Lekarz Grzegorz Ś. stanął przed sądem dyscyplinarnym I instancji obwiniony o to, że po udzieleniu porady lekarskiej poszkodowanej Agnieszce P. w sprawie jej dziecka skierował pismo do dyrektora ośrodka pomocy społecznej z informacją, że pacjentka źle zajmuje się swoim dzieckiem. W piśmie opatrzonym pieczątką lekarską stwierdził, że Agnieszka P jest niewydolna wychowawczo i podał kilka przykładów na te stwierdzenia.
Kontrola i fałszywe doniesienie
Po tym zawiadomieniu opieka społeczna wysłała pracownika, aby sprawdzić, czy dziecku nie dzieje się krzywda. Po kontroli okazało się, że informacja lekarza była fałszywa. A zawiadomienie rodzajem osobistego odwetu.
Lekarz Grzegorz Ś. był bowiem szwagrem ojca dziecka pozostającym w głębokim konflikcie z byłą żoną. O rzekomo złym traktowaniu dziecka lekarz dowiedział się z pośrednich przekazów od ojca.
Sąd lekarski I instancji uznał winę Grzegorza Ś. Jego zachowanie oceniono jako naruszenie zasad etyki zawodowej, niezgodne z art. 1 ust. 3 kodeksu deontologicznego. Według tego przepisu "naruszeniem godności zawodu jest każde postępowanie lekarza, które podważa zaufanie do zawodu".
Sąd ukarał lekarza naganą.
Prawo do wolności wypowiedzi
Od tego wyroku obwiniony odwołał się do Naczelnego Sądu Lekarskiego, jednak nie przyczyniło się to do zmiany kary. NSL 26 maja 2017 r. utrzymał zaskarżone orzeczenie w mocy.
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. W kasacji obrońca obwinionego zwrócił uwagę na ograniczenie prawa do obrony, błędnych ustaleniach faktycznych jakoby nie było przyczyn do kontroli społecznej, a także nietrafną ocenę pisma, które nie było donosem. Powołał się także na konstytucyjne prawo do wolności wypowiedzi.
Obrońca lekarza stwierdził, że obowiązkiem lekarza jest zawiadomienie organów, gdy dochodzi do przemocy w rodzinie.
- Postępowanie dyscyplinarne nie służy rozstrzyganiu takich spraw jak ta, z zakresu nadużycia swobodnej wypowiedzi, lecz karaniu za błędy lekarskie - przekonywał adwokat Rafał Rogalski. - To są drobnostki bez znaczenia dla wykonywania zawodu dodał. Lekarz miał przekonanie, że robi to dla dobra dziecka.
Dr Grzegorz Wrona, naczelny rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej opowiedział się za oddaleniem kasacji. Rzecznik podkreślił, że zarzut oskarżenia nie dotyczy wysłania pisma, lecz przystawienia pieczątki lekarskiej do fałszywego zawiadomienia.
Lekarz z pieczątką to nie zwykły obywatel
Sąd Najwyższy 26 maja br. oddalił kasację jako niezasadną. Zdaniem sądu obwiniony w swoim liście do ośrodka pomocy społecznej świadomie podał informacje godzące w dobre imię matki, sugerujące brak opieki nad dzieckiem. Kontrola wykazała, że ta opieka była dobra.
- Powoływanie się na naruszenia konstytucyjnej wolności wypowiedzi jest niesłuszne - powiedział sędzia Marek Pieruszyński. - W tej sprawie istotne było, że nie zwykły obywatel, lecz lekarz posługujący się pieczątką przekazał błędną informację. A co więcej lekarz spokrewniony z ojcem dziecka, który wiedział o konflikcie między rodzicami - dodał.
SN potwierdził, że lekarz powinien zachowywać w takich sytuacjach szczególną ostrożność, a przed podjęciem decyzji należało wysłuchać obu stron. Lekarz jednak kierował się racjami tylko ojca i w ten sposób podważył zasadę zaufania.
Sygnatura akt SDI 13/18, postanowienie SN z 29 maja 2018 r.