Jarosław Kaczyński zapowiedział, że rozważy, czy nie należy w Polsce przywrócić kary śmierci. Nie pierwsza to taka jego deklaracja, podobnie wypowiadał się też prezydent RP, a już z dość dużą regularnością taką ewentualność zapowiada minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Dość typowe i powtarzalne były też okoliczności tej deklaracji – gorące wybory na Podlasiu i bezsensowna śmierć dziecka pod kołami pijanego albo po prostu głupiego kierowcy. Taka sytuacja każdego może ponieść, ale premier przecież wie, że przywrócenie kary śmierci w Polsce nie wchodzi w grę.
To niemożliwe, by prezydent, premier, minister sprawiedliwości nie pamiętali, że zniesienie kary śmierci było w naszym kraju nie tylko efektem przemian społecznych i politycznych, ale także konsekwencją włączania się w struktury europejskie. Po pierwsze wynika to z naszej przynależności do Rady Europy, w której to organizacji jednym z podstawowych dokumentów jest obowiązująca od 1953 roku Europejska Konwencja Praw Człowieka. Przyjęty w 1983r. szósty protokół do niej zakazuje stosowania kary śmierci w czasie pokoju, a protokół nr 13 z 2003r. wprowadził całkowity jej zakaz (także w czasie wojny).
Polska ratyfikowała protokół nr 6 i wyeliminowała karę śmierci z kodeksu karnego.
Nie wpłynęło to w żaden sposób na stan przestępczości w naszym kraju, tak jak stosowanie bądź nie stosowanie jej nie wpływa na poziom bezpieczeństwa w żadnym kraju. Dla przykładu stan Teksas z przywoływanych w tym kontekście często Stanów Zjednoczonych, który przoduje w liczbie skazań i egzekucji, ma gorsze wyniki w walce z przestępczością niż wiele stanów, w których egzekucji nie wykonuje się. Także w Polsce liczba zabójstw zależy od wielu czynników, a chyba wcale nie najbardziej od sposobu wymierzenia sprawcy kary. Zresztą statystyki są pod tym względem od kilku lat coraz lepsze.
Prezydent, premier i minister o tym wiedzą, a mimo to co jakiś czas zapowiadają przywracanie kary śmierci. Szczególnie, gdy dojdzie do jakiegoś makabrycznego zabójstwa i dzięki nagłośnieniu go przez media, opinia publiczna jest oburzona. Politycy chcą wtedy, a jeszcze bardziej gdy jest czas wyborów, pokazać, że myślą tak jak zwykli ludzie. To prawda, większość „zwykłych ludzi” jest za surowymi karami i za przywróceniem kary śmierci. Jednak obowiązkiem polityków jest wiedzieć więcej i patrzeć dalej, a na pewno nie ulegać chwilowym emocjom. Powinni oni wręcz mówić swojemu elektoratowi, że skazanie tego szaleńca z Łomży na stryczek w żaden sposób nie zmieni faktu, że za jakiś czas w tej czy innej miejscowości i tak dojdzie do jakiegoś kolejnego bezsensownego zabójstwa. Jeśli coś temu może zapobiec, to bardziej sprawna policja, lepszy proces wychowawczy, brak społecznej akceptacji dla pewnych zachowań. Ale w taką argumentację należałoby włożyć trochę wysiłku, może nawet wejść w spór ze słuchaczami. Może też zaryzykować ich niezadowolenie. A tu wybory, więc lepiej pokazać im, jacy są mądrzy i rozsądni, bo myślą dokładnie tak jak premier.
Powinnością polityków jest też mówić ludziom, że z przynależności do struktur europejskich (Unia także nie uznaje kary śmierci, również w czasie wojny) nie można sobie wybrać tylko tych elementów, które nam się podobają, np. dotacji na rozwój albo pomocy w rozwiązywaniu konfliktów z nieprzyjaznymi sąsiadami. Odrzucenie kary śmierci należy do najważniejszych wartości uznawanych przez Radę Europy i Unię Europejską. Jak pokazują najnowsze badania, przytłaczająca większość Polaków akceptuje przynależność do tych struktur.