Obecne przepisy - abstrahując od tego, że od lat nagminnie naruszane - zakładają, że na pierwszym etapie dokonuje się oceny bibliometrycznej i ustala wstępną punktację na podstawie wskaźników cytowań w bazach danych Scopus i Web of Science. Drugi etap procesu to etap ekspercki - specjalne zespoły ekspertów są powoływane dla każdej z dyscyplin i mają możliwość korygowania punktacji czasopisma. Mogą podnieść albo obniżyć punktację o dwa poziomy w stosunku do wyników uzyskanych w pierwszym etapie.

 

Wykaz na cenzurowanym

Spory o to, jak podejść do punktacji czasopism, a co za tym idzie do oceny osiągnięć badacza i jego uczelni, ciągną się od lat. Przy okazji wprowadzania Ustawy 2.0 chciano położyć większy nacisk na bibliometryczną ocenę periodyku. Miało to jednak zasadniczą wadę, mocno stawiano na umiędzynarodowienie, bo większą pozycję i więcej cytowań miały artykuły wydane za granicą i napisane w języku angielskim, co uderzało w dziedziny specyficzne dla danego kraju, np. filologie, czy prawo. Te nierówności miała zniwelować ocena ekspercka, jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem, bo za czasów poprzedniej ekipy zaczęto wprowadzać arbitralne zmiany do listy, łamiąc tryb określony w przepisach (które ta ekipa stworzyła, choć za czasów pierwszej kadencji i rządów ministra Jarosława Gowina). Wskutek tych zmian wykaz, a co za tym idzie, wyniki ewaluacji mocno straciły na wiarygodności. Tym bardziej, że - pozostając przy naukach prawnych - przy okazji podniesienia punktacji uznanym polskim czasopismom prawniczych, "dosypywano" punktów także tym, które niekoniecznie cieszą się szacunkiem środowiska. Nowa koalicja rządząca obiecała, że uporządkuje listę czasopism oraz zasady ewaluacji. Pomysły były różne - Komisja Ewaluacji Nauki proponowała np., by stworzyć dwie ścieżki oceny periodyków. Pierwsza dotyczyłaby nauk inżynieryjno-technicznych, ścisłych, medycznych, przyrodniczych i weterynaryjnych - w ich przypadku decydować miały wskaźniki bibliometryczne, przede wszystkim wskaźnik cytowalności (impact factor). Ewaluacja humanistycznych czasopism naukowych miałaby natomiast opierać się na ocenie eksperckiej. Te propozycje nie wzbudziły szczególnego entuzjazmu wśród przedstawicieli nauk humanistycznych, którzy podkreślali, że takie zmiany z góry zakładają traktowanie tych dziedzin jako nauki drugiej kategorii.

 

Dwa koszyki i ocena najważniejszego osiągnięcia naukowca

Wygląda jednak na to, że rząd częściowo wdroży te założenia, choć zmiana nie będzie tak drastyczna. Jak podkreślił wiceminister edukacji Maciej Gdula, punktacja czasopism opierać się będzie na połączeniu oceny parametrycznej z oceną ekspercką. Rozporządzenie ma obowiązywać od stycznia 2025 r.

- Pierwsze przymiarki związane z tym rozporządzeniem szły w tym kierunku, by stworzyć dwa koszyki. Jeden - koszyk nauk ścisłych, nauk o życiu i nauk technicznych - miał być oceniany wyłącznie parametrycznie. Drugi koszyk - nauki humanistyczne, teologiczne i społeczne - miał być oceniany wyłącznie ekspercko - opisał Maciej Gdula. Zgłoszono jednak wiele uwag, "aby uwzględniać polskie czasopisma także w naukach technicznych". Dlatego ostatecznie koszyk ekspercki do oceny nauk ścisłych, o życiu i technicznych, będzie miał prawdopodobnie ograniczenia punktowe, aby uwzględnić międzynarodowy wymiar nauki w tych dziedzinach.

Minister zapowiedział także, że przy ewaluacji mniejszy nacisk kładziony ma być na publikacje. - Niby mamy trzy kryteria ewaluacyjne, a publikacje są tylko jedną z nich. Jest też kryterium powiązania z otoczeniem zewnętrznym i wpływ społeczny. W praktyce jednak to pierwsze kryterium "zjadło" pozostałe i cała działalność naukowa skoncentrowana jest na osiągnięciach publikacyjnych. Kiedyś jak się spotkało dwoje naukowców - rozmawiali o tym, co napisali. Dziś rozmawiają, gdzie opublikowali i za ile punktów. Nie sądzę, żeby to był dobry kierunek rozwoju nauki - ocenił. Dlatego, MNiSW rozważa możliwość uwzględniania w ocenie tylko jednego, najlepszego osiągnięcia naukowca przez cztery lata.  Wiceminister chce też w większym stopniu doceniać dobrych dydaktyków, bo obecnie uczelni i naukowcom niespecjalnie się opłaca rozwój w tym kierunku, skoro punktowane są głównie artykuły. Jednym z pomysłów oceny tego parametru jest analiza danych z systemu ELA (ekonomiczne losy absolwentów). Miałoby to pozwolić określić, jak skuteczna jest dana uczelnia dla kształcenia osób, które dobrze odnajdują się na rynku pracy. Minister przypomniał przy tej okazji, że system nauki ma więcej funkcji niż tylko dobra pozycja w rankingach światowych uczelni. - Polskie uczelnie nie są wysoko na liście szanghajskiej. Może nie należy się tym martwić, bo tak skonstruowany ranking uprzywilejowuje te kraje, z których wywodzą się nobliści, które bardzo dużo pieniędzy przeznaczają na badania. I nie uwzględnia innych funkcji systemu nauki. To tak, jakby patrzeć na sport tylko przez pryzmat olimpiady albo na las pod kątem tylko tego, ile mebli możemy z niego wyprodukować - mówił wiceminister Gdula.

