Mamy prawo i moralny obowiązek do reakcji zawsze, gdy słyszymy krzyk dziecka za ścianą u sąsiadów, ale też w sytuacjach anonimowych, gdy widzimy, jak ktoś szarpie dziecko na ulicy. Reagujmy zawsze, bo czasem drobne z pozoru działanie może zapobiec tragedii - przekonuje w rozmowie z PAP Michalak.
PAP: Dlaczego właśnie teraz rusza kampania?
Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak: Walka z przemocą wobec dzieci to jeden z moich priorytetów jako Rzecznika Praw Dziecka od początku pełnienia tej funkcji, czyli od 2008 roku. Najpierw zmienialiśmy prawo - udało się wprowadzić ustawowy zakaz bicia dzieci, taki zakaz obowiązuje od 1 sierpnia 2010 r.
Co roku zlecam badania opinii publicznej pod względem przyzwolenia dla bicia dzieci. Przez dwa lata to przyzwolenie spadło o 10 proc., ale niestety jest jeszcze bardzo wysokie - blisko 70 proc. aprobuje bicie dzieci jako metodę wychowawczą. Uwrażliwiamy służby. Sprawdzamy ich działania tam, gdzie dochodzi do sytuacji niewłaściwych. Stąd taka bardzo dokładna analiza nagłośnionych niedawno przypadków, gdzie ofiarami były dzieci: Hipolitowa, Pucka, teraz Wołomina.
Jeden wniosek, który się nasuwa i jest wnioskiem generalnym: wielu tym przypadkom moglibyśmy zapobiec, gdybyśmy zareagowali w odpowiednim czasie. Gdyby obserwatorzy tej codzienności, sąsiedzi, osoby będące w otoczeniu zwróciły uwagę i zareagowały, zgłosiły odpowiednim instytucjom, że tam dochodzi do złego traktowania dzieci. Po fakcie w licznych wywiadach sąsiedzi opowiadają o płaczu, krzykach, odgłosach bicia, sińcach na rękach. Te informacje jednak powinny dotrzeć pod właściwy adres wcześniej, nie kiedy jest już proces wyjaśniający tragiczną sytuację.
Ta kampania jest otwarciem ruchu społecznego, który ma zmienić naszą mentalność w kierunku większej gotowości do reagowania na krzywdę drugiego człowieka.
PAP: Jak zatem reagować, żeby z jednej strony zabezpieczyć los dziecka, które może być krzywdzone, a z drugiej nie naruszyć bardzo cienkiej granicy naruszenia spokoju rodziny i niepotrzebnego wtrącania się w jej sprawy. Przeraźliwy krzyk dziecka sąsiadów może być przecież spowodowany np. kolką?
MM: Zawsze można podejść, zapukać, zapytać czy w czymś mogę pomóc? Byś może za ścianą jest samotny rodzic i ząbkujące dziecko. Może trzeba wyjść do apteki po łagodzącą ból maść. Ważne, żeby zareagować, pomóc, jeśli jest taka potrzeba. A jeśli stwierdzamy, że faktycznie dochodzi do sytuacji niewłaściwej dla dziecka, jest ono bite, maltretowane, to powinniśmy starać się interweniować, a potem powiadomić policję. Może to być też pracownik socjalny, pracownik szkoły. Nie chodzi o to, żeby uruchomić jakąś lawinę pomówień człowieka na człowieka, ale brak reakcji jest jeszcze gorszy, bo może prowadzić do tragedii.
Ważne też, żebyśmy reagowali w sytuacjach przypadkowych: na ulicy, w sklepie, w parku. Kiedy dziecko jest szarpane, bite, wyzywane, źle traktowane trzeba włączyć się, przerwać tę przemoc w tym momencie i dać ocknąć się dorosłemu, że postępuje niewłaściwie, że to jest coś, co nie jest akceptowalne w naszej rzeczywistości.
PAP: Pewnie w większości przypadków spotkamy się z reakcją: to nie twoja sprawa.
MM: To trudne, ale musimy się tego nauczyć. Dlatego kolejna propozycja działań, nowa kampania społeczna. Przeciwstawiam się, nie godzę się na to, żeby żyć w świecie, w którym źle traktuje się drugiego człowieka, szczególnie tego bezbronnego.
Wrócę tu do tych głośnych, drastycznych przypadków przemocy wobec dzieci. Ostatni przypadek - Wołomin. Wszyscy słyszeliśmy sąsiadów tej rodziny wypowiadających się do kamer, bardzo chętnie zresztą, jeden przez drugiego, mówiących: to już dawno, widać było sińce, zalęknienie, widać było, że coś jest tam nie tak. Więc ja się pytam - i coś człowieku z tym zrobił? Czuj się odpowiedzialny za tę sytuację, bo jeśli cokolwiek było widać, to trzeba było zareagować.
Ja rozliczam służby. Przede wszystkim badam, co w każdej takiej sytuacji zrobiła policja, co zrobili pracownicy socjalni, szkoła, sąd, wszyscy, którzy są przedstawicielami państwa w terenie. Ale żeby od nich czegokolwiek oczekiwać, to oni muszą dostać pierwszy sygnał. Oni muszą mieć informację.
PAP: Jak przemoc wobec dzieci wygląda w statystykach? Śledząc medialne przekazy można mieć wrażenie, że problem narasta.
MM: Z danych policji wynika, że zabójstw dzieci w 2007 r. było 37, w 2008 r. - 24, w 2009 r. - 16, w 2010 - 19, w 2011 - 24, a w 2012 r. - 13. Czyli tak naprawdę na przestrzeni tych lat możemy zaobserwować prawie trzykrotny spadek. Spada także liczba małoletnich ofiar przemocy domowej według procedury "Niebieskie Karty". W 2008 r. było to ponad 47 tys. przypadków, w 2009 - ponad 41 tys., w 2010 - ponad 40 tys., w 2011 - ponad 32 tys., a w 2012 - ponad 19 tys. Podobnie wyglądają dane pokazujące, ilu opiekunów pozostawiło dzieci bez opieki, narażając je na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. W 2008 r. takich przypadków było 643, w 2009 r. - 611, w 2010 - 510, w 2011 - 453, a w 2010 - 371.
Oczywiście musimy walczyć z każdym takim przypadkiem, żaden nie powinien mieć miejsca, ale też musimy mieć świadomość, że te działania prawne, edukacyjne, prowadzone kampanie mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bardzo dużo zależy od nas, jednak efekt właściwy będzie wówczas, kiedy będziemy razem. Kiedy wzajemnie ośmielimy się stanąć po właściwej stronie, po stronie dziecka.
Rozmawiała Joanna Balcer (PAP)