Zarząd Dróg Wojewódzkich ogłosił we wrześniu br. przetarg na obwodnicę zachodnią Chrzanowa. Jednak jak się okazało, oprócz warunków technicznych i ceny są jeszcze inne dodatkowe świadczenia, jakie musi spełnić zwycięski wykonawca.
W wykazie świadczeń ZDW wpisał, że przedsiębiorca, który wygra przetarg, ma dostarczyć także telefon komórkowy z zestawem głośnomówiącym, nowy notebook, cyfrowy aparat fotograficzny, a nawet papier do drukarki. Do tego dochodzi zapewnienie przez wykonawcę zarządowi dróg dwóch samochodów osobowych "średniej klasy o pojemności silnika min. 1600 cm3, z klimatyzacją, zestawem głośnomówiącym, w pełni gotowy do jazdy, z pełnym pakietem ubezpieczenia, w tym AC". Potencjalni wykonawcy nie kryją oburzenia.
- To nie przetarg, tylko jakieś żarty. Mamy kupować dla urzędu laptopy, aparaty fotograficzne, samochody z klimatyzacją. A do tego jeszcze ponosić koszty paliwa oraz rozmów telefonicznych za 300 zł miesięcznie? - denerwuje się małopolski przedsiębiorca, który chciał wziąć udział w przetargu.
Natomiast przedstawiciele zarządu dróg nie rozumieją całego zamieszania. Samochody można przecież wypożyczyć a sprzęt ma i tak ostatecznie dofinansować UE, bo to głównie z jej środków budowana będzie obwodnica. A samorząd nie ma pieniędzy na to, żeby samemu kupić taki sprzęt.
- Przy realizacji inwestycji drogowej świadczenia ze strony wykonawcy, takie jak wyposażenie biura czy udostępnienie samochodów, są związane kontraktami unijnymi. Wykonawca jest zobowiązany udostępnić sprzęt służący nam do nadzoru i kontroli przebiegu realizacji zadania. Co ważne, te urządzenia są przekazane nam w użytkowanie i po zakończeniu projektu zostaną zwrócone wykonawcy, który wlicza je w koszty ogólne realizacji zadania - przekonuje Roman Leśniak, przedstawiciel ZDW w Krakowie.
Jak wskazuje portal Gazeta.pl, liczba "gadżetów" musi być jednak odpowiednia do inwestycji, by UE zwróciła pieniądze. ZDW, zapewnia iż wszystko jest zgodnie z podręcznikiem kwalifikowania wydatków objętych dofinansowaniem.
Dr Włodzimierz Dzierżanowski, były wiceprezes UZP, obecnie ekspert grupy doradczej "Sienna", nazywa takie przetargi "nie najlepszą praktyką".
- I ta nie najlepsza praktyka zaczyna przyjmować się na polskim rynku usług budowlanych, choć z punktu widzenia przepisów jest ona niejednoznaczna. Zgodnie z prawem zamówień publicznych, jeśli przedmiotem przetargu są roboty budowlane, takie zamówienie można łączyć z dostawami niezbędnymi do ich wykonania. Trzeba by więc wykazać, że bez laptopa czy telefonu komórkowego bądź samochodu z klimatyzacją roboty nie mogą ruszyć - mówi dr Dzierżanowski.
Jeśli zdaniem przedsiębiorców do wylania asfaltu laptopy nie są niezbędne, czy mają podstawy do zaskarżenia warunków takiego przetargu? - Niekoniecznie. Żeby jakiś konkretny przedsiębiorca chciał zaskarżyć taki przetarg, musiałby wykazać, że został pokrzywdzony. Czyli udowodnić, że doszło do złamania przepisów, które uniemożliwiają mu udział w postępowaniu i uzyskanie zamówienia. A w tym przypadku do tego nie doszło - wyjaśnia dr Włodzimierz Dzierżanowski.
Źródło: www.gazeta.pl