurę w LEX: Postępowanie z powództwa o zapłatę określonej kwoty pieniężnej z tytułu zwrotu nienależnego świadczenia >
Czy indeksacja jest abuzywna co do zasady ?
W kolejnych wyrokach TSUE coraz wyraźniej odróżnia warunek ryzyka kursowego i warunek spreadu walutowego, a więc postanowienia dotyczące przeliczenia na walutę oraz te, które jedynie określają kurs wymiany - w szczególności zawierają odwołanie do tabeli kursowej banku. Sąd Najwyższy również dostrzega tę dystynkcję – nazywając postanowienia (albo ich części – sic!) odpowiednio „przeliczeniowymi” i „kursowymi”. Następnie dochodzi do wniosku, że bez unormowania kursu postanowienia „przeliczeniowe” nie mogą wywrzeć skutku (s.29). Obie grupy postanowień mają stanowić element głównego świadczenia stron (s. 35). O ile jednak teza o abuzywności postanowień kursowych jest obecna w orzeczeniach SN, to nadal nie wskazano tam przekonujących argumentów – ani nawet kryteriów oceny – drugiej grupy postanowień. Nie jest to sprawa oczywista, przecież główne świadczenia stron wymagają najpierw przeprowadzenia testu jednoznaczności sformułowania (jak w sprawie C-186/16).
Sąd Najwyższy zwraca uwagę, że wejście w życie ustawy antyspreadowej nie wpływa na ocenę abuzywności tych postanowień (s. 36-39), ale i tym razem w najmniejszym stopniu nie dotyka problemu abuzywności postanowień „przeliczeniowych”, a więc samej zasady indeksacji. A przecież idąc torem rozumowania SN usunięcie abuzywności postanowienia kursowego (np. poprzez podpisanie aneksu) wyklucza możliwość negatywnej oceny zasady indeksacji. To dokładnie przeciwne stanowisko niż wyrażone w wyroku TSUE w sprawie C-118/17).
Dlaczego umowa nie może istnieć bez klauzul indeksacyjnych?
Sąd Najwyższy stawia to pytanie dopiero na trzydziestej stronie wywodu, poświęcając trzy kolejne na przytoczenie wcześniejszych wyroków SN i TSUE. Odpowiedź jest zaskakująca: zarówno postanowienia kształtujące mechanizm indeksacji (klauzula ryzyka walutowego) jak i sposób określenia kursu stanowią główne świadczenie stron (jak w wyroku III CSK 159/17), a po ich usunięciu utrzymanie umowy „nie wydaje się możliwe z prawnego punktu widzenia” po zaniknięciu ryzyka kursowego (jak w wyroku C-260/18). Usunięcie klauzul indeksacyjnych i pozostawienie kredytu w złotych oprocentowanego według stawki LIBOR jest równoznaczne z jej przekształceniem w umowę o innej istocie i charakterze. (jak w wyroku I CSK 1049/14). Zatem nie jest możliwe utrzymanie umowy o charakterze zamierzonym przez strony, a to przemawia za jej całkowitą nieważnością (bezskutecznością) (s. 36).
Przez taką konstrukcję wypowiedzi zestawiającej nieważność z bezskutecznością umowy, Sąd Najwyższy zamiast udzielić jednej odpowiedzi stawia dwa pytania. Po pierwsze o to, na czym właściwie polega sankcja wobec postanowienia umownego, które zgodnie z określeniem w art. 385 (1) § 1 kc nie wiąże konsumenta. Innymi słowy: czy jest to sankcja nieważności, bezskuteczności, czy może nieznana dotąd sankcja specyficzna. Kwestia nie jest nowa, została dostrzeżona w literaturze, choć orzecznictwo raczej ją pomijało. Po drugie: jaki przepis prawa sprzeciwia się istnieniu umowy kredytu złotowego opartej o LIBOR – skoro przytoczone wcześniej orzecznictwo TSUE domaga się w przedmiocie trwania umowy obiektywnej oceny opartej o prawo krajowe – a nie kryterium w postaci sytuacji jednej ze stron umowy (s. 31). Umowa pozbawiona indeksacji niewątpliwie nie jest taką, na którą strony zgodziły się przy jej przy zawarciu; jednak hipotetyczna wola stron nie może mieć znaczenia dla oceny całości umowy w kontekście nieważności jej poszczególnych postanowień (s. 32). Powołując się na wcześniejsze orzeczenia Sąd Najwyższy wyklucza powołanie się na art. 353 (1) kc, nie wskazując jednak alternatywnej podstawy nieważności.
