"Podtrzymuję w pełni decyzję dyspozytora medycznego, który poinformował lekarza o braku możliwości wykonania transportu z Gostynia do Poznania w związku z brakiem lądowiska przyszpitalnego" - powiedział Gałązkowski na poniedziałkowej konferencji prasowej.
Odniósł się też do wypowiedzi dyrektora szpitala w Gostyniu, według którego śmigłowiec mógł wylądować na stadionie w Gostyniu. Gałązkowski tłumaczył, że nie jest to lądowisko, ale tzw. miejsce gminne przeznaczone do wykonywania lotów ratunkowych w nocy; pacjent jest tam transportowany karetką bezpośrednio z miejsca wypadku, a potem leci śmigłowcem do ośrodka specjalistycznego.
Gałązkowski mówił, że LPR musi respektować przepisy prawa lotniczego, a te - podkreślał - wyróżniają kryteria akceptowalnego poziomu ryzyka w zależności, czy lot odbywa się do wypadku, czy też do miejsca, gdzie pacjent znajduje się pod opieką.
W tym pierwszym przypadku - mówił Gałązkowski - przepisy pozwalają na większy poziom ryzyka, zdarza się, że załoga nie jest w stanie przewidzieć, gdzie będzie lądowała. Tymczasem w transporcie między szpitalami przepisy nakazują, by miejsce lądowania spełniało określone wymogi. "Innymi słowy, przepis mówi tyle: jeżeli pacjent jest pod opieką lekarzy, nam nie wolno ponosić podwyższonego ryzyka" - powiedział Gałązkowski. "Transport szpitalny musi być robiony dużo bezpieczniej niż lot do wypadku" - podsumował.
Podkreślił też, że za lot wbrew przepisom pilotowi grozi odpowiedzialność karna, a operatorowi, np. LPR, odebranie certyfikatu lotniczego. Podkreślił, że bezpieczeństwo wykonywanych zadań to bezpieczeństwo pacjentów i załóg.
Gałązkowski poinformował też, że w latach 2002-2010 LPR sześć razy lądowało na stadionie w Gostyniu. Dopytywany przez dziennikarzy mówił, że pacjenci znajdowali się wówczas pod opieką lekarzy. Zwrócił jednak uwagę, że systematycznie wchodzą w życie nowe przepisy, a w LPR powstał zespół bezpieczeństwa, który ma obowiązek oceniać operacje lotnicze i tworzenie zaleceń, jak minimalizować ryzyko. "Wymogi, które kiedyś były stawiane dla takich miejsc, na których śmigłowiec może wykonywać transport, były dużo mniejsze niż są obecnie" - powiedział Gałązkowski. Dodał, że do tej kwestii odnoszą się przepisy prawa lotniczego, które zmieniły się w 2011 r.
Gałązkowski poinformował również, że w niedzielę do centrum operacyjnego LPR dzwoniono trzykrotnie (dwa razy z Gostynia i raz z Poznania). Za każdym razem dyspozytor informował lekarza, że nie ma możliwości wykonania transportu. Mówił też m.in., że w Gostyniu nie ma lądowiska przyszpitalnego, a najbliższe jest w odległości ok. 30 km w Lesznie.
Szef LPR poinformował, że w wyjaśnieniach, jakie LPR wysłał do ministra zdrowia, znalazła się informacja, jak wyglądał kontakt między LPR a lekarzem dyżurnym oraz jakie dokumenty i procedury obowiązują w LPR.
"Od wielu lat czynimy starania, aby być jeszcze bardziej dostępnym, aby pacjentom jak najczęściej pomagać, natomiast musimy w tym wszystkim znaleźć również miejsce i przestrzegać tych przepisów, które nakładają na nas obowiązek takiego układania procedur, aby załogi mogły wykonywać operacje bezpiecznie" - zapewniał Gałązkowski.
W sobotę po południu do szpitala w Gostyniu (Wielkopolskie) przywieziono rannego w wypadku 5-letniego chłopca. Po zdiagnozowaniu przez lekarza dyżurnego szpitala dziecko, z licznymi obrażeniami, miało trafić do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Transportu rannego 5-latka odmówiło Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, argumentując, iż na przewiezienie dziecka śmigłowcem nie pozwalały przepisy, które dopuszczają transport międzyszpitalny tylko z odpowiednich miejsc i lądowisk. Dziecko ostatecznie trafiło do szpitala w Poznaniu po czterech godzinach. Zostało przewiezione specjalistyczną karetką. Przeszło operację, jego stan jest ciężki.
Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz otrzymał w poniedziałek pisemne wyjaśnienia od szefa Lotniczego LPR w tej sprawie. Niezależnie od wyjaśnień, minister wszczął w tej sprawie kontrolę w LPR. Minister zwrócił się też do wojewody wielkopolskiego "o niezwłoczne dokonanie kontroli prawidłowości całości postępowania dotyczącego rannego dziecka – przede wszystkim w szpitalu w Gostyniu, wskazując jednocześnie na konieczność udziału w tej kontroli konsultantów wojewódzkich w dziedzinach medycyny ratunkowej oraz chirurgii dziecięcej". Szef MZ wystąpił też do konsultantów krajowych w dziedzinach medycyny ratunkowej i chirurgii dziecięcej o współpracę i zbadanie tej sprawy w ramach kompetencji.
Pisemną prośbę o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji otrzymał także starosta powiatu gostyńskiego, który jest podmiotem tworzącym szpital w Gostyniu.
Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Agnieszka Pachciarz zapowiedziała w poniedziałek rano w Programie I Polskiego Radia, że Fundusz sprawdzi, czy LPR miało podstawy, by odmówić transportu rannego 5-latka, oraz czy szpital w Gostyniu, do którego chłopiec trafił, był odpowiednio zabezpieczony w transport sanitarny.
Postępowanie w tej sprawie, w związku z podejrzeniem narażenia życia i zdrowia dziecka, wszczęła także Prokuratura Rejonowa w Gostyniu. (PAP)
ral/ bpi/ bno/ gma/