Rozmowa z prof. dr hab. Wojciechem Machałą z Instytutu Prawa Cywilnego, Uniwersytetu Warszawskiego

Katarzyna Żaczkiewicz: Polski rząd zaskarżył do TSUE dyrektywę 2019/790. Zdaniem ministerstwa kultury dyrektywa w sprawie praw autorskich narusza podstawowe wartości i wolności Unii Europejskiej. Czy argumenty ministra pana przekonują?

Wojciech Machała: Nie znamy wszystkich argumentów, nie wiemy, które przepisy zostały zaskarżone. Jednak nie dostrzegam w dyrektywie autorskiej przepisów, które by w istotny sposób zmieniały sytuację wypracowaną w praktyce, na podstawie orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Najlepszym przykładem będzie kontrowersyjny art. 17 Dyrektywy 2017/790, nakładający na dostawców usług on-line obowiązek zawierania umów licencyjnych z organizacjami reprezentującymi podmioty praw wyłącznych. To rozwiązanie, które traktuje działalność dostawców on-line jako pewną formę publicznego udostępniania utworów, jest już obecne w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości od pewnego czasu, od orzeczeń dotyczących choćby działania platformy the Pirate Bay (C-610/15)

Czytaj:
Polska skarży do TSUE dyrektywę o prawach autorskich>>
Nie kradnij - to sens dyrektywy autorskiej>>
 

Można rzec, że to co ustawodawca unijny uchwalił w dyrektywie autorskiej, jest ugruntowaniem stanu prawnego, konstruowanego przez orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości w ramach odpowiedzi na pytania prejudycjalne dotyczące dyrektywy w sprawie harmonizacji praw autorskich i praw pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. 

A jeśli idzie o dostęp do materiałów prasowych, moją uwagę zwróciło zastrzeżenie znajdujące się w dyrektywie, że jej rozwiązania nie dotyczą samego zjawiska odsyłania do materiałów dostępnych w innych miejscach internetu. 

Dyrektywa nie limituje linkowania, to znaczy, że nie trzeba będzie za nie płacić! Ale wprowadzono w dyrektywie filtrowanie?

Chcę zwrócić uwagę, że orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości filtrowanie już uregulowało, choćby w sprawie UPC Telekabel (C-314/12). W związku z tym argumenty, które pojawiają się w zaskarżeniu, są dyskusją ze stanem już obecnym.

Zamierza pan zająć się intensywnie nowym zagadnieniem; jak chronić prawa autorskie utworów wytworzonych przez maszyny?

Potrafię sformułować na razie problem badawczy, który będzie narastał w najbliższym czasie. Jeżeli tylko prace nad sztuczną inteligencją, która uzyskuje autonomię decyzyjną, będą posuwały się w takim tempie jak do tej pory. Rozwiązań jest kilka. 

Problem można pominąć albo zignorować, stwierdzając, że to nie jest dzieło bytu, który może być podmiotem w stosunkach prawnych. Nie jest to dziełem człowieka, więc podmiotem prawa do tego dzieła nie może być ani osoba fizyczna, ani osoba prawna. Mam intuicję, że najprostsze rozwiązanie, choć dogmatycznie prawidłowe, nie będzie miało szansy w konfrontacji z potrzebami ekonomicznymi, rynkowymi, a może nawet społecznymi. 

Jak pogodzić interesy twórców i interesy inwestorów, którzy będą korzystali ze sztucznej inteligencji?

Dzisiaj nie mam na ten temat odpowiedzi. Jeżeli ostateczny efekt jest wynikiem decyzji podejmowanych przez programistę, to oczywiście programista może być uznany za twórcę. Nie na tym polega istota mocnej sztucznej inteligencji. Ona ma polegać, że maszyna w oparciu o dane, które zostaną do niej wprowadzone i przeanalizowane, będzie podejmowała decyzje samodzielnie. I tu leży istota problemu.