Pomysł niezły, ale szczegóły trzeba przemyśleć

Prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego wskazuje, że jeżeli potwierdzą się zapowiedzi MNiSW, mechanizm będzie podobny do obecnego, bo łączyć będzie zarówno bibliometrię, jak i ocenę ekspercką. Zakłada się jednak pewne odrębności przy punktowaniu czasopism z zakresu nauk humanistycznych i ścisłych.
- W zakresie tych pierwszych punktacja oparta będzie przede wszystkim na ocenie eksperckiej, w mniejszym stopniu natomiast na bibliometrii. W przypadku nauk technicznych, przyrodniczych i ścisłych ta proporcja ma być odwrotna - zauważa. Jego zdaniem jest to dobrym rozwiązaniem dla czasopism zaliczanych obecnie zarówno do nauk ścisłych, jak i humanistycznych. - Bywało, że takie periodyki były mocno pokrzywdzone oceną - np. świetne czasopismo z zakresu prawa informatycznego plasowało się wysoko, jeżeli chodzi o prawo, ale nisko gdy oceniano jego znaczenie dla nauk technicznych, co odbijało się na jego punktacji, która była uśredniana. Jest nadzieja, że po zmianach tak już nie będzie - wskazuje prof. Stec. - Ogólnie uważam, że to dobry kierunek, choć nie rozwiąże wszystkich problemów. Zwłaszcza zaś z trwającą obecnie ewaluacją, bo nowy wykaz ma wejść w życie w przyszłym roku, natomiast punktacja w ostatnich latach zmieniała się tak często, że ocena artykułu to loteria. Dlatego dążyłbym do uproszczenia całej ewaluacji - zamiast pięciu kategorii, sprawdzałbym, czy dana uczelnia prowadzi wartościowe badania oraz co powinna w swojej działalności poprawić. Czyli skłaniałbym się raczej ku ocenie opisowej - podkreśla. Choć - jak sam zauważa - sprawiłoby to, że większość uczelni uzyskałoby taką samą ocenę i ten sam poziom finansowania, a tylko kilka miałoby status wybitnych.

- Z drugiej strony nie wiem, czy istnieje w tej kwestii idealne rozwiązanie - nasza ewaluacja ma służyć zarówno podziałowi środków, jak i ocenie jakości badań. O ile systemy punktowe i algorytmy świetnie z założenia spełniają ten pierwszy cel, to niekoniecznie sprawdzają się przy ocenie jakości badań. W tych ostatnich sprawdza się lepiej ocena ekspercka - mówi prof. Stec.

 

Humanista nie musi publikować wyłącznie lokalnie

Profesor Grzegorz Krawiec z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie również podkreśla, że system ewaluacji nie powinien być celem samym w sobie, lecz środkiem do ustalenia pewnych wartości i danych dotyczących szkolnictwa wyższego. - Nie powinien decydować samodzielnie o tak wielu istotnych kwestiach w obszarze szkolnictwa wyższego. I tak np. w zakresie uprawnień doktorskich i habilitacyjnych pozytywne wyniki ewaluacji powinny być jednym z kryteriów decydujących o tych uprawnieniach. Ale nie jedynym kryterium. Stąd też dla funkcjonowania szkolnictwa wyższego istotna będzie nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, które „wpisze” nową ewaluację w pewien system - uważa.

 

Nieco sceptycznie podchodzi do zróżnicowania sposobu oceny czasopism humanistycznych i z zakresu nauk ścisłych, przyrodniczych i technicznych. W przypadku tych ostatnich kładziono by o wiele większy nacisk na międzynarodowość. - Owszem, nauki społeczne uprawiać można lokalnie, ale wymiar międzynarodowy także jest tu ważny, chociaż nie we wszystkich obszarach prawa: głównie w teorii i filozofii prawa, prawie rzymskim, ale także jednak w poszczególnych dogmatykach. Trzeba jednak pamiętać, że przedstawiciele nauk dogmatycznych tworzą naukę, która przydaje się także praktykom, a tę najlepiej uprawiać w języku polskim, najlepiej zrozumiałym przez sędziów, prokuratorów i urzędników. Sam wiem, że publikowanie w obcojęzycznym piśmie wymaga pewnych starań i wysiłków, ale jest możliwe. Może warto, by ministerstwo rozwinęło program bezpłatnych tłumaczeń dla polskich naukowców, którzy chcą pisać w językach obcych (niekoniecznie w języku angielskim) - sugeruje prof. Krawiec. - Jeżeli zaś chodzi o ocenę ekspercką, to nie jestem jej fanem. Polski ekspert nie jest podmiotem bezstronnym; jest on bowiem osobą związaną z daną jednostką naukową, której też zależy na dobrym wyniku ewaluacji i na tym, by konkurencja wypadła gorzej. Wszyscy wiemy, że w obszarze nauki od lat rządzą ci sami ludzie - podkreśla. Dlatego postawienie wyłącznie na ocenę ekspercką nie jest w pełni fair, co - jego zdaniem - pokazuje to, jak wyglądała w ostatniej ewaluacji ocena wpływu na otoczenie. - Wydaje się, że najlepsza jest ocena mieszana, przy czym w przypadku oceny eksperckiej najlepiej by było, gdyby w pewnym stopniu była ona międzynarodowa tak, by ograniczyć wpływy krajowych „karteli” naukowych, działających na swoją korzyść - podkreśla.

