Już dzisiaj zapadają rozstrzygnięcia, czy w krajobrazie miast i regionów w 2020 roku będziemy mieli więcej nowych tramwajów czy więcej nowych wiatraków - twierdzi Janusz Kobeszko, prawnik w Kancelarii Prawnej Majchrzak Brandt i Wspólnicy.
Trzy kraje zaplanowały ostatnio na spotkaniu w Maladze mapę drogową działań przyspieszających regionalizację polityk rozwoju UE 2020 na 18 kolejnych miesięcy. W Unii istnieje ponad 100 tysięcy organów samorządowych odpowiadających za edukację, środowisko, ochronę zdrowia i rozwój gospodarczy, które reprezentują w sumie 16 proc. unijnego PKD. Samorządy odpowiadają również za 1/3 wydatków publicznych, aż 2/3 wydatków publicznych na inwestycje oraz 56 proc. wydatków na zatrudnienie.
Zaskakującym faktem może być dla wielu, że unijna legislacja wdrażana jest głównie przez samorządy (70 proc.), a nie rządy krajowe (30 proc.), co daje samorządom szczególną pozycję w uzgadnianiu kierunków rozwoju Unii.
Na spotkaniu w Maladze wskazano konkretne narzędzia zaradcze polityk regionalnych w postaci wielopoziomowego zarządzania, spójności terytorialnej, nieformalnych struktur uczestnictwa opartych na nowych technologiach komunikacji, aktywniejszego udziału samorządów w procesie legislacyjnym oraz ewaluację. Wyrażono nadzieję na aktywną rolę Komitetu Regionów, który może zyskać obecnie na znaczeniu wobec widocznej słabości rządów centralnych w walce z kryzysem.
Pojęcia kluczowe strategii, takie jak konkurencyjność, usieciowienie i zrównoważony rozwój, potrzebują dla nabrania realności większej władzy regionów w definiowaniu i wdrażaniu polityk. Coraz silniej regiony eksponują również zasadę solidarności w obawie przed ograniczonymi wydatkami Unii w przyszłych budżetach. Współpraca regionalnych i lokalnych interesariuszy ma stanowić remedium na zbiurokratyzowanie Brukseli i oderwanie od życia rządów centralnych. Podmioty ekonomii społecznej i jednostki trzeciego sektora mają wspomagać proces zarówno pisania, jak i wdrażania polityk. Ten ostatni postulat bywa niestety deklaratywny, gdyż udział konsultacji społecznych w procesie podejmowania decyzji przez samorządy wykazuje wyraźny deficyt, szczególnie w Polsce.
Europejscy politycy regionalni na spotkaniu w Maladze zwrócili uwagę na ryzyko przedłużania procesu podejmowania decyzji w instytucjach wspólnotowych wobec większego udziału gremiów lokalnych. Jest to istotne ryzyko w sytuacji krótkiej kołdry budżetowej: komu dawać środki na rozwój - krajom i regionom południa, czy regionom wschodnio-północnym? Czy zadecydują populacje krajów, czy afiliacje polityczne z głównymi liderami Unii? Czy rzeczywiście najważniejsze będą wielkości budżetów rozwojowych, czy może zapobieganie konfliktom, jakie czekają Unię wobec kryzysu w strefie euro?
Już niedługo przekonamy się, czy z ambitnych planów realizacji polityki solidarności coś dobrego wyniknie, czy to raczej liderzy największych krajów zajmą się uciszaniem restrukturyzacyjnych pretensji (czytaj - budżetów na infrastrukturę) i narzucą własny dyskurs nowej zielonej ekonomii i ratowania euro (czytaj - budżetów na energię odnawialną, zaawansowane technologie i pomoc dla takich krajów, jak Grecja). Istnieje ryzyko, że ten drugi wybór wynikający z kryzysowej sytuacji będzie trudny do przyjęcia dla Polski. Wyniki dzisiejszych wyborów strategicznych objawią się za dziesięć lat i okaże się, czy rachunki za prąd będą mniejsze, czy nadal będzie nam trudno podróżować po kraju bez korków w miastach i na autostradach.
