Gdy podczas czwartkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki ogłaszał, ze uchroni polskie rodziny przed wzrostem cen prądu, nie wspomniał o tym, w jaki sposób od strony prawnej zostanie to dokonane. Wprawdzie mówił o wsparciu dla firm produckcyjnych zużywających dużo energii, ale nie wspomniał nic o tym, jak operacja zamrożenia cen odbije się na firmach z rynku energetycznego.

 

Czy wiesz, że użytkownicy zalogowani do Moje Prawo.pl korzystają z dodatkowych newsów prawnych tylko dla nich?

Załóż bezpłatne konto na Moje Prawo.pl i zyskaj unikalne funkcjonalności >>>

 

Tarcza dla konsumentów

Przypomnijmy, ze według rządowych zapowiedzi wszystkie gospodarstwa domowe, bez wyjątku, będą miały w 2023 r. gwarantowaną cenę prądu z 2022 roku do 2 tys. kWh rocznie. W przypadku gospodarstw domowych, w których jest przynajmniej jedna osoba niepełnosprawna oraz takich, gdzie jest co najmniej trójka dzieci, ten limit będzie wyższy. Także w przypadku gospodarstw rolnych limit ten ma wynieść do 2600 kWh.

Dziś większość dostawców prądu do gospodarstw domowych podlega cenom regulowanym, zatwierdzanym przez Urząd Regulacji Energetyki. Niektórzy dostawcy (np. w Warszawie) dostarczają prąd po cenach rynkowych, m.in. wskutek wygranych procesów sądowych z URE na tle spraw cenowych. Zamrożenie cen objęłoby prawdopodobnie wszystkich dostawców.

Zamrożenie cen prądu już wprowadzono na czas obejmujący cały 2019 rok. Sejm uchwalił wtedy, 28 grudnia 2018 r., ustawę w tej sprawie. Był to osobliwy legislacyjnie zabieg, bo przepisy o cenach prądu zostały sztucznie doklejone do nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym (Dz. U. z 2018 r. poz. 2538).

Czytaj w LEX: Energia a podatek od towarów i usług >>>

Eksperci pytani przez Prawo.pl zgodnie przyznają, że i tym razem takie zamrożenie powinno mieć formę ustawy. Wszyscy wskazują też, że taki akt prawny nie powinien zaburzać rynku i gwarantować rekompensaty dla dostawców energii. Muszą oni bowiem zakupić energię po cenach rynkowych (uwzględniających oczywiście szybujące w górę ceny węgla czy gazu), a następnie sprzedać je po sztucznie obniżonych cenach konsumentom. Za to należą im się rekompensaty.

Tarcza dla energetyków

Michał Motylewski, radca prawny w Zespole Energetyki kancelarii Dentons wspomina, że ustawa z 2018 r. wykazała wiele ułomności. - Część sprzedawców energii nie była w stanie udokumentować tytułu do rekompensat, a w nielicznych przypadkach pojawiały się nawet próby przerzucenia ciężaru zamrożenia cen na odbiorców - zauważa ekspert. Przewiduje on, że problemem będzie duża nierówność między cenami za energię, które oferuje kliku największych sprzedawców, a których taryfy zatwierdza URE (i to często poniżej realnego kosztu nabycia), a dostawcami niezależnymi, którzy są zmuszeni bardziej płynnie dostosowywać się do rosnących cen na rynku.

- Jedna, ogólnopolska taryfa byłaby z pewnością atrakcyjna dla odbiorców, ale spowoduje znaczne komplikacje przy wypłacie rekompensat i z pewnością zwiększy ich wartość - wskazuje Motylewski, dodając że obecny kryzys energetyczny ma tak nadzwyczajną skalę, że można taki wariant rozważać.

