Projekt założeń nowelizacji ustawy o postępowaniu egzekucyjnymi w administracji, którego konsultacje właśnie się zakończyły, przewiduje stworzenie rejestru dłużników należności publicznoprawnych. Dostęp do niego – choć z pewnymi ograniczeniami – będzie powszechny i bezpłatny. Każdy będzie mógł sprawdzić, czy jego sąsiad lub krewny zalega z podatkami lub nie zapłacił określonej kary. Resort finansów planuje stworzenie specjalnej wyszukiwarki, która pozwoli przez Internet dotrzeć do danych o dłużnikach. Wystarczy znajomość imienia i nazwiska osoby bądź numeru PESEL lub NIP. Ministerstwo nie zamierza jednak każdemu udostępniać rejestru do swobodnego przeglądania. Takie uprawnienia będą miały tylko organy publiczne oraz biura informacji gospodarczej, czyli prywatne firmy prowadzące rejestry dłużników cywilnoprawnych.
Rejestr dla każdego
Dane znajdujące się w rejestrze będą obejmowały osoby, które nie uregulowały swoich należności względem państwa lub samorządu. Minimalna kwota zaległości, która umożliwi wpisanie na „czarną listę” ma wynosić 500 zł. Zanim jednak urząd umieści dłużnika w rejestrze, będzie musiał wysłać do niego zawiadomienie, że to mu grozi. Wpis będzie mógł być dokonany 30 dni po takim zawiadomieniu. W tym czasie dłużnik będzie miał czas na spłacenie należności lub wyjaśnienie sprawy. Projekt ministerstwa przewiduje również możliwość zgłoszenia przez dłużnika sprzeciwu wobec ujawnienia swoich danych. Sam sprzeciw jednak nie sprawi, że wpis nie będzie udostępniany. Na odmowę uwzględnienia sprzeciwu dłużnik będzie mógł złożyć zażalenie, a potem skargę do sądu.
- Propozycje resortu finansów budzą bardzo duże wątpliwości co do zgodności z konstytucją. Wyraziliśmy je, w przygotowanej na potrzeby konsultacji społecznych, opinii prawnej. Przede wszystkim stworzenie, gigantycznej i dostępnej dla każdego, bazy danych o dłużnikach ogranicza prawo do prywatności, więc powinno być bardzo szczegółowo uzasadnione. Ministerstwo nie przeprowadziło jednak szczegółowej analizy zagrożeń dla praw obywatelskich, które mogą wiązać się z utworzeniem rejestru. Zastrzeżenie budzi też powszechne udostępnianie rejestru każdemu zainteresowanemu. Sytuacja, w której „każdy” może sprawdzić „każdego” może prowadzić do negatywnych skutków społecznych i wpłynąć na zmniejszenie poziomu zaufania wśród obywateli – mówi Jędrzej Niklas, ekspert Fundacji Panoptykon.
Administracja chce swobody
To nie koniec zastrzeżeń fundacji. Projekt zakłada, że to rozporządzenie, a nie ustawa będzie decydować o tym, kto znajdzie się w rejestrze dłużników. - Tymczasem konstytucja wymaga, by ograniczenia praw obywatelskich – w tym prawa do prywatności – były precyzyjnie regulowane przez ustawę. To istotna gwarancja służąca ograniczeniu nadmiernej swobody administracji i poddaniu procesu tworzenia kluczowych aktów prawnych demokratycznej kontroli – stwierdza Jędrzej Niklas.
Kolejną kontrowersyjną kwestią jest niska kwota zaległości (500 zł), na podstawie której urzędy będą ujawniać dłużników. Resort finansów niestety nie daje praktycznie żadnego uzasadnienia dla jej wysokości. Tymczasem na przykład na Słowacji do rejestru dłużników wpisywane są osoby, których dług wynosi ponad 17 tys. euro.
Eksperci Fundacji Panoptykon uważaja również, że urzędy obok powiadomienia o zagrożeniu zamieszczenia w rejestrze powinny zawiadamiać też o samym ujawnieniu danych osoby. Takie rozwiązanie ma minimalizować ryzyko błędnych wpisów w rejestrach. - Można z łatwością wyobrazić sobie sytuację, gdy dłużnik mimo spłacenia należności – na skutek pomyłki – i tak zostanie ujawniony w rejestrze. O tym fakcie może dowiedzieć się dopiero się o po pewnym czasie. Z kolei samo ujawnienie w rejestrze może negatywnie wpłynąć na jego sytuację. Dotyczy to na przykład możliwości uzyskania kredytu lub dotacji publicznej – twierdzi Jędrzej Niklas.
Partnerstwo publiczno-prywatne?
Wątpliwości ekspertów budzi również propozycja wprowadzenia wymiany informacji między urzędami a biurami informacji gospodarczej (BIG). Z jednej strony BIG-i mają uzyskać pełny dostęp do publicznego rejestru dłużników. A dzięki samym biurom – także bardzo szeroki krąg podmiotów. Z drugiej zaś strony urzędy będą mogły swobodnie korzystać z danych gromadzonych przez BIG-i. Jak argumentuje resort finansów, dzięki informacjom z prywatnych rejestrów administracja będzie mogła „dokonywać stosowanej oceny kondycji finansowej” osób zadłużonych. - To bardzo ogólne i naszym zdaniem niewystarczające uzasadnienie. Zastrzeżenia potęguje fakt, że dane pochodzące z biur informacji gospodarczych mogą być błędne. Miesięcznie do BIG-ów trafia aż 354 skarg od osób zadłużonych. Ponad 90 jest uzasadniona i prowadzi usunięcia lub zmiany wpisu w rejestrze dłużników. Przy takiej liczbie błędów trudno uznać komercyjne rejestry dłużników za w pełni wiarygodne źródło informacji – mówi Jędrzej Niklas.
- Tworzenie publiczno-prywatnego konglomeratu wymiany informacji o dłużnikach bardzo nas niepokoi. Obawy potęgują – zdecydowanie przez nas krytykowane – propozycje zmian w funkcjonowaniu samych BIG-ów. Niedawno ogłoszone propozycje Ministerstwa Gospodarki przewidują przyznanie biurom większych kompetencji. Dotyczy to m.in. przetwarzania danych o przedawnionych długach czy tworzenia profili dłużników – dodaje ekspert Fundacji Panoptykon.
Rejestr dłużników publicznych zagrozi prywatności?
Ministerstwo Finansów zamierza utworzyć rejestr dłużników zalegających ze spłatą minimum 500 złotych z tytułu podatków, ceł lub innych publicznych należności. To będzie nadmierna ingerencja w prawo obywateli do prywatności twierdzi Fundacja Panoptykon.