Sąd Okręgowy rozpoznawał odwołanie od decyzji katowickiego Sądu Rejonowego, który uchylił swoje wcześniejsze postanowienie, zezwalające na odbycie walnego zgromadzenia akcjonariuszy spółki Giesche. Dało ono początek jej reaktywacji - wybrano zarząd spółki, który następnie wystąpił o odszkodowanie lub zwrot majątku przedwojennej spółki, wartego 341 mln zł. Ich żądania w stosunku do Katowic dotyczyły ok. 30 proc. zurbanizowanej powierzchni miasta.
Wcześniejsze postanowienie katowickiego Sądu Rejonowego, który kilka lat temu zgodził się na zgromadzenie akcjonariuszy, zaskarżyła katowicka prokuratura, wskazując, że w sprawie pojawiły się nowe okoliczności, a sama reaktywacja spółki był bezprawna. Tym razem Sąd Rejonowy zgodził się z tym stanowiskiem, oddalając wniosek o zwołanie zgromadzenia akcjonariuszy. To postanowienie sądu zaskarżyły jednak osoby, które reaktywowały spółkę Giesche, zarzucając m.in., że złożona przez prokuraturę skarga była spóźniona.
W poniedziałek Sąd Okręgowy oddalił tę apelację. Jak mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Grzegorz Misina, na wcześniejszym etapie prokuratura nie była zawiadamiana o sprawie, ponieważ „z niczego nie wynikało, że akurat prokuratura powinna w takim postępowaniu wziąć udział”. Przypomniał, że prokurator może złożyć skargę o wznowienie postępowania i przepisy pozwalają mu przystąpić do sprawy na każdym etapie.
Sędzia podniósł w poniedziałek, że przepisy określające terminy w takich sprawach dyscyplinują zazwyczaj strony zorientowane w przebiegu całej sprawy. W tej sytuacji prokurator dowiedział się o podstawie wznowienia postępowania dopiero wówczas, gdy zyskał pełną wiedzę o sprawie i gdy uświadomił sobie wpływ informacji przedstawionej przez jednego ze świadków na wynik postępowania przed sądem rejestrowym.
„Sąd pierwszej instancji zatem prawidłowo ustalił datę, od której należy liczyć termin skargi o wznowienie i przyjął, że dniem tym jest dzień przesłuchania świadka” - wskazał sędzia Misina.
Sąd w uzasadnieniu mówił też w poniedziałek, że w tej sprawie swoich obowiązków nie dopełnił Skarb Państwa (po tym, jak akcje zostały przekazane ze Stanów Zjednoczonych, Skarb Państwa nie umorzył ich, nie dopilnował ich zniszczenia i nie poczuwał się do roli jedynego akcjonariusza spółka, a sama spółka została jako pozbawiona majątku realnie przezeń porzucona).
Sąd podkreślił, że przekazanie przed laty akcji na makulaturę (skąd trafiły potem na rynek kolekcjonerski) nie wiązało się z wolą porzucenia ani zbycia komukolwiek praw udziałowych spółki. „Zatem osoby, które weszły w posiadanie akcji, nigdy nie nabyły w dobrej wierze praw udziałowych” - zaznaczył sędzia, dodając, że w tej sytuacji praw tych nie mogli nabyć również obecni posiadacze akcji.
„Mylą się wnioskodawcy twierdząc, że nabywając kolekcjonerskie akcje, nabyli inkorporowane w nich prawa udziałowe” - podkreślił sędzia Misina, dodając, że zarówno z treści umowy, jak i zeznań sprzedającego wynika, że podstawą transakcji z obecnymi właścicielami akcji była wola wyzbycia się dokumentów o charakterze kolekcjonerskim.
„W konsekwencji należy stwierdzić, że wnioskodawcom nie przysługiwał status akcjonariuszy i nie mieli prawa żądać zwołania walnego zgromadzenia akcjonariuszy, zatem ich wniosek powinien zostać i ostatecznie został przez sąd rejestrowy – dysponujący już teraz dowodami – prawidłowo oddalony” - zaznaczył sąd.
Poniedziałkowe postanowienie sądu oznacza, że walne zgromadzenie akcjonariuszy spółki Giesche było nieważne, a zatem nieważny był wybór władz tej spółki i w konsekwencji zgłaszane przez spółkę roszczenia. Od poniedziałkowego postanowienia sądu okręgowego nie przysługuje kasacja.
Reprezentująca w postępowaniu przed SO prokuraturę prok. Małgorzata Słowińska wskazała, że postępowanie o wpis do Krajowego Rejestru Sądowego pozostaje obecnie z urzędu zawieszone. Po uzyskaniu informacji o orzeczeniu SO sąd rejestrowy podejmie je i najpewniej - idąc śladem postanowienia SO - odrzuci wniosek spółki, która nie miała uprawnień by domagać się wpisu do KRS.
Jednocześnie prok. Słowińska przypomniała, że spółka Giesche nadal funkcjonuje w obrocie prawnym na gruncie przedwojennego rejestru RHB i – jak zaznaczył w poniedziałek sąd - jej jedynym właścicielem pozostaje Skarb Państwa.
Spółkę Giesche próbowało reaktywować pięć osób tylko po to, by od Skarbu Państwa, miasta Katowice, Katowickiego Holdingu Węglowego i Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Katowicach zażądać odszkodowania lub zwrotu majątku przedwojennej spółki, wartego 341 mln zł. Ich żądania w stosunku do Katowic dotyczyły ok. 30 proc. zurbanizowanej powierzchni miasta.
Osoby, które przedstawiały się jako sukcesorzy praw majątkowych spółki Giesche SA wcześniej od kolekcjonerów nabyły przedwojenne, historyczno-kolekcjonerskie akcje tej spółki i na ich podstawie chciały uzyskać zwrot nieruchomości w Katowicach lub odszkodowania za utracony majątek.
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się sprawa karna przeciwko pięciu członkom zarządu reaktywowanej spółki. Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuca im usiłowanie wyłudzenia odszkodowania lub zwrotu mienia o znacznej wartości na podstawie posiadanych przez nich akcji przedwojennej spółki. Mimo że akcje te miały wartość kolekcjonerską, dzięki zwołaniu walnego zgromadzenia oskarżeni reaktywowali spółkę i doprowadzili do przerejestrowania jej z RHB do aktualnego Krajowego Rejestru Sądowego.
Śląska spółka Giesche powstała w latach 20. XX w. Przed wojną wszystkie jej akcje należały do amerykańskiej spółki Silesian-American Corporation. Po wybuchu wojny majątek spółki został przejęty przez Niemców, a potem w latach 50. znacjonalizowany przez rząd PRL, jako majątek poniemiecki. W latach 60. został zawarty układ indemnizacyjny między rządem Stanów Zjednoczonych i rządem PRL, na podstawie którego rząd PRL wypłacił Stanom Zjednoczonym 40 mln dolarów odszkodowania za znacjonalizowane mienie.
Kilka lat temu akcje tej firmy kupiło na rynku kolekcjonerskim pięciu mieszkańców Pomorza - obecnie oskarżonych w procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. (PAP)