Uporządkujmy pojęcia i stan rzeczy. „Nic się nie dzieje” to pojęcie (sytuacja), które można rozpatrywać z różnych perspektyw. Czym innym jest mianowicie to, czy w śledztwie w ogóle się coś dzieje, a czym innym - czy dzieją się rzeczy wymagające stosowania najsurowszego środka zapobiegawczego.

W tym pierwszym znaczeniu świat (i postępowanie przygotowawcze) nigdy nie stoi w miejscu. Wydawane są bieżące zarządzenia, są gorące oczekiwania na opinie biegłych, przesłuchiwani są świadkowie (lub planuje się ich przesłuchania). Jak to jednak wygląda z perspektywy tego drugiego rozumienia – z perspektywy rzeczywistej potrzeby stosowania aresztu?

Czytaj: Prof. Wróbel: Kolejne propozycje zmian w przepisach karnych jeszcze w tym roku

Prof. Zoll: Kara nie tylko w więzieniu – warto szukać alternatyw >>

Kilka słów o praktyce

W praktyce zarówno we wnioskach o przedłużenie aresztu, jak i w wystąpieniach prokuratorów na posiedzeniach pojawia się argument, że dalsza izolacja jest konieczna z uwagi na „rozwojowy” charakter sprawy i czynności, które organy ścigania zamierzają przeprowadzić.

Często taki argument „przechodzi”, a potem rzeczywistość okazuje się inna, niż wynikałoby to ze słów prokuratora. Wielokrotnie miałem do czynienia z sytuacją, w której po przedłużeniu aresztu organy ścigania nie podejmowały żadnych czynności z udziałem osoby osadzonej. W sprawie, owszem, działy się rozmaite rzeczy – zatrzymane substancje czekały na analizę, dokumentacja księgowa trafiała do biegłego, planowano dalsze czynności procesowe o ustalonym lub nieustalonym charakterze.

Czy takie prace wymagają aresztu? Jeśli środek ten (jak i wszystkie pozostałe) ma służyć niezakłóconemu tokowi śledztwa, to pytanie, w jaki sposób osadzony miałby wpływać np. na prace biegłego badającego zabezpieczone substancje czy analizującego dokumentację księgową? Jak miałby wpływać na zeznania osób, które już zostały przesłuchane, a na podstawie ich zeznań ma zarzuty?

Areszt typowo wydobywczy

Prawda jest często taka, że areszt ma charakter typowo wydobywczy. Bo nie wszyscy zostali ujęci. Bo osoba aresztowana może mieć wiedzę o innych interesujących organy ścigania osobach. Bo biegły nie może przełamać zabezpieczeń w telefonie, czy laptopie, a osadzony milczy na temat haseł. Nie jest też przy tym rzadkością odmowa udzielania zgód na widzenia dla osób najbliższych. Wszystko to czyni i tak najsurowszy możliwy środek zapobiegawczy jeszcze bardziej uciążliwym, a przecież dokuczenie osadzonemu nie tylko nie jest jego celem, ale też nie powinno być zbyt częstym skutkiem ubocznym.

Swoisty paradoks jest taki, że areszt, który bywa kilkukrotnie przedłużany automatycznie i w istocie bez głębszej refleksji sędziego nad rzeczywistą potrzebą jego stosowania, zostaje nagle uchylony (nieprzedłużony) w „losowym” momencie postępowania – wtedy, kiedy nie wydarzyło się nic konkretnego zmieniającego oblicze postępowania, tylko wówczas, gdy któryś z kolejnych sędziów uznał, że może już wystarczy. Bywa i tak, że areszt jest uchylany bez stosowania dalszych środków zapobiegawczych.

Jak to wtedy wygląda? "System” (konkretni ludzie) trzyma człowieka pod kluczem przez miesiące czy lata, a potem nagle przychodzi godzina 0 i przestaje się podsądnym interesować. Zwykle okazuje się wówczas, że nic wielkiego się nie stało, że podsądny stawia się na wezwania organów. Oczywiście, nie musi tak być, ale praktyka pokazuje, że zmorą jest bezrefleksyjne występowanie o areszt, bezrefleksyjne jego stosowanie i bezrefleksyjne przedłużanie.

Mówi się, że sądy zawsze są wysokie, tylko prawa bywają niskie.