Porozumienie Zawodów Medycznych podkreśla, że czują się oszukani. Ich zdaniem kolejki się wydłużają, nie ma wzrostu nakładów na ochronę zdrowia, a projekt o minimalnym wynagrodzeniu w obecnej formie jest nie do zaakceptowania.
Podkreślają, że 29 czerwca na znak protestu pracownicy ochrony zdrowia założyli czarne podkoszulki lub czarne opaski na fartuchy, ale na tym nie poprzestaną.
- Jesienią dojdzie do zaostrzenia akcji protestacyjnej – podkreśla Dybek. – Nie wiem jeszcze jaką formę ona przybierze, ale rozważamy wzięcie urlopów na żądanie lub oddawanie krwi przez personel medyczny.
W akcji mieli wziąć udział pracownicy medyczni i niemedyczni m.in.: diagności laboratoryjni, fizjoterapeuci, psychologowie, technicy: elektrokardiologii, radioterapii, analitycy medyczni, fizjoterapeuci, logopedzi oraz diabetycy.
PZW podkreśla, że w ochronie zdrowia są potrzebne duże zmiany. - Nie godzimy się na to, by fizjoterapeuta nadal zarabiał 2100 zł brutto. Oczekujemy zmian, a nie narodowej debaty, z której niewiele wynika – podkreśla Dybek.
Minister zdrowia: Nie do końca wiem, jakie są powody protestu
Minister zdrowia Łukasz Szumowski kilka dni wcześniej zapytany przez dziennikarzy o zapowiedź piątkowego protestu podkreślił, że prowadzi dialog z różnymi środowiskami.
- Rozmawiałem z Porozumieniem Zawodów Medycznych, zresztą tak jak z większością związków zawodowych czy grup reprezentujących związki zawodowe, m.in. z fizjoterapeutami, diagnostami, ratownikami, pielęgniarkami, lekarzami, farmaceutami, farmakologami, właścicielami szpitali, pracodawcami, oczywiście także z dużymi związkami „Solidarnością” i OPZZ - wskazał Szumowski i dodał, że nie do końca wie, jakie są powody tego protestu.