Czytaj w LEX: Rynek wewnętrzny energii elektrycznej >>>

Z kolei Michał Andruszkiewicz, adwokat, partner w kancelarii CMS wspomina, że przewidziane w ustawie z 2019 r. rekompensaty dla tych przedsiębiorców często nie w pełni pokrywały różnicę pomiędzy wysoką ceną zakupu energii na rynku a niską ceną energii dla odbiorcy końcowego, odnoszącą się do ceny z 2018 r., obowiązującą na mocy przepisów właściwej ustawy. - Dodatkowo mechanizm rekompensaty zakładał wypłatę rekompensat znacznie później w stosunku do płatności, które przedsiębiorstwa te musiały uiścić za zakontraktowaną energię. W konsekwencji ucierpiał rynek energii, a kilka podmiotów zajmujących się obrotem energią zakończyło działalność - zauważa mec. Andruszkiewicz. Według niego, system zamrożenia cen i rekompensat powinien być tak skonstruowany, by przedsiębiorcy mogli odpowiednio przygotować lub zmodyfikować swoją strategię długoterminowego zakupu energii elektrycznej na rynku hurtowym.

 

Przed błędami dotyczącymi rekompensat przestrzega też Paweł Łączkowski, radca prawny i partner associate w Deloitte Legal. Zwraca on uwagę na to, że gdyby taka nadzwyczajna sytuacja potrwała przez dłuższy czas, tj. więcej niż rok, mogłoby to doprowadzić do zaburzeń na rynku energetycznym.

- Po prostu niektórzy dostawcy, zniechęceni takim scenariuszem, oznaczającym pogorszenie ich płynności finansowej, mogliby wycofać się z rynku dla odbiorców indywidualnych. W takiej sytuacji przeciętny Kowalski miałby mniejszy wybór wśród dostawców, a efekty mogą być takie, jak to zwykle przy braku konkurencji, czyli wzrost cen (bo przecież kiedyś ograniczenia znikną) i spadek jakości obsługi - przewiduje Łączkowski.

A może większa reforma na stałe

Obecna sytuacja, może być jednak przyczynkiem do zmian systemowych idących znacznie dalej i nie ograniczających się do tymczasowego zamrożenia cen. Tak uważa Jarosław Wajer, partner w firmie doradczej EY i lider jej działu energetyki

- Jak rozumiem, według rządowej propozycji, gospodarstwa domowe zapłacą mniej za pierwsze 2 tys. czy 2,6 tys kWh, a powyżej tej granicy cena będzie wyższa. To tworzy de facto system progresywny, który kilkukrotnie był rozważany w przeszłości - wspomina ekspert.

Według tych propozycji, niższa "socjalna" taryfa byłaby przeznaczona dla gospodarstw uboższych, płacących mniejsze rachunki. Te gospodarstwa, które zużywają więcej energii, np. na iluminację domu i ogrodu czy prace klimatyzatorów - płaciłyby więcej, ale wyższa taryfa skłaniałby je ku efektywności energetycznej. - Przypominałoby to nieco płacenie wyższej stawki PIT przez lepiej zarabiających - mówi Wajer.

Zróżnicowanie taryf popiera też Michał Motylewski. Według niego, co do zasady, jest to słuszne rozwiązanie, bo zawiera ekonomiczną zachętę do oszczędzania energii. - Jednak nie daje odpowiedzi na to, jak mają się zachować odbiorcy, który polegają na energii elektrycznej do, najbardziej nawet efektywnego, ogrzewania swoich domów. Być może trzeba tu będzie połączyć kilka instrumentów prawnych, by ich potrzeby w zakresie komfortu cieplnego były zaspokojone w stopniu analogicznym, jak w przypadku gospodarstw domowych korzystających z innych źródeł ciepła - sugeruje ekspert kancelarii Dentons.

A dlaczego właśnie dwa tysiące kilowatogodzin? - Zużycie prądu w gospodarstwach domowych w wysokości do 2 tys. kWh i 2600 kWh, które ma być objęte gwarantowaną ceną to mediana, która wychodzi z obliczeń i analiz prowadzonych przez ostatnie kilkanaście lat - wyjaśnia wiceminister rozwoju i technologii Olga Semeniuk.

Jarosław Wajer postuluje, by przy okazji tej reformy załatwić jeszcze inną sprawę. - Można by urealnić podział opłat na koszty zmienne, dotyczące głównie paliwa energetycznego oraz stałe, dotyczące utrzymania sieci, majątku wytwórczego, czy nowych inwestycji itp. Wprawdzie już dziś na rachunkach za prąd odbiorcy widzą taki podział, ale nie odzwierciedla on rzeczywistych proporcji kosztów stałych i zmiennych - zauważa ekspert EY.