Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Magdalena Mazur-Prus powiedziała w sobotę, że osoby te usłyszały zarzut spowodowania zniszczenia w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach. Grozi im nawet do pięciu lat pozbawienia wolności.
Prokuratura nie podaje, kim są podejrzane osoby, czy są związane z firmą, która wskazywana była jako prawdopodobne źródło emisji trującej substancji.
Według szacunków, w październiku ub. roku na odcinku ok. 70 km Warty zatruciu uległo przynajmniej kilkanaście ton ryb. Zdaniem ekspertów, przywracanie zarybienia rzeki do jej pierwotnego stanu może zabrać nawet kilkanaście lat. W mięśniach śniętych ryb stwierdzono wysokie stężenie transflutryny - środka insektobójczego.
Postępowanie w sprawie zatrucia rzeki toczy się od ubiegłego roku; na razie nie wiadomo, jak długo może potrwać.
"Przesłuchani zostali świadkowie, przebadano próbki ryb i wody. Powołany biegły z dziedziny chemii jednoznacznie stwierdził, że do wody dostała się substancja chemiczna na tyle niebezpieczna, że spowodowała zagrożenie dla świata roślinnego i organizmów żyjących w wodzie, nie stanowiła zagrożenia dla ludzi i ptaków. Mamy potwierdzone, co to za substancja i skąd wzięła się w wodzie" - powiedziała Mazur-Prus.
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) ustalił w ub. roku, że trucizna nie zniszczyła ekosystemu rzeki. Przeprowadzone przez WIOŚ kontrole pozwoliły ustalić podmiot, który jest prawdopodobnym sprawcą zatrucia rzeki.
"Głos Wielkopolski", który napisał o postawionych przez prokuraturę zarzutach podał, że Inspektorat cały czas prowadzi postępowanie administracyjne. Przedstawiciele firmy podejrzanej o zatrucie rzeki chcą podważyć zebrane przez WIOŚ dowody. (PAP/DL)