Trzy kraje zaplanowały ostatnio na spotkaniu w Maladze mapę drogową działań przyspieszających regionalizację polityk rozwoju UE 2020 na 18 kolejnych miesięcy. W Unii istnieje ponad 100 tysięcy organów samorządowych odpowiadających za edukację, środowisko, ochronę zdrowia i rozwój gospodarczy, które reprezentują w sumie 16 proc. unijnego PKD. Samorządy odpowiadają również za 1/3 wydatków publicznych, aż 2/3 wydatków publicznych na inwestycje oraz 56 proc. wydatków na zatrudnienie.
Zaskakującym faktem może być dla wielu, że unijna legislacja wdrażana jest głównie przez samorządy (70 proc.), a nie rządy krajowe (30 proc.), co daje samorządom szczególną pozycję w uzgadnianiu kierunków rozwoju Unii.
Na spotkaniu w Maladze wskazano konkretne narzędzia zaradcze polityk regionalnych w postaci wielopoziomowego zarządzania, spójności terytorialnej, nieformalnych struktur uczestnictwa opartych na nowych technologiach komunikacji, aktywniejszego udziału samorządów w procesie legislacyjnym oraz ewaluację. Wyrażono nadzieję na aktywną rolę Komitetu Regionów, który może zyskać obecnie na znaczeniu wobec widocznej słabości rządów centralnych w walce z kryzysem.
Pojęcia kluczowe strategii, takie jak konkurencyjność, usieciowienie i zrównoważony rozwój, potrzebują dla nabrania realności większej władzy regionów w definiowaniu i wdrażaniu polityk. Coraz silniej regiony eksponują również zasadę solidarności w obawie przed ograniczonymi wydatkami Unii w przyszłych budżetach. Współpraca regionalnych i lokalnych interesariuszy ma stanowić remedium na zbiurokratyzowanie Brukseli i oderwanie od życia rządów centralnych. Podmioty ekonomii społecznej i jednostki trzeciego sektora mają wspomagać proces zarówno pisania, jak i wdrażania polityk. Ten ostatni postulat bywa niestety deklaratywny, gdyż udział konsultacji społecznych w procesie podejmowania decyzji przez samorządy wykazuje wyraźny deficyt, szczególnie w Polsce.
Europejscy politycy regionalni na spotkaniu w Maladze zwrócili uwagę na ryzyko przedłużania procesu podejmowania decyzji w instytucjach wspólnotowych wobec większego udziału gremiów lokalnych. Jest to istotne ryzyko w sytuacji krótkiej kołdry budżetowej: komu dawać środki na rozwój - krajom i regionom południa, czy regionom wschodnio-północnym? Czy zadecydują populacje krajów, czy afiliacje polityczne z głównymi liderami Unii? Czy rzeczywiście najważniejsze będą wielkości budżetów rozwojowych, czy może zapobieganie konfliktom, jakie czekają Unię wobec kryzysu w strefie euro?
Już niedługo przekonamy się, czy z ambitnych planów realizacji polityki solidarności coś dobrego wyniknie, czy to raczej liderzy największych krajów zajmą się uciszaniem restrukturyzacyjnych pretensji (czytaj - budżetów na infrastrukturę) i narzucą własny dyskurs nowej zielonej ekonomii i ratowania euro (czytaj - budżetów na energię odnawialną, zaawansowane technologie i pomoc dla takich krajów, jak Grecja). Istnieje ryzyko, że ten drugi wybór wynikający z kryzysowej sytuacji będzie trudny do przyjęcia dla Polski. Wyniki dzisiejszych wyborów strategicznych objawią się za dziesięć lat i okaże się, czy rachunki za prąd będą mniejsze, czy nadal będzie nam trudno podróżować po kraju bez korków w miastach i na autostradach.