Jak piszą Bachmann i Bodnar, zabicie przywódcy Al-Kaidy można rozpatrywać w kategoriach moralnych, politycznych i prawnych. Obecnie obserwujemy przemieszanie różnych dyskursów ze strony komentatorów oraz polityków. Na to dodatkowo nakłada się brak pełnej informacji na temat wszystkich okoliczności śmierci bin Ladena. Dlatego tak trudno jest wyrobić sobie zdanie w tej kwestii, a sprawa wywołuje wiele wątpliwości.
Po pierwsze, względy moralne. Zdaniem autorów, o moralności trudno jest dyskutować, tu każdy obywatel jest zdany na siebie. Zabicie jakiegokolwiek człowieka nigdy nie powinno być powodem do radości, szczególnie w państwach, które deklarują potępienie dla kary śmierci czy pozasądowych zabójstw. Pojawiają się także pytania o instrumentalne, propagandowe wykorzystanie śmierci bin Ladena. Człowiek nigdy nie może być środkiem do osiągnięcia celu. Śmierć człowieka, zadana w tajemniczych i dotychczas niesprawdzonych okolicznościach, nie może być traktowana jako „ulga”, a takie opinie też się pojawiały.
Po drugie, względy polityczne. Polityczny rachunek to rachunek zysków i strat, które prawdopodobnie położone zostały na szali przez Baracka Obamę przy podejmowaniu decyzji. Na rachunku zysków na pewno umieścił wielkie poparcie wewnętrzne ze strony społeczeństwa amerykańskiego (a także w większości społeczności międzynarodowej). Na ten akt odwetu Amerykanie czekali od lat. Inny zysk to uniknięcie żmudnego, trudnego i ryzykownego procesu. Obojętnie jednak, czy Osama bin Laden był albo już nie był faktycznym dowódcą Al-Kaidy, to sama rozproszona i decentralizowana struktura tej organizacji powoduje, że nie traci ona zdolności do zamachów po śmierci lidera. Al-Kaida straciła symbolicznego albo prawdziwego lidera, ale zyskała męczennika. Zakładając, że został jednak wydany rozkaz zabicia bin Ladena (albo przynajmniej ciche przyzwolenie), to nadal pozostaje faktem, że należało brać pod uwagę także polityczne konsekwencje złamania prawa międzynarodowego (o czym niżej). No i ostatnia „strata”. Dzień po śmierci bin Ladena w Stanach Zjednoczonych w zasadzie nic się nie zmieniło: nadal muszą się obawiać zamachów, wydawać gigantyczne środki na uspokojenie opinii publicznej, na zbieranie danych, na utrzymanie dodatkowych etatów w ramach Homeland Security, na tajnych informatorów, agentów na współpracę z wywiadami innych państw, na uszczelnienie granic czy kontrole ruchu lotniczego.
A względy prawne? - Z perspektywy prawa międzynarodowego zabicie bin Ladena przedstawia się zatem ponuro. Nie tylko nie rozwiązało żadnego problemu, lecz także tworzy węcz niezliczoną liczbę dodatkowych problemów. Stanowi bowiem kilka kroków wstecz, jeśli chodzi o prawa człowieka i międzynarodowe prawo humanitarne. Osłabia także nowe instytucje, które powstały po zimnej wojnie. Dla gospodarki i finansów Stanów Zjednoczonych „walka z terroryzmem” ma podobne skutki, jak kiedyś „zimna wojna”. Dla praw człowieka i międzynarodowego prawa tak samo. Cofa nas w ciemne czasy XIX wieku, kiedy żadne prawo nie regulowało, jak państwa mogą traktować inne państwo i swoich obywateli. Kiedy nad polami bitwy i nad wierzchołkami dowódców górowały jedynie zasada suwerenności i prawo silniejszego pisża Klaus Bachmann i Adam Bodnar. Więcej>>>
Śmierć Bin Ladena, czyli sprawiedliwość po amerykańsku
Po zabiciu Osamy Bin Ladena przez oddział specjalny armii amerykańskiej w USA zapanowała powszechna radość, duma oraz poczucie zwycięstwa. Te reakcje łatwo jest tłumaczyć w kategoriach psychologicznych: przemawia przez nie zadowolenie z śmierci wroga. Dziwić jednak może powszechny zachwyt, jaki w związku ze śmiercią bin Ladena okazali przywódcy państw europejskich - piszą na łamach "Res Publica Nowa" Klaus Bachmann, Adam Bodnar (na zdjęciu). Zdaniem autorów można jednak odnieść wrażenie, że nawet sam rząd Stanów Zjednoczonych ma do tej akcji o wiele więcej wątpliwości natury moralnej i prawnej.