Mija 10 lat od prowokacji i zatrzymania sędziego piłkarskiego Antoniego F., ale tak naprawdę śledztwo dotyczące korupcji w polskiej piłce nożnej zaczęło się rok wcześniej od meczu Polar Wrocław – Zagłębie Lubin i to pan je prowadził...
Tadeusz Potoka: Zaczęło się od tego, że w jednym z wrocławskich dzienników ukazał się artykuł o dziwnych sytuacjach, które panują w drugoligowym Polarze Wrocław. Do naszych obowiązków jako prokuratorów należy też przeglądać prasę. Przy porannej kawie przeczytałem tekst o znamiennym tytule: "Sprzedaj pan mecz", a podtytuł brzmiał: "Na 99 procent wiem, kto z Zagłębia Lubin kupił mecz z moim klubem" i był to cytat wypowiedzi ówczesnego wiceprezesa Polaru Tomasza Szypuły. To było dokładnie 13 maja 2004 roku. Początkowo sceptycznie podszedłem do tych doniesień, bo myślałem, że to jakaś kaczka dziennikarska albo awantury w upadającym klubie i chodzi jedynie o odzyskanie zainwestowanych pieniędzy. A ponieważ siedziba klubu była na Psim Polu, gdzie byłem wówczas prokuratorem rejonowym, skserowałem ten artykuł i wszczęliśmy śledztwo.
Czytaj: Mija dziesięć lat od początku afery korupcyjnej w polskim futbolu>>>
Brzmi to dosyć prosto...
Ale nie było takie proste, bo musimy pamiętać, że to była nowatorska rzecz i trzeba było dopasować realia do tego, z czym mieliśmy się zmierzyć. Nikt wcześniej niczego podobnego nie robił. Po krótkich czynnościach śledczych okazało się, że coś jest rzeczywiście na rzeczy.
Nietypowe było chyba także to, że właśnie artykuł w gazecie był tym pierwszym klockiem, który uruchomił całe domino...
Całe śledztwo było nietypowe. Także to, że bardzo dużo współpracowałem z dziennikarzami. Głównie z Arturem Brzozowskim, który był autorem wspomnianego tekstu, ale również z niezapomnianym Ireneuszem Maciasiem. Godzinami po południu analizowaliśmy informacje, które ja uzyskiwałem. To były rozmowy o "nowych gatunkach piwa", które się pojawiły. Musze przyznać, że zarówno Artur, jak i Irek dosyć dużo mi pomogli.
LEX Navigator Postępowanie Karne>>>
Nie pytam o trudności, bo te na pewno były w śledztwie, ale zapytam – jak duże?
Zaczęliśmy zbierać dowody, bilingi, ale nie szło to łatwo, bo oczywiście utrudnienia były niesamowite. Dzwoniłem do PZPN, ale tam powiedzieli mi, że deleguje się do tej sprawy wiceprezesa i z nim mam się kontaktować. Po jakimś czasie PZPN sam złożył zawiadomienie o korupcji w Polarze. Do dzisiaj nie rozumiem tego zachowania i nie potrafię go wytłumaczyć.
Był pan zaskoczony rozmiarem całej afery?
Nikt się chyba wtedy nie spodziewał, że to nabierze takich rozmiarów. Powiem tak: nakręcono kiedyś film "Piłkarski poker" i to, co tam zostało przedstawione nie wzięło się z niczego. Jak się go oglądało, to wszyscy się z tego śmialiśmy i traktowaliśmy jak dobrą komedię. Po zapoznaniu się z tym, co działo się w Polarze, okazało się, że to nie fikcja, ale całkowity real. Tak jak pokazane to było w tym filmie, odbywało się naprawdę. To było dla nas duże zaskoczenie.
Analizował pan mecze Polaru Wrocław, aby dowieść, że były ustawiane?
Pomagał mi trener Romuald Szukiełowicz, który obejrzał mecze Polaru nagrane na kasetach i wydał opinię. Później sąd ją zakwestionował, bo stwierdził, że jej autorem nie może być szkoleniowiec, który prowadzi zespół z tej samej ligi. Powołano więc jakiegoś profesora z AWF, a on przyjechał do sądu i powiedział, że w pełni podtrzymuje opinie wcześniejszego biegłego. Przy okazji trener Szukiełowicz opowiadał mi taką historię, że mieli jechać na jakiś wyjazdowy mecz i na zbiórkę nie przyszedł jeden z czołowych zawodników. Ruszyli więc bez niego. Po drodze trener dostał sms, który brzmiał niej więcej tak: "Panie trenerze nie jadę, bo szkoda benzyny. Mecz został op... ".
A jak się odbywała analiza bilingów, bo to właśnie chyba one odegrały dosyć ważną rolę?
Kiedy sprawa korupcji w polskiej piłce nożnej urosła, to były powoływane specjalne grupy, a wydział techniki robił analizy. Kiedy my ruszaliśmy, to przydzielony był do niej jeden policjant. Dostawałem tony bilingów, które całymi dniami i nocami ręcznie po kolei sprawdzaliśmy, by ustalić, kto do kogo dzwonił. Po kilku miesiącach takiej żmudnej pracy wyłonił nam się obraz. Wiedzieliśmy dokładnie co do sekundy, kto dzwonił z Zagłębia Lubin do Polaru z propozycją. Zagraliśmy va banque i czterech piłkarzy zatrzymaliśmy na 48 godzin. Nikt się oczywiście nie przyznał, ale zaczęła się już burza na całego, bo zainteresowały się tym mocno media. Działacze piłkarscy byli w szoku, że coś takiego się dzieje. A później to już raz za razem zabierano zawodników z treningów, jak to było np. w Piaście Gliwice, a w końcu zaczęli sami przyjeżdżać.
