Nieoficjalną informację, uzyskaną przez PAP w warszawskim sądzie, potwierdził jeden z obrońców podsądnych, mec. Krzysztof Stępiński.
W listopadzie 2011 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczął się proces dotyczący transportu ponad tony kokainy o wartości ok. 100 mln zł z Kolumbii do Polski. Była to wspólna operacja specjalna amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA), kolumbijskiej policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - największa w historii polskich służb. O sprawie - niemal gotowym scenariuszu filmu sensacyjnego - opinia publiczna dowiedziała się, gdy w lutym 2009 r. w Warszawie zatrzymano sześciu obcokrajowców, w tym pochodzenia południowoamerykańskiego, którzy przyjechali do Polski, by zorganizować dalszą dystrybucję kokainy. Jak pisały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić sytuację. Handlarzom wmówiono, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę trzymano w magazynie strzeżonym przez ABW. Mężczyźni zostali ujęci, gdy wzięli z niego próbki towaru. Według mediów narkotyki zniszczono na polecenie prokuratury i za zgodą stołecznego sądu.
Pięciu cudzoziemcom grozi do 12 lat więzienia - w areszcie przebywają od dnia zatrzymania. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zarzuciła im "próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce". Taką kwalifikację prawną kwestionuje obrona, która podkreśla, że oskarżeni nie zdążyli wejść w posiadanie kokainy. Ponadto adwokaci kwestionują legalność całej operacji.
Na wniosek obrony proces przeniesiono ze stołecznego Sądu Rejonowego do Sądu Okręgowego. Sąd Apelacyjny uzasadniał przeniesienie m.in. tym, że wymaga analizy, "czy służby specjalne nie przekroczyły granic dozwolonej prawem prowokacji".
Proces przed SO ruszył w listopadzie 2011 r. We wrześniu 2011 r. sąd oddalił wniosek obrony, by sprawę - z powodu jej skomplikowania i obszerności - poprowadził skład trzyosobowy, a nie jednoosobowy. Sąd uznał wówczas, że sprawa nie jest "szczególnie zawiła". "Będziemy walczyć, by tym razem skład był trzyosobowy" - powiedział PAP mec. Stępiński. Podkreślił on, że w całej sprawie już stwierdzono przewlekłość, a jego klient jest od 5,5 roku w areszcie. Tzw. organizacyjne posiedzenie SO przed rozpoczęciem procesu ma się odbyć jeszcze w sierpniu.
W procesie za zamkniętymi drzwiami SO przesłuchał m.in. tzw. świadków anonimowych, którymi są oficerowie tajnych służb. W procesie może zajść potrzeba pomocy prawnej z zagranicy. W lipcu 2011 r. karze 5 lat więzienia i 100 tys. zł grzywny poddał się szósty z oskarżonych - obywatel Kolumbii Enrique Hernan N. "Okoliczności czynu nie budzą wątpliwości, a kara nie jest nadmiernie surowa" - mówił, uzasadniając ten wyrok sędzia Igor Tuleya. Uwzględnił wtedy wniosek N. i bez procesu wymierzył mu karę. "Przyznaję, że popełniłem błąd" - oświadczył sądowi N., według służb USA - organizator przerzutów narkotyków do Europy. N. twierdził, że nie był pośrednikiem narkotykowym, ale jedynie kierowcą zatrzymanego wtedy cudzoziemca. Jego obrona podkreślała, że w lutym 2009 r. "odstąpił on od udziału w sprawie", bo zapewne zorientował się w sytuacji; zatrzymano go, gdy jechał już w stronę granicy.
Oskarżeni są ścigani także w USA, a polskie sądy zgodziły się już na ich wydanie do Stanów - ale dopiero po tym, jak odbędą ewentualne wyroki skazujące w naszym kraju. "Strona amerykańska twierdzi, że 20 stycznia 2009 r. przelana została kwota 100 tys. dolarów z Meksyku do Wschodniego Okręgu Michigan w USA w celu opłacenia polskiego urzędnika konsularnego stacjonującego w Kolumbii" - ujawnił SA, zgadzając się na ekstradycję N. (w USA grozi mu 25 lat więzienia za pranie brudnych pieniędzy). Zdaniem Amerykanów N. "wierzył, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie 1000 kg kokainy do Polski z Kolumbii". Według mediów ok. miliona zł kosztowało wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który przyjął rolę konsula podatnego na korupcję.
Do wniosku ekstradycyjnego USA wobec N. dołączono zeznania agenta DEA Gary'ego Gallowaya, który w USA zeznał, że transport do Polski zorganizowali "funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości Kolumbii i USA". Z wniosku USA, opartego m.in. na "legalnie przechwyconych rozmowach telefonicznych i wiadomościach elektronicznych", wynikało, że od 2007 do 2009 r. w Michigan N. miał uczestniczyć w handlu narkotykami i brać udział w praniu brudnych pieniędzy. Pod takimi zarzutami sąd z Michigan wydał nakaz jego aresztowania - grozi mu 25 lat więzienia. Mieszkający w Szwajcarii N. był monitorowany cały czas przez DEA i nie wiedział, że "przemyt" organizują tajne służby. USA odmówiły przyjazdu agentów DEA do Polski, by mogli zeznawać.
W 2011 r. oskarżeni skarżyli się sądowi, że w areszcie przebywają w izolatkach, gdzie "czują się jak zwierzęta", co uznają za naruszenie ich praw podstawowych. "Szef ochrony więzienia na Mokotowie uznaje za punkt honoru, byśmy siedzieli w izolatkach; powołując się na ochronę naszego życia" - mówił Atilla G.
Przedłużając w 2013 r. areszty pięciu oskarżonym, SA kierował się m.in. wysokimi karami im grożącymi; obawą ich ucieczki i utrudniania postępowania oraz okolicznościami czynu i jego "wysoką społeczną szkodliwością".