Ekolog z Nowej Zelandii był jednym z 10 tys. delegatów, którzy cztery lata temu zjechali z całego świata do Poznania na międzynarodową konferencję klimatyczną.
Dzień przed rozpoczęciem obrad Nowozelandczyk został przewieziony do szpitala MSWiA z zawałem serca. Podane leki nie pomogły, zrobiono mu angioplastykę (poszerzenie naczyń krwionośnych). Szpital wycenił zabieg na 15 tys. zł. Do tego doszły opłaty za badania, leki i pięciodniowy pobyt na oddziale. Końcowy rachunek: 20 tys. zł.
Za gotowość udzielania delegatom pomocy medycznej płaciło Ministerstwo Zdrowia, ale pieniądze za konkretne leczenie szpitale musiały ściągać same.
Okazało się, że ubezpieczenie Nowozelandczyka nie obejmuje leczenia zawałów serca - bo pacjent miał ponad 60 lat, już wcześniej przeszedł zawał, a tuż przed przybyciem do Poznania założono mu by-passy.
Szpital uprzedził pacjenta, że będzie musiał zapłacić za leczenie. Wtedy obcokrajowiec uciekł.
Okazało się, że ubezpieczenie Nowozelandczyka nie obejmuje leczenia zawałów serca - bo pacjent miał ponad 60 lat, już wcześniej przeszedł zawał, a tuż przed przybyciem do Poznania założono mu by-passy.
Szpital uprzedził pacjenta, że będzie musiał zapłacić za leczenie. Wtedy obcokrajowiec uciekł.
W trakcie konferencji poznańskie szpitale udzieliły pomocy ponad 200 delegatom. W szpitalu MSWiA hospitalizowano dziewięć osób. Dług został tylko po leczeniu zawału.
Źródło: Gazeta Wyborcza