Jak rozliczyć bank i kredytobiorcę?
Pozornie może się wydawać, że przynajmniej ten problem doczekał się jednoznacznego i wyczerpującego rozwiązania. Sąd Najwyższy negatywnie ocenia stanowisko sądu II instancji jako przywodzące na myśl teorię salda (s. 25) i stanowczo stwierdza, że świadczenie spełnione na podstawie postanowienia abuzywnego jest świadczeniem nienależnym, przez co podlega zwrotowi, choćby kredytobiorca był równolegle dłużnikiem banku (s.27). Stanowisko przeciwne zdaniem SN jest sprzeczne z niepodzielnie panującą w doktrynie teorią dwóch kondykcji oraz licznymi orzeczeniami wskazującymi, że w przypadku nienależnego świadczenia nie ma potrzeby badania ani wzbogacenia po jednej stronie umowy, ani zubożenia po drugiej.
Tymczasem już lektura pierwszego z powołanych orzeczeń nakazuje zastanowić się, czy przeniesienie dotychczasowych tez – bez uwzględnienia kształtujących je stanów faktycznych – jest rzeczywiście trafne.
Dlaczego?
Spośród sześciu przywołanych wyroków tylko jeden dotyczy rozliczenia umowy wzajemnej – i to nie ze względu na jej nieważność, ale na skuteczne odstąpienie. Żaden nie dotyczy umowy kredytu, wreszcie żaden nie zapadł w sprawie konsumenckiej. A czy konieczność podniesienia zarzutu potrącenia w sporze przedsiębiorcy z konsumentem odpowiada wymogom ochrony tego ostatniego? Czy udział w skomplikowanej procedurze zgłoszenia wierzytelności w razie upadłości przedsiębiorcy – a to przecież jedna z konsekwencji teorii dwóch kondykcji - powinien być narzucany konsumentowi jako forma dochodzenia roszczeń? Wyrok w sprawie I CSK 66/11 (powołany jako argument za teorią dwóch kondykcji) odwołuje się do wcześniejszego orzeczenia V CKN 769/00 wypowiadającego tezę, iż roszczenie z tytułu nienależnego świadczenia, mającego taki charakter już w chwili spełnienia, staje się wymagalne od tej chwili. Skoro reżim bezpodstawnego wzbogacenia dotyczy również przedawnienia (s.41), to część rat nadpłaconych na skutek zastosowania indeksacji stała się wymagalna już w chwili ich świadczenia. W uzasadnieniu tego ostatniego wyroku czytamy, że roszczenie o zwrot odsetek nadpłaconych na skutek zawyżonego oprocentowania jako okresowe przedawnia się po trzech latach. W początkowej fazie umowy kredytowej gros rat stanowią właśnie odsetki. Czy zatem pogląd Sądu Najwyższego o wymagalności niespłaconego kapitału dopiero od oświadczenia kredytobiorcy domagającego się upadku umowy (s. 41) ma w istocie milcząco prowadzić do pozbawienia kredytobiorcy możliwości zwrotu większości zapłaconych rat? Przecież nadpłacone odsetki uległyby przedawnieniu niezależnie od upadku umowy na skutek stosownego oświadczenia konsumenta.
Czytaj w LEX: Wyrok TSUE w sprawie Dziubak oraz jego konsekwencje prawne i ekonomiczne >
Czy odwołanie od poglądów nauki może być przekonujące?
Jeśli istotnie teoria dwóch (czy raczej stu dwóch) kondykcji jak chce Sąd Najwyższy na s. 27 - niepodzielnie panuje w polskiej doktrynie, to jest to monarchia mniejsza od Watykanu, obejmująca zaledwie kilka akapitów w komentarzach. Polscy uczeni nie poświęcili tej kwestii ani monografii, ani nawet wyczerpującego artykułu. Przytaczane przez nich wzmianki nie zmieniają się od ponad półwiecza, a więc nie uwzględniają powstania regulacji konsumenckich. W prawie polskim zastosowana przez niemiecki Sąd Rzeszy na początku XX w. teoria salda z całą pewnością nie da się obronić. Jednak do początku wieku XXI tylko niemiecka nauka zaproponowała szereg nowszych rozwiązań – choćby teorię faktycznego stosunku synallagmatycznego (por. dla przykładu P. Mossler Bereicherung aus Leistung und Gegenleistung, Mohr Siebeck 2006). Niektórzy autorzy powoływani jako zwolennicy teorii dwóch kondykcji zauważają jej niedostatki, poszukując innych rozwiązań (np. W. Serda czy P. Księżak). Jeśli więc w rozważanym wyroku Sąd Najwyższy proponuje model pt. Teoria dwóch kondykcji wymagalnych od chwili oświadczenia konsumenta, to pozostaje tylko mieć nadzieję, że przy rozważaniu zadanych już pytań prawnych ten model zostanie dogłębnie przemyślany. Tylko wówczas problem rozliczenia umowy kredytowej doczeka się rzeczywistego rozwiązania.
