W czwartek przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się drugi proces w tej precedensowej sprawie dla polskiego wojska i wymiaru sprawiedliwości.
We wtorek prokurator wojskowy ppłk Gerard Konopka wniósł o 8 lat więzienia dla ppor. Łukasza Bywalca (jako jedyny wciąż jest w wojsku), 12 lat - dla chor. rezerwy Andrzeja Osieckiego, 8 lat - dla plut. rezerwy Tomasza Borysiewicza i 5 lat dla - st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego. Trzej pierwsi mieliby też zapłacić po ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii oraz od tysiąca do 800 zł nawiązki na cel społeczny. Ponadto prokurator chce od 5 do 3 lat pozbawienia praw publicznych i "podania wyroku do wiadomości publicznej".
Oskarżeni (zgadzają się na podawanie nazwisk) nie przyznają się do zarzutów. W czwartkowych mowach końcowych obrońcy i oni sami wnieśli o uniewinnienie. Adwokaci uznali tragedię za nieszczęśliwy wypadek, spowodowany wadliwą amunicją.
Za zabójstwo cywilów na wojnie grozi dożywocie; Ligockiemu - do 15 lat więzienia (jako jedyny jest oskarżony o "ostrzelanie niebronionego obiektu cywilnego"). Sąd uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonym na "wykonanie rozkazu niezgodnie z jego treścią" i spowodowanie tym "poważnej szkody" (grozi za to do 5 lat więzienia).
W sierpniu 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, trzy osoby zostały ranne. Wojsko poinformowało o sprawie dopiero po tygodniu.
W listopadzie 2007 r. prokuratura wojskowa z Poznania wystąpiła o areszt siedmiu podejrzanych, co sąd uwzględnił. W maju 2008 r. areszt opuścili szeregowi, miesiąc później na wolności byli także podoficerowie i oficerowie.
W 2008 r. prokuratura oskarżyła dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), Bywalca, Osieckiego i Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika, Roberta Boksę i Ligockiego.
Proces ruszył w WSO w 2009 r. Prokuratura zażądała kar od 12 do 5 lat więzienia. Obrona wniosła o uniewinnienie. W 2011 r. WSO uniewinnił oskarżonych. Sąd podkreślił, że liczne braki dowodowe nie pozwoliły na przypisanie winy. Według sądu brak jest dowodów, że C. wydał rozkaz ostrzelania wioski. Sąd uznał jego wyjaśnienia za spójne i logiczne, a głównymi dowodami przemawiającymi na jego niekorzyść były "pomówienia ze strony współoskarżonych".
Prokuratura złożyła apelację do Sądu Najwyższego, wnosząc o zwrot całej sprawy WSO. W 2012 r. SN utrzymał uniewinnienie C. oraz dwóch szeregowych; sprawę pozostałych czterech zwrócił WSO. SN uznał, że w ich wypadku należy precyzyjnie zbadać sprzeczne relacje, jakie składali w śledztwie i procesie.
We wtorkowym końcowym wystąpieniu prok. Konopka mówił, iż oskarżeni popełnili przestępstwo, bo otworzyli ogień w kierunku zabudowań z naruszeniem prawa. Według niego nie było to przypadkowe ostrzelanie budynków cywilnych. "Oskarżeni działali z zamiarem umyślnym; co najmniej godzili się na śmierć cywili" - mówił prokurator. Powołał się na świadków, którzy słyszeli, jak oskarżeni mówili, że "jadą ostrzelać wioski z moździerza".
"Nie przeprowadzono rozpoznania celu, a użycie moździerza nie było uzasadnione, bo nie było wrogiego ataku" - podkreślił prokurator. Jak dodał, ostrzału nie przerwano, choć żołnierze wiedzieli, że pociski spadają na wioskę. "Właśnie do nich strzelamy" - odpowiedział jeden z oskarżonych, gdy inny żołnierz zwracał mu uwagę, że są tam kobiety i dzieci. Potem tłumaczył, że "tylko żartował" - ujawnił prokurator.
Podsądni nie przyznali się, by to był celowy ostrzał wsi. Mówili, że na pobliskich wzgórzach miały być punkty obserwacyjne talibów. "To tylko jedna z wersji obrony" - uznał prokurator.
"Po powrocie do kraju oskarżonych najpierw odznaczono, a potem aresztowano" - powiedział w swej mowie obrońca Osieckiego mec. Piotr Dewiński. Dodał, że rozkaz ostrzelania wzgórz za wioską był niezrozumiały dla jego odbiorców, a rozkaz w wojsku ma być jednoznaczny. Podkreślił, że grupa nie miała łączności z przełożonymi, którzy ponoszą moralną odpowiedzialność za tragedię.
Obrońcy twierdzą, że słów "ostrzelać wioskę" żołnierze używali w Afganistanie jedynie w kontekście "demonstracji siły" wobec ewentualnego przeciwnika, a nie strzelania bezpośrednio w wioskę. "To nie jest wojna, w której naprzeciw siebie stoją dwie uzbrojone armie; tam każdy człowiek może być zagrożeniem" - mówili.
Według obrony była to reakcja na wcześniejsze starcie w tym rejonie z talibami. "Dlaczego nie pojechali w to miejsce Amerykanie, tylko zmęczeni wcześniejszymi obowiązkami polscy żołnierze?" - pytał mec. Witold Leśniewski. Jego zdaniem jeden granat wpadł do wioski, bo amunicja była wadliwa. "Strzelali szmelcem ze szmelcu" - oświadczył. Podkreślał, że żołnierze byli załamani, gdy dowiedzieli się, że są ofiary w ludziach.
Według obrony prokuratorskie żądanie zadośćuczynienia od oskarżonych zostało zgłoszone zbyt późno i na rzecz osoby nieuprawnionej. "Czy my jesteśmy na szurze, czy przed polskim sądem" - pytał mec. Leśniewski (szura to zgromadzenie starszyzny, które w Afganistanu jest ważną nieformalną władzą - PAP).
Obrońca Ligockiego mówił, że nie ma dowodu, by jego strzały z wielkokalibrowego karabinu maszynowego kogokolwiek trafiły; zdaniem adwokata były to tylko "strzały ostrzegawcze".
"Czy niezamieszkałą lepiankę, w której kierunku strzelał, można uznać za +niebroniony obiekt+?" - pytał mec. Wiktor Dega. Dodał, że cała miejscowa ludność wspierała talibów, a warunkiem uznania przez prawo międzynarodowe danego cywilnego obiektu za "niebroniony" jest niewspieranie stron walczących przez cywilów.
Zdaniem obrony cała sprawa ma także i aspekt polityczny, a wyrok będzie ważny w kontekście obecnego zagrożenia ze Wschodu. "Jaki sygnał pójdzie od sądu do wojska?" - pytali adwokaci. Podkreślali, że kwestia obrony kraju staje się dziś najważniejszą sprawą, także dla kandydatów na prezydenta. "A oskarżeni to wojownicy, żołnierze z urodzenia, takich ludzi potrzeba dziś Polsce" - zakończył mec. Leśniewski.
W ostatnim słowie Bywalec wniósł o uniewinnienie siebie i swych podwładnych. Inni oskarżeni mówili: "To były strzały ostrzegawcze" i "Wykonywałem swe obowiązki, by zapewnić bezpieczeństwo kolegów".(PAP)
sta/ par/ abr/