Przepisy regulujące status prawny uchodźców, którzy – niezależnie od okoliczności – postawili stopę na terenie naszego kraju są proste i nie wymagają pogłębionej analizy prawnej. Jeden w miarę wyedukowany minister powinien ogarnąć je w lot. A co dopiero dwóch. Z tym większym niesmakiem odebraliśmy wspólną konferencję ministrów obrony narodowej i spraw wewnętrznych, której celem było pokazanie Polakom, jak źli ludzie usiłują przenikać do Polski czemu oni muszą zapobiegać.  Gdyby ktoś spytał nas z czym nam się kojarzą takie działania odpowiedzielibyśmy: z segregacją, czyli apartheidem. W przypadku Polski segregacja staje się realna dzięki zasiekom z drutu kolczastego stawianym na granicy z Białorusią.

Kulminacyjnym momentem konferencji prasowej panów ministrów było pokazanie uchodźcy kopulującego z krową, która po dokładnych oględzinach zdjęcia sprzed lat okazała się być kobyłą. Dziękując opatrzności za to, że ministrowie nie odpowiadają za aprowizację armii - co mogłoby spowodować utworzenie szwadronu ułanów na krowach - doszliśmy do wniosku, że niezależnie od tego, do jakiego gatunku zwierząt należała ofiara gwałtu, wystąpienie panów ministrów powinno się ocenić na gruncie prawa.

 


Zakaz szerzenia nienawiści i pornografii

Polski kodeks karny (art. 257) zabrania pod groźbą kary publicznego szerzenia nienawiści np. z powodu przynależności innej osoby lub grupy osób do innej narodowości, grupy etnicznej lub rasowej albo – jak to ma miejsce w tym przypadku - religijnej. Bo faktem notoryjnym (nie wymagającym dowodu w rozumieniu art. 168 KPK) jest religia wyznawana uchodźcę zabawiającego się kobyłą: to mahometanin. Ponad wszelką wątpliwość ministrowie działali publicznie, bo dostęp do konferencji prasowej pokazanej w TVP miała nieograniczona ilość osób. Czy pokazanie mahometanina kopulującego z kobyłą w kontekście, w jakim zrobili to ministrowie, to zniewaga dla wyznawców tej religii? Nie umiemy powiedzieć, że nie. Nadto pokazanie w telewizji zdjęcia człowieka kopulującego ze zwierzęciem to nic innego jak rozpowszechnianie pornografii z udziałem zwierząt, czego kodeks zakazuje pod groźbą kary pozbawienia wolności do lat 12 (art. 202 par. 3 KK). Więc po co to było pokazywać?

Czytaj również: Niezły cyrk w Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego

Gdy druciane zasieki budzą entuzjazm

Pytany o stan wyjątkowy na granicy jeden z polityków PiS poszedł w szczerość i powiedział, że kryzys na granicy służy partii, wzmacniając poparcie dla niej. Doszliśmy zatem do sytuacji, w której cierpienie i śmierć uchodźców przestało być dla rządzących problemem humanitarnym, a stało się elementem udanej kampanii wyborczej, bo uchodźcy narażeni na śmierć na ziemi niczyjej nakręcają im polityczną koniunkturę. Raptem okazało się, że dla polityków chcących utrzymać władzę wprowadzania w kraju rygorów realizowanych przez służby siłowe i nieudzielanie pomocy potrzebującym jest wyborczo korzystne. Zatem co nas czeka, jeśli słupki poparcia zaczną spadać? Wtedy najłatwiej będzie wywołać kryzys, a następnie opanować go ku uciesze swojego elektoratu wprowadzając jakiś kolejny stan. I tak krok po roku wypracujemy nowy model rządzenia.

Do tej pory drut kolczasty kojarzył się Polakom przede wszystkim z tym, co najgorsze: obozem lub gettem (polecamy wystawę Ksawerego Dunikowskiego w jego muzeum w Królikarni w Warszawie). Teraz druciane zasieki przeciwko uciekinierom budzą entuzjazm. Ale zwolennikom zasieków musimy przypomnieć, że mają one to do siebie, że odgradzając nas od innych zamykają nas w przestrzeni, którą otaczają. Aż strach pomyśleć, że kolejnym krokiem może być wypychanie innych poza zasieki np. do jakichś enklaw. Czyli: stan idealny osiągniemy wtedy, gdy już wszyscy ogrodzeni zasiekami będą myśleć tak samo.

 


Dobra osobiste pod ochroną

Zakładamy, że większość telewidzów nie życzyła sobie kontaktu z takim treściami, jakimi uraczyli nas ministrowie, które de facto zostały nam narzucone. Biorąc pod uwagę obecną praktykę działań prokuratury, dalekim łukiem omijającą wszystkie sprawy dotyczące funkcjonariuszy publicznych dobrej zmiany, należy pogodzić się z faktem, że żadne postępowanie karne nie zostanie w tej sprawie wszczęte.

Powstaje zatem pytanie: czy jest jakiś sposób, by uchronić nas przed tym, by seks z kobyłą, prezentowany w celu osiągnięcia mobilizacji elektoratu nie zagościł na dłużej w rządowych programach telewizyjnych? Uważamy, że można podjąć próbę ochrony na gruncie praw osobistych, w które wchodzi prawo do wolności seksualnej. Takim dobrem jest też prawo do intymności. Czy te prawa nie zostały aby naruszone poprzez narzucanie nam niechcianych treści? Dlaczego mamy gwałtownie zrywać się z fotela lub sięgać po pilota, gdy w TV nagle pojawia się facet spółkujący kobyłą? Ilekroć nasze dobra zostają naruszone możemy sądownie dochodzić zaprzestania tego oraz domagać się przeprosin i odszkodowania.

Póki co realizowana przez rządzących taktyka nienawiści do uchodźców przynosi zamierzony rezultat: widać konsolidację wokół walczących o „nasze dobro” zwłaszcza, że niemały odsetek rodaków chętnie usłyszy, że należy do grupy tych lepszych, a życie „á part”, czyli wśród swoich, należy chronić jak dobro narodowe.

By obronić się przed zalewem nienawiści proponujemy pewien prosty zabieg, który w swojej mowie końcowej zastosował obrońca w filmie „Czas zabijania”. Powinniśmy wszyscy posłużyć się podobną retoryką. Zamknąć oczy i wyobrazić sobie przygraniczny pas ziemi, na którym koczują zziębnięci i chorzy ludzie. Powinniśmy wysilić naszą wyobraźnię, by zobaczyć, że na tym pasie zamiast obcych, znajdujemy się my sami, nasze rodziny i sąsiedzi. Widząc już ten obraz powinniśmy zadać sobie proste pytanie: czy lepiej te osoby zohydzać, czy może im po prostu pomóc?

Krzysztof Stępiński

Krzysztof Stępiński

Jacek Dubois

Jacek Dubois