Według ministra bieżący rok jest testem dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, a jego finałem będzie szczyt na początku września w Newport w Walii. "Przekonamy się, w jaki sposób NATO wyciąga wnioski z obecnego kryzysu bezpieczeństwa w Europie" - powiedział Siemoniak o wydarzeniach na Ukrainie. Jego zdaniem tegoroczny szczyt będzie najważniejszym od wejścia Polski do sojuszu.
"Najbliższe tygodnie będą bardzo istotne dla ostatecznego kształtu tego, co NATO przyjmie. Wszyscy oczekują, że NATO, które - i słusznie - jest przedstawiane jako najsilniejszy sojusz w dziejach świata, pokaże, że rzeczywiście jest najsilniejszym sojuszem" - uważa minister obrony.
Zdaniem Siemoniaka w tym roku następuje koniec ładu, w którym "jednak pewna granica pozostała po zimnej wojnie, ponieważ na terytorium nowych państw członkowskich NATO nie pojawiły się jakiekolwiek instalacje czy znacząca obecność".
"Mam nadzieję, że w tej kwestii nastąpi przełom i że od szczytu w Newport będziemy budowali znaczącą obecność sił NATO w Polsce - rozmieszczonych żołnierzy, ćwiczących, na stałe, infrastruktury. Jesteśmy tutaj gotowi też ponosić ciężary finansowe, głównie dotyczy to nowych lotnisk, portów, koszar i infrastruktury do ćwiczeń, ale też magazynów sprzętu na wypadek konieczności przerzucenia wojsk do Polski" - wyjaśnił minister.
Wśród elementów stanowiska Polski na szczyt w Newport wymienił też: "plany obrony, za którymi idą realne jednostki wojskowe", wzmocnienie Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie oraz "wszystkie elementy, które są wzmocnieniem reagowania kryzysowego".
Przypominając udział polskich żołnierzy w misjach w Afryce - w Czadzie, Mali i Republice Środkowoafrykańskiej, Siemoniak podkreślił, że Polska nie chce, by NATO koncentrowało się wyłącznie na Wschodzie. "Zwłaszcza krajom południa Europy, które się bardzo obawiają, że NATO całą swoją siłę przesunie na wschód, mówimy, że my tak samo troszczymy się o bezpieczeństwo południowej flanki, jak i wschodniej. Ale na dzisiaj widzimy znacznie więcej zagrożeń tutaj na wschodzie, i to takich klasycznych, militarnych. Południe to zagrożenia terroryzmem, niestabilnością, niekontrolowaną falą uchodźców - nie są to zagrożenia klasycznie militarne, więc dzisiaj NATO jest tutaj (na wschodzie - PAP) najbardziej potrzebne" - zaznaczył Siemoniak.
Jak powiedział szef MON, Polska oczekuje etapowej rozbudowy obecności NATO w regionie w ciągu kilku, kilkunastu lat. "Uważamy, że trzeba otworzyć pewien proces - taki, w którym odbywają się na stałe ćwiczenia praktycznie bez większych przerw, w których mają w Polsce brać udział setki czy tysiące żołnierzy NATO. Naszym pomysłem jest oparcie o poligon w Drawsku Pomorskim takiego regionalnego centrum ćwiczeń, gdzie filarem byliby Amerykanie. Oni takie centra ćwiczeń mają w paru miejscach na świecie" - powiedział minister.
Ocenił, że trudnym tematem szczytu będzie zwiększenie budżetów obronnych poszczególnych państw do zalecanego przez sojusz poziomu 2 proc. PKB, który osiągają tylko cztery państwa (budżet polskiego MON to 1,95 proc. PKB). Jednak zdaniem Siemoniaka widać, że wiele państw jest gotowych zadeklarować większe wydatki.
Pytany o ewentualne bazy sił amerykańskich lub z innych krajów NATO w Polsce, Siemoniak zwrócił uwagę, że Amerykanie są bardzo ostrożni, jeśli chodzi o stałe stacjonowanie i budowę baz, które są niesłychanie kosztowne. Minister zaznaczył, że w sytuacji zagrożenia najbardziej newralgiczny jest przerzut sprzętu, co jest z reguły ogromną i kosztowną operacją logistyczną. Chodzi więc - wyjaśnił szef MON - o stworzenie magazynów sprzętu, który czekałby na przerzut żołnierzy. Takie składy są np. w Norwegii.
Pytany o dowództwo Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie, szef MON wyjaśnił, że chodzi o to, żeby stopień gotowości tej jednostki był taki, jak innych korpusów NATO. "W praktyce będzie to oznaczało, że może być wykorzystywany w różnych operacjach NATO-wskich na równi z innymi tego typu strukturami" - powiedział Siemoniak. Dodał, że Polska chce też, by korpus mógł dowodzić ćwiczeniami. Zdaniem Siemoniaka do dowództwa korpusu powinno wejść także "kilka dużych państw", prócz 13 krajów, które obecnie uczestniczą w jego pracach.
Minister przypomniał, że Polska konsekwentnie pokazywała zagrożenia związane z Rosją, zaś NATO widziało w tym kraju partnera, z którym trzeba było rozmawiać. Obecnie - zdaniem Siemoniaka - rosyjska agresja każe stawiać sobie pytania nawet państwom, które były przychylne partnerstwu z Moskwą.
Według szefa MON w NATO "są różnice, co i ile robić na przyszłość, ale nie ma różnicy co do diagnozy i nawet w państwach tradycyjnie przychylnych Rosji nie ma złudzeń co do tego, że Rosja zmieniła swoją politykę albo po prostu zaczęła ją realizować w sposób bardzo jawny". (PAP)
ral/ pz/ gma/