Zdaniem szefa adwokatury to także dowód na to, że młodzi absolwenci prawa akceptują tę drogę dochodzenia do zawodu adwokata czy radcy prawnego.

 

Rozmowa z Andrzejem Zwarą, prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej

 

Krzysztof Sobczak: O czym świadczą wstępne wyniki egzaminów na aplikacje? Na adwokacką ma szanse dostać się nieco ponad połowa zdających, na radcowską czterdzieści kilka procent.

Andrzej Zwara: Przede wszystkim o tym, że proces naboru na aplikacje normalizuje się. Gdy przypomnimy sobie, że w poprzednich latach były ogromne wahania liczby pozytywnie zdających egzaminy, to teraz widzimy wynik, który można uznać za zdrowy. Nas cieszy, że na aplikację adwokacką dostało się nieco ponad połowa zdających, czyli ci, którzy solidnie uczyli się na studiach i dobrze przygotowali się do egzaminu.

 

Przypomnijmy, że w tym roku na aplikację adwokacką zdawała wyjątkowo duża liczba kandydatów.

Rzeczywiście, zgłosiło się ponad cztery tysiące osób. Dla nas jest to także dowód na to, że młodzi ludzie akceptują proponowaną przez nasz samorząd drogę dochodzenia do zawodu, czyli poprzez udział w aplikacji. Większość młodzieży, która skończyła studia prawnicze, zdecydowała się na udział w egzaminach na aplikacje rozumiejąc, że to jest jedyna droga prowadząca do zaistnienia na tym konkurencyjnym i wymagającym rynku. To duże zainteresowanie adwokaturą świadczy, że młodzież wyczuwa, że jesteśmy zawodem, który się modernizuje i stwarza szanse na rozwój profesjonalny. Oni chcą się uczyć na naszej aplikacji, a my im gwarantujemy, że dobrze ich przygotujemy do przyszłej pracy. A dla społeczeństwa jest to informacja, że za parę lat na rynku pojawi się kolejna grupa prawników dobrze przygotowanych do świadczenia pomocy prawnej.

 

A jeszcze wracając do tego 50 procentowego wyniku. Czy można powiedzieć, że organizatorzy egzaminów czegoś się uczą?

Należy przypomnieć, że od paru lat nabór na aplikacje organizuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Gdy w kolejnych latach obserwowaliśmy duże skoki w wynikach egzaminów na aplikacje, mogło to budzić pewną irytację i pytania o jakość przygotowanych testów. Taki wynik, gdy nieco ponad połowa zdaje, wydaje się świadczyć o poprzeczce zawieszonej dość wysoko, ale nie absurdalnie wysoko, albo absurdalnie nisko, jak bywało w poprzednich latach. Ten wynik świadczy również o tym, że całkiem duża grupa młodych ludzi podejmie naukę na aplikacji, a jednocześnie o tym, że nie trafią tam ludzie nieprzygotowani. Taka właśnie idea, by egzaminy wstępne dobrze weryfikowały poziom przygotowania kandydatów, cały czas przyświeca naszej współpracy z Ministerstwem Sprawiedliwości w tej dziedzinie. Mogę powiedzieć, że jest to dobra współpraca, a przebieg tegorocznego egzaminu to potwierdza. Nasze podejście jest takie: nie utrudniać zdolnej młodzieży dostępu do zawodu, a z drugiej strony zapewnić, by adwokatami zostawali tylko ludzie naprawdę dobrze do tego przygotowani. Bo taki jest interes społeczny.

 

Rozumiem, że takie zarzuty mogły być w stosunku do egzaminu z 2009 roku, gdy zdało ponad 75 proc. kandydatów. Potem był taki bardzo mały nabór, tylko niespełna 25 proc. zdało. Czy tegoroczny wynik to taki "złoty środek"?

Punktem wyjścia do tego problemu jest poziom kształcenia na niektórych wydziałach prawa polskich uczelni i przekazywanie jedynie wiedzy teoretycznej. Nie ukrywamy, że mamy co do tego wiele uwag. Dlatego to aplikacja jest tym miejscem, gdzie prawnik może zdobyć solidne, praktyczne przygotowanie do pracy. Rolą samorządu jest rzetelne przygotowanie tych ludzi do świadczenia pomocy prawnej. Same egzaminy są prowadzone przez komisje państwowe, a my jako samorząd postulujemy, by testy egzaminacyjne były realnym narzędziem eliminacji tych i tylko tych, którzy nie mają potrzebnego minimum wiedzy umożliwiającej w przyszłości świadczenie pomocy prawnej.

 

 

Czy w tym roku organizatorzy egzaminu zbliżyli się do tego ideału?

Sądzę, że powoli zbliżamy się do solidnego standardu w tej dziedzinie.