Jak piłkarze tłumaczyli telefony do zawodników z innych drużyn?
Mówili, że dzwonili, ale nie rozmawiali o piłce nożnej, meczach, a o rodzinie i dzieciach.
Ale przecież tych telefonów było na pewno więcej i to w krótkim czasie. Ile można rozmawiać o dzieciach i rodzinie...
Zgadza się. Oni jednak cały czas trzymali się swojej wersji. To było jedno wielkie zaprzeczenie. Tak było do pierwszego wyroku, gdzie sąd okręgowy z większości zarzutów ich uniewinnił. Napisaliśmy jednak apelację i sąd apelacyjny uchylił ten wyrok do ponownego rozpoznania. Ale wtedy to już była inna sytuacja, bo śledztwo się rozrosło na całą Polskę i dobrowolnie niektórzy zawodnicy się zgłaszali i poddawali karze. Ja ich zawnioskowałem jako świadków i w konsekwencji wszyscy zamieszani w sprzedawanie meczów Polaru zostali skazani i z wyjątkiem jednego zawodnika wszyscy się przyznali i podali karze.
Sądzi pan, że gdyby nie wszczęcie śledztwa w sprawie meczu Polar – Zagłębie to cała wielka afera korupcyjna w polskiej piłce by nie ruszyła?
Myślę, że tak mogłoby być. Właśnie dlatego całą aferę prowadziła prokuratura wrocławska, bo tutaj zaczęliśmy pierwsze śledztwo. Na początku niektórzy mówili: "A po co zatrzymywać tych piłkarzy" i się nawet trochę śmiali. Jak wyszła ta słynna już prowokacja z pieniędzmi w kole, zmienili zdanie.
Dużo piłkarzy zgłosiło się dobrowolnie?
Na etapie mojej pracy jeszcze sami się nie zgłaszali. Przychodziły za to anonimy z donosami i prośbami, aby np. objąć śledztwem też ligę żużlową, gdzie się robi różne rzeczy z torami, a także ligę koszykarską. Ale były też donosy z najmniejszych miejscowości. A to, że ktoś sprzedał mecz za kiełbasę, a to że za skrzynkę piwa. Były tez rzeczowe informacje z ekstraklasy oraz jej zaplecza. To było sprawdzane i zabezpieczane.
Coś pana szczególnie zaskoczyło podczas śledztwa?
Był szok, że to ma taki rozmiar. Zamieszane były takie kluby, jak Cracovia, Zagłębie Lubin, Pogoń Szczecin, Tłoki Gorzyce, Piast Gliwice i jeszcze wiele innych. Jeden ze skruszonych piłkarzy Polaru, który nie uczestniczył w tym procederze, ale zgodził się zeznawać, na moje pytanie: "Ile meczów było sprzedanych?", odpowiedział: "Wszystkie, które przegraliśmy". Grupa ludzi z jednym ze starszych piłkarzy zrobiła sobie z tego dodatkowe źródło dochodu. Zaskoczyło mnie też kilka nazwisk zamieszanych w to trenerów, którzy teraz wracają do ekstraklasy. Ale były też nazwiska, które mnie nie zdziwiły, jak np. były selekcjoner reprezentacji.
Nie ukrywa pan, że jest kibicem piłkarskim. Nie miał pan jednak dość meczów, jak poznał kulisy?
Kibic nie przykłada aż tak wielkiej wagi do tego wszystkiego. Najważniejsza jest jego drużyna. Zaczęły mi się jednak otwierać oczy na pewne mecze z przeszłości, np. spotkanie Śląska z Legią. Na boisku nic się działo i gra się toczyła, aby się toczyć. I wtedy wszedł z rezerwy młody zawodnik, chyba to był Wojtek Kowalczyk, i strzelił gola. Jeden z piłkarzy Legii siedzący na ławce rezerwowych, kiedy piłka wpadła do siatki, złapał się za głowę i mocno przeklął. Teraz myślę, że to nie było nietypowe okazanie zachwytu. Mecz zakończył się wtedy jednak remisem, bo zaraz Śląsk wyrównał.
A chciało się panu czasami śmiać z zeznań piłkarzy?
Wezwaliśmy kiedyś na świadka zawodnika z jednej z drużyn krakowskich. Pytam się go o kupowanie meczów, a on do mnie: "Panie prokuratorze, jakie kupowanie meczów? Jaki ja miałbym w tym interes, aby kupować mecze? Sprzedawać to co innego, ale nie kupować". On w tym wszystkim nie uczestniczył, był tylko świadkiem.
Myśli pan, że polska piłka nożna jest już wolna od korupcji?
Nie mogę wykluczyć, że dzisiaj to dalej działa. Jak jednak widzę pewne sytuacje na naszych boiskach ligowych, przypomina mi się to, co opisywałem w akcie oskarżenia. Żywcem wyjęte sytuacje sprzed wielu lat. Ale może to tylko zawodowe przeczulenie...?
Rozmawiał: Mariusz Wiśniewski (PAP)