Sprawa dotyczy psa, którego adoptowano z podwarszawskiego schroniska.  Lekarz weterynarii Jacek S. wyciął mu nerkę i przeszczepił ją rasowemu zwierzęciu z hodowli, które miało dom.  Biorca nerki (rasowy pies) nie przeżył (zmarł kilkanaście dni po przeszczepie), a Saturna po dwóch miesiącach od wzięcia ze schroniska znów oddano do adopcji.

 

Sądowa historia rozpoczyna się gdy, nowi opiekunowie Saturna podczas badania USG psa zorientowali się, że nie ma on nerki, ale ma bliznę poopreracyjną. Okazało się, że nerka została usunięta w 2013 r. (dwa lata przed badaniem USG, które wykryło brak nerki). Saturn do końca życia był na specjalnej diecie pod opieką lekarza weterynarii.

Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa obejmowało także sprawę bezdomnej suczki Tosi, która również stała się dawcą nerki dla psa posiadającego dom. Prokuratura postawiła zarzuty lekarzowi, który wykonał przeszczep narządów u psów. Oskarżycielką posiłkową została także nowa opiekunka Saturna i Fundacja Mondo Cane.

Pierwsze orzeczenie sądu: ratowanie dobra ważniejszego

Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w Warszawie uniewinnił oskarżonego od zarzucanych mu czynów, stwierdzając, że oskarżony działał w stanie wyższej konieczności, ratując dobro ważniejsze – życie zwierzęcia, czyli rodowodowego owczarka z hodowli.

Reprezentująca przed sądem organizację Viva! mec. Katarzyna Topczewska nie zgodziła się z taką oceną i złożyła apelację. 

- Pies, który nie ma domu ani człowieka, który będzie go chronił, nie może być źródłem „części zamiennych” dla innych, kochanych i zaopiekowanych zwierząt tylko dlatego, że jego los nikogo nie obchodzi. Nie można ratować życia jednego zwierzęcia kosztem zdrowia drugiego - mówi cytowana przez organizację mec. Topczewska. 

Sąd II instancji: niedozwolone procedury, eksperyment

Sąd II instancji uwzględnił apelację organizacji i prokuratora, uchylając wyrok sądu rejonowego i przekazując sprawę do ponownego rozpoznania. - Sąd podnosił między innymi to, że „nie ulega natomiast wątpliwości, iż procedury (o ile można tak o rzeczonych transplantacjach mówić) nie były i nie są dozwolone prawem, zaś oskarżony świadomie i celowo zadał ból i cierpienie nie tylko psom dawcom, ale i biorcom (umyślne zranienie)”. I że nie występują w sprawie okoliczności pozwalające na przyjęcie zaistnienia po stronie oskarżonego stanu wyższej konieczności, w którym życie biorców stanowiło wyższe dobro chronione prawem od zdrowia dawców - relacjonuje Viva! Akcja dla Zwierząt.

Mec. Topczewska argumentuje, że utrzymanie wyroku uniewinniającego stworzyłoby niebezpieczny precedens, zgodnie z którym można by wartościować życie zwierząt: bezdomnychjako takich, które można okaleczać i tych posiadających dom, które są lepsze, bo mają bogatych właścicieli.

- Zdaniem Sądu Okręgowego wobec wspomnianego wcześniej braku regulacji prawnej dopuszczalności zabiegów transplantacji u zwierząt były to eksperymenty, a i to etycznie i moralnie wątpliwe. Sąd podniósł też, że oskarżony zdawał sobie sprawę z małego odsetka odsetka biorców przeszczepu, którym udało się przeżyć choćby dodatkowy rok. Sąd drugiej instancji zwracał też uwagę, że adopcja psów dawców ze schroniska miała charakter czysto formalny. Oraz że dawców narządów potraktowano przedmiotowo, a ich nowi właściciele nie poznali nawet tych zwierząt zanim te nie trafiły na stół operacyjny - zaznacza organizacja. 

Sprawa wyciętej nerki w Sądzie Najwyższym

Na wyrok sądu II instancji skargę do Sądu Najwyższego złożył obrońca oskarżonego. Sąd Najwyższy skargę jednak oddalił. Sprawa trafiła do ponownego rozpoznania przed sądem rejonowym. Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbędzie się już w marcu tego roku - informuje Viva! Akcja dla Zwierząt.