- Złamałam rękę. Niestety krzywo się zrosła, bo za długo była trzymana w gipsie. Wybuchła pandemia, zamknięto poradnie specjalistyczne i nie mogłam zgłosić się na zdjęcie gipsu - żali się pacjentka w jednej z podwarszawskich placówek medycznych, w której oczekiwała na rehabilitację.
To jeden z przykładów obrazujących, jak przez epidemię koronawirusa i związane z tym zamknięcie szpitali i poradni, pogorszył się stan zdrowia chorych cierpiących na inne schorzenia, niż COVID-19. Z tym, że tych ostatnich od połowy marca, czyli od momentu gdy ogłoszono stan epidemii, nie hospitalizowano miesięcznie więcej, niż 3 tys. osób w skali kraju. Tymczasem dla nich rząd zablokował przed innymi chorymi szpitale jednoimienne czy te z oddziałami zakaźnymi.
Otwieranie się szpitali dla pacjentów z cukrzycą
Mamy w Polsce 3 miliony chorych na cukrzycę, 100 tys. osób umierających rocznie z powodu raka i wiele zapadających na zawał. To z ich powodu Fundacja My Pacjenci zorganizowała 11 sierpnia teledebatę ekspercką, podczas której lekarze dyskutowali o tym, jak przywracać w szpitalach i poradniach specjalistycznych opiekę nad pacjentami. Medycy podkreślali, że od 5 miesięcy obserwują negatywne zjawiska, które są związane z opóźnianiem dotarcia pacjenta do pomocy w różnych specjalnościach.
W przypadku pacjentów cierpiących na cukrzycę, lekarze zauważają dwa rodzaje zaniechań. - Po pierwsze chodzi o pacjentów z nowo rozpoznaną cukrzycą, przede wszystkim typu 2. Mają problem aby dostać się na pierwszą wizytę do poradni specjalistycznej. Kolejki owszem były już wcześniej, a teraz już wyjątkowo trudno się umówić. Stąd ci chorzy trafiają do szpitali z wysokimi glikemiami i tam dopiero rozpoznaje się cukrzycę typu 2. W normalnych okolicznościach tak by się nie działo, gdyż przy początkowych dolegliwościach pacjenta zbadałby lekarz rodzinny, zmierzył cukier i postawił rozpoznanie - mówił prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Drugi problem dotyczy pacjentów z cukrzycą już rozpoznaną. W czasie epidemii nie mogli oni poddawać się intensywne leczeniu. W związku z tym rozwinęły się u nich powikłania, np. przewlekłe typu zespół stopy cukrzycowej, ale też wszelkie powikłania naczyniowe. - Te osoby mają trudniejszy dostęp do leczenia szpitalnego. Jeśli zaś cukrzyk ma stopę cukrzycową, to w normalnych warunkach zgłaszał się do specjalisty przy zauważeniu niewielkich zmian w obrębie stopy, a teraz to znacznie odwleka - zwrócił uwagę prof. Czupryniak.
Pacjenci onkologiczni też mają opóźnienia
Okazuje się, że nie lepiej jest w onkologii. Choć szpitale i odziały onkologiczne miały nie zaprzestawać pracy na czas pandemii, przyjmować chorych normalnie, to i tak pojawiły się tu opóźnienia, o czym alarmują onkolodzy. - Pacjenci często nie mogli i nadal nie mogą dostać się do swoich lekarzy rodzinnych i bombardują onkologów telefonami, prosząc o przyjęcie, bo mają jakieś niepokojące objawy. Na szczęście w większości przypadków nie są to objawy choroby nowotworowej, niemniej to tylko lekarz, na podstawie badania, może te objawy wykluczyć. Niedopuszczalne jest, aby pacjenci błąkali się między poradnią a szpitalem - mówi prof. Jacek Jassem, szef Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Ograniczenie w dostępie do specjalistów, szpitali, poradni odczuwają także pacjenci kardiologiczni. Ci tracą już w momencie, gdy dzwonią po karetkę, informując o dusznościach. Dyspozytor pogotowia odczytuje to jako objawy COVID-19 i wysyła karetkę z pacjentem do szpitala zakaźnego. Na miejscu okazuje się, że to nie koronawirus, ale zawał i ambulans musi przewozić chorego do innego szpitala. Zaś największe szanse na wyzdrowienie, pokonanie zawału, ma pacjent, któremu udzieli się pomocy w ciągu godziny.
Pacjenci kardiologiczni odsyłani przez szpitale
- Widzimy zmniejszenie liczby hospitalizacji w oddziałach kardiologicznych, wydłużył się czas oczekiwania na zabiegi planowe przyspieszone, natomiast środowisko kardiologiczne niepokoi zmniejszenie liczby hospitalizacji pacjentów ze świeżym zawałem serca o ok. 30 proc. - podkreśla prof. Grzegorz Opolski, kierownik I Katedry i Kliniki Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Z kolei szpitale ogólnopediatryczne są raczej otwarte dla pacjentów i przyjmują normalnie. - Obawiam się tylko co będzie jesienią, gdy powrócą inne choroby wirusowe i zakaźne. Może być wtedy problem z hospitalizacją dzieci, gdyż wszystkie szpitale zakaźne w Polsce są szpitalami jednoimiennymi i przyjmują tylko małych pacjentów z koronawirusem. Dzisiaj to często jedno, dwoje dzieci na oddziale – wskazuje prof. Teresa Jackowska, konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii.
Wydłużone hospitalizacje dla pacjentów ortopedycznych
Negatywne konsekwencje związane ze zbyt późnym udzieleniem pomocy dostrzegają nie tylko sami lekarze, ale i zarządzający szpitalami.
- Problemy są też w ortopedii. Przyjmujemy na operację wszczepienia endoprotezy stawu biodrowego obecnie tych pacjentów, którzy powinni się jej poddać w marcu, kwietniu. Przychodzą teraz, ale ich stan zdrowia pogorszył się i wymagają nie kliku dni hospitalizacji po zabiegu, ale nawet kilkunastu - wskazuje Beata Gołąb- Bełtowicz, wicedyrektor Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Podkreśla, że szpital się odmraża i wraca do normalnego funkcjonowania, ale oczekuje wytycznych resortu zdrowia.
Tymczasem minister zdrowia powołał przed kilkoma tygodniami zespół ds. przygotowania wskazówek co do tego jak szpitale mają wracać do normalnego funkcjonowania. Żadnych wytycznych jednak jeszcze zespół nie wydał.