 

Prostsze, ale możliwe, że demotywujące

Zdaniem prof. Steca pomysł, by brać pod uwagę jedno, najważniejsze osiągnięcie naukowca, ma swoje wady i zalety - system będzie prostszy, ale jednocześnie w mniejszym stopniu może motywować naukowca do rozwoju, skoro wystarczyć będzie jedna, dobra publikacja. Prof. Krawiec uważa natomiast, że to bardzo dobre rozwiązanie. - Pozwoli to może na poluzowanie "punktozy". Obecnie panuje szaleństwo co do publikacji. Dlaczego? Dlatego, że oczekują od nich tego ich przełożeni – dyrektorzy, dziekani, rektorzy. Publikacje wpływają na ocenę pracownika. Czy to jednak nie za mało? Ale rozumiem intencje ministra - pewnie chce on oddzielić ocenę ewaluacyjną od indywidualnej oceny pracowniczej - wskazuje. Jego zdaniem naukowcy faktycznie za bardzo skupiają się na tym, za ile punktów opublikowali artykuł.

- Jeżeli potrafimy się dostosować do wymogów pisma, to możemy „trzaskać” dużą ilość artykułów wysokopunktowanych. Problem polega jednak na tym, że artykuły te nie będą wnosić niczego nowego do nauki – a to jest bez sensu. Byłem w maju na wręczeniu księgi pamiątkowej profesorowi Andrzejowi Matanowi z UŚl w Katowicach (wydana została przez Wolters Kluwer) – powiedziałem, że profesor należy do tej grupy naukowców, których się czyta i – co więcej –  można z nim porozmawiać merytorycznie o prawie administracyjnym, czego niestety nie mogę powiedzieć o wielu osobach, które chwalą się w social mediach, że opublikowali kolejny artykuł w wysokopunktowanym czasopiśmie - wskazuje. Dodaje również, że coraz częściej naukowcy są dumni nie z rozwiązania jakiegoś problemu naukowego, a z samej publikacji artykułu w czasopiśmie, nawet jeżeli jest to artykuł wtórny i niewiele wnoszący. -  Gdy w social mediach widzę osobę, która chwali się swoimi monografiami obcojęzycznymi wydanymi w różnych wydawnictwach w krótkim okresie czasu (na podobny temat), to zastanawiam się, czy ta osoba nie widzi, że coś jest nie tak? W naukach społecznych (ale też innych) napisanie porządnej monografii wymaga dużej ilości czasu. Apelują do władz rektorskich uczelni, by nie przyznawali bezrefleksyjnie takim osobom nagród za "dorobek" - wskazuje.

 

Warto postawić na dydaktykę, choć sposób oceny trzeba przemyśleć

Według profesora Steca należy docenić pomysł, by zauważyć dydaktyczną działalność uczelni, niekoniecznie powinno być to jednak uwzględniane w ocenie naukowej. -  Myślę, że powinna to być odrębna ocena, a jej wyniki powinny być uwzględniane w algorytmie podziału pieniędzy między uczelnie. Ciekawą koncepcją jest odwołanie się do systemu ELA przy ocenie, jak dana uczelnia radzi sobie z dydaktyką. Nie będzie to jednak w pełni wymierne - podkreśla.

 


Chodzi o to, że dane zaciągane do systemu opierają się na danych przekazywanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. O ile są one precyzyjne w przypadku osób pracujących na etacie, bo odprowadzają one określony odsetek swoich zarobków, to nie są wiarygodne w przypadku absolwentów prowadzących działalność gospodarczą, bo ci mają większą swobodę w kwestii określania wysokości odprowadzanej składki - będą zatem kierunki mocno poszkodowane przy tej ocenie, przy założeniu, że w danym sektorze rynku rzadziej pracuje się na umowę o pracę, a prowadząc działalność, odprowadza się minimalną składkę. Dodatkowo system ELA odnosi się do kierunków, a nie do dyscyplin, co też może być problematyczne przy ewaluacji.

Czytaj też w LEX: Wierczyński Grzegorz, Problemy oceny parametrycznej polskich czasopism naukowych z dziedziny nauk prawnych >