Czy potrzebne są odpowiedzi Sądu Najwyższego, i jak pan myśli, kiedy je poznamy?
Wydanie wyroku w sprawie V CSK 382/18 dowodzi, że Sąd Najwyższy nie jest jeszcze gotów do udzielenia odpowiedzi. Po raz kolejny zrezygnowano z postawienia pytań prawnych składom powiększonym, choćby odnośnie zagadnień poruszonych powyżej. I po raz kolejny okazuje się, że jurydyczne rozwiązanie problemu kredytów indeksowanych nie powstanie na skutek analitycznego rozważania poszczególnych zagadnień, niczym kolejnych zarzutów kasacyjnych. Niezbędne jest rozwiązanie systemowe, złożone z koherentnych elementów, które nie tylko wyłączy rozbieżności widoczne w aktualnym orzecznictwie SN i TSUE, ale przede wszystkim stanie drogowskazem dla sądów powszechnych i niezbędnym katalizatorem dla toczących się już tysięcy postępowań – także w zakresie sposobu ich prowadzenia.
Jeśli nie Sąd Najwyższy nie podejmie uchwały – swego rodzaju wytycznych w sprawach frankowych - to być może nie będzie mógł już szerzej zabrać w nich głosu, bo sądy powszechne będą musiały szukać własnych rozwiązań. Pod koniec roku mieliśmy ponad 10 000 spraw dotyczących kredytów. Banki i frankowicze znajdą zarówno prawników jak i środki na 10 000 apelacji i kolejne tysiące spraw, a sądy wcześniej czy później je rozpoznają. Ale kto i kiedy rozpozna choćby 2 000 skarg kasacyjnych? Większość z nich nie doczeka się orzeczenia merytorycznego. Kiedy zapadną uchwały w zwykłym trybie, czyli po kilku jednostkowych wyrokach SN?
Przypomnę problem odszkodowań związanych z lotniskami. Decydująca uchwała 7 sędziów zapadła dopiero po kilku latach sprzecznych wyroków – także SN, zaś orzeczenia, które mogą się do niej odwołać nadal zapadają. Powtórzę to, co powiedziałem na początku. W sprawach kredytów frankowych dobrze pomyślana uchwała SN ciągle może wyprzedzić orzecznictwo sądów powszechnych, a tym samym zaoszczędzić im zbytecznej pracy, której w dobie pandemii i tak nie zabraknie.
Ostatnie pytanie dotyczy już Pana orzeczenia, dokładnie uzasadnienie wyroku w sprawie XXV C 1597/17, którego jest Pan autorem. Wskazał Pan w nim, że unijne rozporządzenie BMR nie pozwala "odfankowić" umowy. Na naszych łamach zostało ono skrytykowane przez prawników występujących po stronie frankowiczów. Czy myśli Pan, że uda się znaleźć rozwiązanie możliwe do przyjęcia przez obie strony ?
Nieczęsto się zdarza, że wyrok I instancji w sprawie kredytów frankowych spotyka się z tak obszernym i w dodatku natychmiastowym komentarzem. Dlatego serdecznie dziękuję mecenasom Tomaszowi Koniecznemu i Filipowi Olejniczakowi za ich dogłębną analizę – mimo iż pomijając eufemizmy języka prawników ich ocena jest bardzo krytyczna. Dziękuję tym bardziej, że zarzuty związane z rozporządzeniem BMR raczej nie będą przedmiotem oceny II instancji. Obecna sytuacja wskazuje, że apelacje stron zostaną rozpoznane za kilkanaście miesięcy. A to oznacza, że problem prawidłowości zastosowania stawki LIBOR do wierzytelności złotówkowych zniknie – razem ze stawką LIBOR.
Uważa Pan, że stawka LIBOR zniknie? KNF twierdzi, że nie musi tak być.
