Rozmowa z prof. Zbigniewem Kmieciakiem z Uniwersytetu Łódzkiego, sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku

Krzysztof Sobczak: Kto prawidłowo interpretuje postanowienie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nakazujące zamrożenie z mocą wsteczną stosowania nowej ustawy o Sądzie Najwyższym? Pierwsza prezes, która wezwała wysłanych na mocy tej ustawy sędziów w stan spoczynku do powrotu do pracy, czy prezydent, premier, minister sprawiedliwości i inni politycy partii rządzącej, których zdaniem to postanowienie nic nie oznacza wprost, a może jedynie wymagać zmiany ustawy, nad czym oni właśnie myślą?

Zbigniew Kmieciak:
Treść sentencji postanowienia Trybunału z 19 października 2018 roku jest jasna. Sformułowano w niej nakaz zawieszenia stosowania określonych przepisów tej ustawy oraz dyspozycje podjęcia niezbędnych działań w celu zapewnienia wykonania tego nakazu. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że to postanowienie rodzi skutek retroaktywny, czyli z mocą wsteczną. Innymi słowy przywraca ono przejściowo pierwotny stan prawny (restitutio in integrum). To zostało zresztą wprost wskazane w komunikacie prasowym TSUE opublikowanym tego samego dnia, w którym wydano to postanowienie.

Czytaj: TSUE: zawieszenie przepisów ustawy o SN - z mocą wsteczną >>

Ale gdyby ktoś nie miał zaufania, to niedługo potem opublikowany został pełny tekst postanowienia.
Oczywiście, nie może więc być mowy o jego nieznajomości. W każdym razie to oznacza, że zastosowany środek ochronny przywraca stan istniejący wcześniej, ale – co istotne i warte przypomnienia – warunkowo i czasowo. Jest to osobliwy i nietypowy środek o charakterze zabezpieczającym. Wydaje się, że nastąpiło tu swoiste zderzenie nieznanej polskim politykom, a pewnie i niektórym prawnikom, instytucji prawa unijnego z naszą praktyką i z przepisami naszego ustawodawstwa.

Środek nietypowy, a więc nieprawidłowy i nieuprawniony?

To jest prawidłowy i można powiedzieć „klasyczny” środek ochronny stosowany przez Trybunał Sprawiedliwości. Korzystanie z tego rodzaju środków nie jest czymś niezwykłym czy wyjątkowym. W sprawach dotyczących ochrony zasad wynikających z prawa unijnego Trybunał, o czym wiemy, wydaje tego rodzaju nakazy i w innych państwach członkowskich przyjmowane jest to bez emocji i ze spokojem.

 

A u nas dlaczego nie? Prezydent i minister sprawiedliwości nie znają tych zasad? Czytali jakiś inny dokument niż pierwsza prezes Sądu Najwyższego?

Nie rozumiem tego, ponieważ ten dokument jest dostatecznie precyzyjny i jednoznaczny w swej treści. Jest w nim wprost powiedziane, że należy zawiesić stosowanie określonych przepisów ustawy i podjąć niezbędne kroki dla zapewnienia, by sędziowie Sądu Najwyższego mogli wypełniać swoje zadania na tych samych co dotychczas stanowiskach, zachowując swój status i pełnione funkcje. W postanowieniu zobowiązano także do powstrzymania się od wszelkich działań zmierzających do powołania innych osób na te stanowiska, jak również powiadomienia Komisji Europejskiej w ciągu miesiąca, a potem co miesiąc, o wszystkich środkach, które przyjęto w celu pełnego zastosowania się do postanowienia.

Czytaj: Prezydent: Trzeba zareagować na postanowienie TSUE, bo będą kary>>

Właśnie zbliża się termin złożenia tej informacji. Czego można się spodziewać, jaki komunikat pójdzie do Brukseli i Luksemburga? Żeby daleko nie szukać, to parę dni temu prezydent Andrzej Duda stwierdził, że prof. Małgorzaty Gersdorf nie uznaje za pierwszego prezesa, bo według niego ona jest już sędzią w stanie spoczynku. Taki właśnie będzie przekaz?

Trudno jest mi to sobie wyobrazić, bo oznaczałoby to zignorowanie postanowienia Trybunału. Postanowienie zostało skierowane do Polski, co oznacza, że wszystkie władze naszego państwa w zakresie swoich kompetencji, mają wykonać to, co wynika z postanowienia. Adresatem postanowienia nie jest więc pojmowane w sposób abstrakcyjny Państwo, lecz każdy z jego organów, według przypisanej im właściwości.

Pierwsza prezes Sądu Najwyższego wysłała już do Komisji Europejskiej i do Trybunału Sprawiedliwości taką informację.

Tak, i w swoim piśmie przekazała, że wezwała do kontynuowania służby sędziowskiej osoby, które zmuszone były opuścić zajmowane stanowiska. Inne organy, w kompetencjach których mieści się wykonanie tego nakazu, też powinny niezwłocznie wywiązać się z tego obowiązku (w postanowieniu TSUE mowa jest o „natychmiastowym” zawieszeniu stosowania zakwestionowanych przepisów i wykonaniu tego nakazu).

