Jak podała Miejska Komisja Wyborcza, według ostatecznych danych prezydentem Elbląga został Jerzy Wilk z PiS. Kandydat PiS otrzymał w II turze 17 266 głosów, czyli 51,74 proc poparcia. Jego kontrkandydatka Elżbieta Gelert z PO otrzymała 16 106 głosów, czyli 48,26 proc. poparcia.
"Gelert w bardzo dużym stopniu odbudowała zaufanie do Platformy. Zabrakło niewiele do szczęścia" - powiedział Grupiński w poniedziałek rano w "Sygnałach dnia" w radiowej Jedynce. Wskazywał, że różnica jest tak niewielka, że nie można mówić o porażce. Powiedział też, że kandydat PiS tak wiele obiecał w kampanii, że trudno mu będzie to zrealizować w ciągu roku.
"Zabrakło około tysiąca głosów, tak jak wynika ze statystyki, co oczywiście zdecydowało o tym, że kandydat PiS-u wygrał te wybory. A złożył też tyle obietnic od obniżenia czynszów po przekopanie Mierzei Wiślanej, że będzie miał kłopot, żeby przez rok to zrealizować" - mówił Grupiński. "Za rok wrócimy z większą skutecznością" - dodał.
Frekwencja w elbląskich wyborach wyniosła 34,69 proc.
Przedterminowe wybory w Elblągu są konsekwencją kwietniowego referendum, w którym mieszkańcy odwołali przed końcem kadencji poprzednie władze: prezydenta Grzegorza Nowaczyka z PO i radę miasta.