Na chwilę obecną nie ma sygnałów, aby światowa pandemia zatrzymała prace nad przejściem od stawek LIBOR do nowych wskaźników. Zatem z końcem 2021 r. zapewne zniknie stawka LIBOR, zaś pojawią się nowe pytania o wpływ tego zdarzenia na umowy kredytów frankowych – już nie tylko tych, które trafiły do sądów, ale wszystkich - z reguły oprocentowanych stopą zmienną obliczaną według wzoru LIBOR + marża banku. Czy umowa przewidująca oprocentowanie zmienne może zamienić się w umowę z oprocentowaniem stałym? Czy będzie ono odpowiadać jedynie marży banku? Czy może marży pomniejszonej o ostatnią wartość wskaźnika – a przypomnijmy, że na dziś oznacza to oprocentowanie na poziomie rzędu 0,5 -1,0 proc.? A może wobec niemożliwości określenia oprocentowania należy stwierdzić następczą niemożliwość wykonania zobowiązania? Niektóre umowy przewidują w takiej sytuacji uprawnienie banku do samodzielnego określenia nowej wysokości oprocentowania. Jednak przy dzisiejszym poziomie świadomości kredytobiorców trudno przypuszczać, aby takie uprawnienie nie zostało zakwestionowane. Mnożenie zarzutów i roszczeń to droga donikąd. Kredytobiorcy zgłaszają często po kilka żądań ewentualnych, dotyczących różnych przyczyn nieważności umowy czy abuzywności jej postanowień. Banki w obronie podnoszą zarzuty dotyczące np. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Za chwilę może się okazać, że analogiczne żądanie zgłoszą kredytobiorcy – przecież w razie nieważności umowy bank również korzysta ze środków wpłaconych jako raty. Jak zostaną ocenione te roszczenia nie sposób przewidzieć. Dwa lata temu art. 12 ust. 1 pkt. 4 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym został wskazany przez Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego jako przykład nieprawidłowości w prawie. A w tym roku zapewne poznamy uchwałę w sprawie III CZP 80/19, która odpowie na pytanie o charakter tego przepisu właśnie na kanwie sprawy frankowej.
Chce Pan powiedzieć, że wbrew temu, co oczekiwali frankowicze, nie będzie łatwo wygrać w sądzie z bankiem?
Odpowiem nieco inaczej. Myślę, że najwyższa pora zacząć myśleć o ugodach. Nie dlatego, że będzie to korzystne dla obu stron, ale dlatego, że niebawem żadna ze stron nie będzie miała innego wyjścia. Niezależnie od przyczyn nieważność umowy może oznaczać konieczność zwrotu pokaźnej kwoty, a w obecnej sytuacji o kredyt w innym banku może być coraz trudniej. Tak zwane odfrankowienie za półtora roku może doprowadzić do analogicznej sytuacji – i wówczas stratę poniosą kredytobiorcy. W obu wypadkach dla banków oznacza to również poważne straty, tym wyższe, im bardziej wzrośnie kurs franka.
Do wyboru pozostają tylko 2 możliwości – albo jednorazowe rozliczenie kredytu i rozmowa kto komu ma zwrócić jaką kwotę – albo zawarcie nowej umowy kredytu oprocentowanej w oparciu o WIBOR i negocjacje wysokości kwoty pozostałej do spłaty. Skoro Sąd Najwyższy nie odpowiada na pytanie o los umów kredytowych, to odpowiedzi mogą udzielić jedynie ich strony.
Niestety żadna ze stron nie pali się do rozmów. W roku 2018, kiedy kurs franka wynosił 3,30 zł, przeprowadziłem kilkadziesiąt posiedzeń i rozpraw tylko w ramach nakłaniania do ugód, wskazując na wyjątkowo niski kurs i perspektywę jego wzrostu. Wówczas z reguły odmawiały banki. Dziś – nawet jeśli czasem pojawia się godna rozważenia oferta banku – to na rozprawie odmawiają kredytobiorcy. Oby za kolejne 2 lata, po wzroście kursu o kolejną złotówkę, nie okazało się, że ugoda w 2018 r. była najlepszym pomysłem. Tylko wtedy można będzie uniknąć nawet tego ryzyka, którego dzisiaj jeszcze nie jesteśmy świadomi. Sale rozpraw opustoszały. Może więc warto rozpocząć internetowe negocjacje?
Piotr Bednarczyk jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie, który często orzeka w sprawach frankowych, jego poglądy często są nowatorskie, przytacza argumenty, które nie były w ogóle poruszane przez sądy, np. w uzasadnieniu wyroku z 20 grudnia 2019 roku, sygn. XXV C 1597/17 uznał, że umowa kredytu hipotecznego w złotych oprocentowana według wskaźnika LIBOR jest sprzeczna z rozporządzeniem w sprawie indeksów stosowanych jako wskaźniki referencyjne – znane szerzej jako rozporządzenie BMR.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.