W czasie obrad rady gminy Michałowice sołtys Reguł Eugeniusz S. zarzucił radnej osiedla Annie O-P. , że wywozi taczkami śmiecie ze swojej posesji. Powstał tumult, radni podnosili głosy, chciano wzywać policję. Przewodniczący rady odebrał głos sołtysowi S.
Radna Anna O-P. zażądała przeprosin. Sołtys odmówił, wobec czego radna wniosła pozew do sądu żądając zaprzestania naruszania dóbr osobistych i przeproszenia przez Eugeniusza S. oraz włączenia zadośćuczynienia na cel społeczny, w wysokości 3 tys. złotych.
Sąd I instancji przyznał rację powódce. W wyroku z 7 lipca 2010 roku sąd nakazał zapłacenie 100 zł przez sołtysa. Motywował tę decyzję niewłaściwym użyciem słowa „śmieci’. W potocznym rozumieniu śmieci to odpady, brudy, nieczystości. Tymczasem powódka usuwała ze swej działki trawę i mech, w celu wyrównania terenu poza posesją. Ponadto sąd zauważył, że pomówienie radnej nie miało żadnego związku z obradami rady gminy. Zmierzało do umniejszenia pozycji radnej w tym gremium i naruszyło jej godność oraz dobre imię ( art.23 i 24 kc).
Od wyroku Sądu Okręgowego pozwany złożył apelację.
Sąd Apelacyjny oddalił 6 listopada apelację sołtysa, gdyż zarzuty w niej wymienione były bezzasadne lub mało znaczące . Uznał, że „śmieci” należy rozumieć, nie według ustawy ochronie środowiska, ale według znaczenia potocznego.
- Przy ocenie naruszenia czci, nie można odnosić się do pojęć słownikowych, ale do kontekstu sytuacyjnego – powiedziała sędzia Teresa Mróz. – Debata w radzie gminy dotyczyła wywożenia odpadów na tym terenie, a słowa użyte pod adresem radnej były nadużyciem wolności wypowiedzi. Dlatego, że radny widział jedną taczkę, nie taczki Anny O-P. i to nie ze śmieciami. Wobec tego Eugeniusz S. mijał się z prawdą i do tego nie działał w interesie publicznym. Musi zatem przeprosić.
- Wolność słowa ma granice, nie wolno jej nadużywać – podsumowała sędzia Mróz. – Tylko szkoda, że strony nie załatwiły tej sprawy między sobą.
Sygnatura akt VI A Ca 277/11
Radna Anna O-P. zażądała przeprosin. Sołtys odmówił, wobec czego radna wniosła pozew do sądu żądając zaprzestania naruszania dóbr osobistych i przeproszenia przez Eugeniusza S. oraz włączenia zadośćuczynienia na cel społeczny, w wysokości 3 tys. złotych.
Sąd I instancji przyznał rację powódce. W wyroku z 7 lipca 2010 roku sąd nakazał zapłacenie 100 zł przez sołtysa. Motywował tę decyzję niewłaściwym użyciem słowa „śmieci’. W potocznym rozumieniu śmieci to odpady, brudy, nieczystości. Tymczasem powódka usuwała ze swej działki trawę i mech, w celu wyrównania terenu poza posesją. Ponadto sąd zauważył, że pomówienie radnej nie miało żadnego związku z obradami rady gminy. Zmierzało do umniejszenia pozycji radnej w tym gremium i naruszyło jej godność oraz dobre imię ( art.23 i 24 kc).
Od wyroku Sądu Okręgowego pozwany złożył apelację.
Sąd Apelacyjny oddalił 6 listopada apelację sołtysa, gdyż zarzuty w niej wymienione były bezzasadne lub mało znaczące . Uznał, że „śmieci” należy rozumieć, nie według ustawy ochronie środowiska, ale według znaczenia potocznego.
- Przy ocenie naruszenia czci, nie można odnosić się do pojęć słownikowych, ale do kontekstu sytuacyjnego – powiedziała sędzia Teresa Mróz. – Debata w radzie gminy dotyczyła wywożenia odpadów na tym terenie, a słowa użyte pod adresem radnej były nadużyciem wolności wypowiedzi. Dlatego, że radny widział jedną taczkę, nie taczki Anny O-P. i to nie ze śmieciami. Wobec tego Eugeniusz S. mijał się z prawdą i do tego nie działał w interesie publicznym. Musi zatem przeprosić.
- Wolność słowa ma granice, nie wolno jej nadużywać – podsumowała sędzia Mróz. – Tylko szkoda, że strony nie załatwiły tej sprawy między sobą.
Sygnatura akt VI A Ca 277/11