Może te organy mają wątpliwości, co to znaczy "wykonać". Bo ze strony polityków partii rządzącej pojawiło się wiele wypowiedzi sugerujących różne formy "wykonania" tego postanowienia, włącznie z dziwaczną zapowiedzią wiceministra sprawiedliwości, że przywrócenie 65-letnich sędziów do orzekania miałoby nastąpić poprzez ponowne zaopiniowanie ich przez KRS i ponowne powołanie przez prezydenta.

To rzeczywiście dość dziwaczny pomysł. Wykonanie zabezpieczenia to nic innego, jak zastosowanie się do nakazów sformułowanych przez TSUE. Do nakazów ujętych wyraźnie w czterech punktach sentencji postanowienia. Jego wykonanie jest równoznaczne z uznaniem (przyjęciem do wiadomości) stanu prawnego, który został przejściowo ukształtowany przez to postanowienie. W nauce prawa podkreśla się, że ten stan ukształtowany jest czasowo i obowiązuje do momentu zakończenia postępowania. Postanowienie ochronne upadnie więc (utraci moc) wtedy, gdy Trybunał wyda wyrok rozstrzygający sprawę merytorycznie. Wygaśnie ono również, jeżeli TSUE w ramach toczącego się postępowania zastosuje inny środek ochronny, czyli na przykład zastąpi wcześniej zastosowany środek innym środkiem.

 


Ale niczego takiego na razie nie ma i obowiązuje postanowienie w 19 października.

Oczywiście. I stan prawny jest przejściowo ukształtowany tym postanowieniem. Nie potrzeba zatem żadnych działań, które by potwierdzały jego moc czy też nadawały mu skuteczność w sensie prawnym. Byłaby to czysta gra pozorów, iluzja wykreowania nowego stanu prawnego. Wykonanie zaś nakazu TSUE ma polegać na uznaniu sędziów, których pozbawiono stanowiska za sędziów aktywnych, stworzeniu im warunków do pracy, wyznaczeniu zadań orzeczniczych i wypłaceniu uposażeń. Być może trzeba też już na tym etapie podjąć jakieś zabiegi legislacyjne dla określenia sytuacji prawnej osób, które wyraziły chęć kandydowania na te stanowiska w Sądzie Najwyższym, bądź wzięły udział w procedurze naboru.

Może wystarczy zamrozić zainicjowaną już procedurę rekrutacyjną na stanowiska tych sędziów, którzy zostali wysłani w stan spoczynku, a teraz wrócili do orzekania. Większy problem jest chyba z tymi osobami, które zostały powołane na sędziów Sądu Najwyższego po wejściu w życie nowej ustawy, gdy TSUE nakazuje zamrozić stosowanie niektórych jej przepisów właśnie od wejścia w życie.

Tu jest pole do podjęcia w przyszłości, po ewentualnym wydaniu niekorzystnego dla polskich władz wyroku merytorycznego, stosownych zabiegów legislacyjnych. Można sobie wyobrazić różne scenariusze działań, w tym zwiększenie ustawowo określonej liczby sędziów Sądu Najwyższego. Posunięcie to pozwoliłoby uniknąć sytuacji dublowania obsady stanowisk sędziowskich. Jeżeli dla Sądu Najwyższego przewidziano 120 etatów sędziowskich, to dlaczego nie mogłoby ich być na przykład 135 lub 140? Zmianę tę dałoby się nawet uzasadnić potrzebą działań na rzecz zmniejszenia zaległości orzeczniczych. 

Tylko żeby taki projekt nie prowadził do jakiejś kolejnej komplikacji i wykreowania jakiegoś nowego sporu konstytucyjnego w kraju i w kontekście prawa unijnego.

Można oczywiście mieć takie obawy. Dlatego potrzeba tu dużo zdrowego rozsądku, by nie powiedzieć roztropności. Trudno nie pamiętać o problemach wygenerowanych w związku z kolejnymi  nowelizacjami ustawy o Sądzie Najwyższym i o pośpiechu, z jakim podejmowano różne praktyczne działania po wejściu jej kolejnych wersji w życie. Wyłania się zasadnicze pytanie: dlaczego tak spieszono się z obsadą stanowisk sędziowskich w Sądzie Najwyższym. Czyżby w ogóle nie brano pod uwagę ryzyka zakwestionowania niektórych przepisów ustawy przez unijny trybunał i konsekwencji tego ruchu?

Szczególnie, że informacje o skardze Komisji Europejskiej, a także o pytaniach prejudycjalnych naszego Sądu Najwyższego były znane przed przygotowaniem i wręczeniem tych nominacji.

Polskie organy powinny mieć świadomość, jakie komplikacje mogą spowodować te decyzje. Mimo to podjęto je, nie licząc się z ich następstwami. Każdy rozsądnie działający człowiek powinien w takiej sytuacji powstrzymać się od budzących poważne kontrowersje, rodzących ryzyko sporu z Unią Europejską działań.

Czytaj: Premier: Przedstawimy TSUE rozwiązania nie naruszające reformy wymiaru sprawiedliwości>>

Zrobiono to, więc tym bardziej skomplikowaną sytuację mają polskie władze.

To prawda, ale ktoś powinien przewidzieć taki rozwój wypadków i zastanowić się także nad kwestią odpowiedzialności prawnej z tytułu niezgodnych z prawem unijnym lub nasuwających podejrzenie niekonstytucyjności działań.