Międzynarodowa organizacja obrońców wolności prasy "Reporterzy bez Granic" domaga się od przyszłego polskiego rządu usunięcia z kodeksu karnego artykułu 212, który przewiduje m.in. karę więzienia za pomówienie. Autorzy apelu twierdzą, że zapis ten jest niegodny kraju należącego do Unii Europejskiej.
Organizacja "Reporterzy bez Granic" przypomina też, że w jej tegorocznym Światowym Rankingu Wolności Pracy Polska znalazła się dopiero na 56. miejscu. Głównym powodem tak niskiej pozycji ma być właśnie artykuł 212 kodeksu karnego, który przewiduje do 2 lat więzienia za zniesławienie - oświadczyła organizacja. To rzeczywiście jest problem, który wymaga w naszym kraju poważnej dyskusji.
O usunięciu słynnego art. 212 z kodeksu mówi się od lat, ale jakoś żaden rząd ani grupa posłów nie wystąpiła dotąd z taką inicjatywą. Jakimś świadectwem na stopień skomplikowania problemu, albo bardziej złożonych interesów stojących za tą regulacją, jest reakcja ustępującego premiera. Otóż Jarosław Kaczyński bardzo pryncypialnie stanął w obronie redaktorów "Gazety Polskiej", których doprowadzenie siłą przed swoje oblicze zarządził sąd. Premier uznał decyzję sądu za niedopuszczalną, skandaliczną itd., ale już na pytanie o likwidację art. 212 odpowiadał niejasno. Z wypowiedzi premiera wynikało, że jednak są powody, by taki zapis w kodeksie pozostał. Czy rzeczywiście? Wydaje się, że dla zachowania odpowiedniej równowagi pomiędzy prawem do głoszenia własnych poglądów, także w mediach, a odpowiedzialnością za ewentualne szkody wyrządzone w ten sposób innym ludziom, instytucjom czy firmom wystarczyłyby sankcje o charakterze finansowym. Tak, pod warunkiem jednak, że takie prawo byłoby konsekwentnieegzekwowane.
To temat do poważnej debaty, czy w głośnej swego czasu sprawieredaktora Andrzeja Marka z Polic, który odmówił wykonania niekorzystnego dla siebie wyroku, wystarczyłaby odpowiednio wysoka grzywna. Dyskusja, jaka wtedy przeszła przez cały kraj, miałaby zapewne inną temperaturę, gdyby nie chodziło o zamknięcie człowieka w więzieniu, tylko np. o zajęcie samochodu albo mieszkania na poczet grzywny. Być może też łatwiej dotarłaby do opinii publicznej prawda, że nie była to kara za słowa napisane przez dziennikarza, tylko za zlekceważenie wyroku sądu. A to przecież co innego. Teraz dyskusja o karaniu więzieniem dziennikarzy także jest skutkiem nieporozumienia. Polskie media, cześć polityków, a teraz okazuje się, że także organizacje międzynarodowe, rzuciły się na sąd z zarzutem, że chce wsadzić dziennikarzy do więzienia. A przecież to nie tak jest.
Warszawski sąd nakazał 30 października doprowadzenie przez policję redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza i jego zastępczyni Katarzyny Hejke na następny termin procesu karnego o pomówienie, wytoczonego im przez TVN. Powodem decyzji była nieusprawiedliwiona nieobecność obojga oskarżonych. Tu nie jeszcze nie ma mowy o karze, sąd chce tylko usłyszeć, co ci państwo mają na swoją obronę. Być może po rozprawie uwolni ich od zarzutów i opuszczą budynek sądu w glorii zwyciężców. Chodzi tylko o to, by zechcieli stanąć przed sądem. Skąd tyle zamieszania i nieporozumień wokół tak banalnej sprawy?
Organizacja "Reporterzy bez Granic" przypomina też, że w jej tegorocznym Światowym Rankingu Wolności Pracy Polska znalazła się dopiero na 56. miejscu. Głównym powodem tak niskiej pozycji ma być właśnie artykuł 212 kodeksu karnego, który przewiduje do 2 lat więzienia za zniesławienie - oświadczyła organizacja. To rzeczywiście jest problem, który wymaga w naszym kraju poważnej dyskusji.
O usunięciu słynnego art. 212 z kodeksu mówi się od lat, ale jakoś żaden rząd ani grupa posłów nie wystąpiła dotąd z taką inicjatywą. Jakimś świadectwem na stopień skomplikowania problemu, albo bardziej złożonych interesów stojących za tą regulacją, jest reakcja ustępującego premiera. Otóż Jarosław Kaczyński bardzo pryncypialnie stanął w obronie redaktorów "Gazety Polskiej", których doprowadzenie siłą przed swoje oblicze zarządził sąd. Premier uznał decyzję sądu za niedopuszczalną, skandaliczną itd., ale już na pytanie o likwidację art. 212 odpowiadał niejasno. Z wypowiedzi premiera wynikało, że jednak są powody, by taki zapis w kodeksie pozostał. Czy rzeczywiście? Wydaje się, że dla zachowania odpowiedniej równowagi pomiędzy prawem do głoszenia własnych poglądów, także w mediach, a odpowiedzialnością za ewentualne szkody wyrządzone w ten sposób innym ludziom, instytucjom czy firmom wystarczyłyby sankcje o charakterze finansowym. Tak, pod warunkiem jednak, że takie prawo byłoby konsekwentnieegzekwowane.
To temat do poważnej debaty, czy w głośnej swego czasu sprawieredaktora Andrzeja Marka z Polic, który odmówił wykonania niekorzystnego dla siebie wyroku, wystarczyłaby odpowiednio wysoka grzywna. Dyskusja, jaka wtedy przeszła przez cały kraj, miałaby zapewne inną temperaturę, gdyby nie chodziło o zamknięcie człowieka w więzieniu, tylko np. o zajęcie samochodu albo mieszkania na poczet grzywny. Być może też łatwiej dotarłaby do opinii publicznej prawda, że nie była to kara za słowa napisane przez dziennikarza, tylko za zlekceważenie wyroku sądu. A to przecież co innego. Teraz dyskusja o karaniu więzieniem dziennikarzy także jest skutkiem nieporozumienia. Polskie media, cześć polityków, a teraz okazuje się, że także organizacje międzynarodowe, rzuciły się na sąd z zarzutem, że chce wsadzić dziennikarzy do więzienia. A przecież to nie tak jest.
Warszawski sąd nakazał 30 października doprowadzenie przez policję redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" Tomasza Sakiewicza i jego zastępczyni Katarzyny Hejke na następny termin procesu karnego o pomówienie, wytoczonego im przez TVN. Powodem decyzji była nieusprawiedliwiona nieobecność obojga oskarżonych. Tu nie jeszcze nie ma mowy o karze, sąd chce tylko usłyszeć, co ci państwo mają na swoją obronę. Być może po rozprawie uwolni ich od zarzutów i opuszczą budynek sądu w glorii zwyciężców. Chodzi tylko o to, by zechcieli stanąć przed sądem. Skąd tyle zamieszania i nieporozumień wokół tak banalnej sprawy?