Rzecznik Izby Celnej w Olsztynie Ryszard Chudy powiedział w poniedziałek, że nie będzie komentował opinii prawnej. Dodał jedynie, że służba celna działa zgodnie z prawem.

Wykonanie ekspertyzy prawnej zlecił jednej z kancelarii burmistrz Gołdapi Marek Miros, po tym, jak celnicy ograniczyli w maju tego roku masowy wwóz do Polski tańszego rosyjskiego paliwa. Paliwo przywozili podróżni przekraczający granicę z rosyjskim obwodem kaliningradzkim, według zasad małego ruchu granicznego. Burmistrz ujawnił teraz opinię, przesyłając ją do PAP.

Prawnicy ocenili w niej, iż "decyzja Izby Celnej w Olsztynie o wprowadzeniu szczególnych kontroli dla osób, które przekraczają granicę powyżej 10 razy w miesiącu jest bezprawna, gdyż ogranicza prawo do swobodnego przekraczania granicy".

Jak napisali w opinii prawnicy "istotą umowy międzynarodowej zawartej z Federacją Rosyjską, było umożliwienie swobodnego, nieograniczonego przekraczania granicy przez mieszkańców strefy przygranicznej, w celu zachęcenia obywateli do zintensyfikowania wzajemnych kontaktów".

"Celem (umowy o małym ruchu granicznym - PAP) jest umożliwienie mieszkańcom stref przygranicznych (...) z uzasadnionych powodów natury ekonomicznej, społecznej, kulturalnej oraz rodzinnej, umożliwienie przekraczania zewnętrznych granic Unii w łatwy sposób, to jest bez nadmiernych ograniczeń administracyjnych, często, ale także regularnie" - uważają prawnicy.

"W opiniowanej sprawie organ celny wprowadzając szczególne kontrole dla osób, które powyżej 10 razy w miesiącu przekraczają granicę, w istocie dokonał ograniczenia swobody przepływu osób. Tak zwana +nowa interpretacja przepisów+ jest ukrytą metodą wprowadzania domniemania dowodu handlowego przeznaczenia przewożonych towarów, która pozostaje całkowicie sprzeczna z przepisami prawa krajowego oraz unijnego. Wbrew twierdzeniom organu celnego, częstotliwość przekraczania granicy, nie może być równoznaczna z celem handlowym przewożenia paliwa przez granicę" - ocenili w ekspertyzie prawnicy.

Miros, oprócz opinii prawnej przesłał także PAP pismo, w którym napisał, że "ścigać i karać należy tych, którym udowodni się przekraczanie prawa, w tym prawa celnego i innych przepisów regulujących życie społecznie".

"Pozostałych traktować należy zgodnie z zasadą domniemania niewinności. Takie działania będą odbierane przez mieszkańców, jako zgodne z prawem. Będą korzystne również dla lokalnej ekonomii" - napisał burmistrz.

Miros przypomniał, że "Gołdap, leżąca w strefie przygranicznej przez wiele lat zajmowała niechlubne pierwsze miejsce, jeśli chodzi o stopień bezrobocia w kraju; w połowie lat dziewięćdziesiątych sięgało ono prawie 45 proc. Mieszkańcy, żyjący na tym terenie, odczuli to w sposób szczególnie dotkliwy".

Jak ocenił burmistrz, rozbudowa przejścia granicznego w Gołdapi i wprowadzenie rok temu zasad małego ruchu granicznego spowodowały "radykalne zwiększenie liczby przekraczających granicę, a co za tym idzie podniesienie poziomu życia mieszkańców, który jest nadal znacząco niższy od średniej krajowej".

Według Mirosa "nadmierne i niezgodne z prawem restrykcje wobec przekraczających granicę Polaków, zamiast przynosić do budżetu państwa dodatkowe przychody, mogą spowodować, że dochody te spadną, a wydatki na cele socjalne w rejonach dotkniętych strukturalnym bezrobociem państwa będą rosnąć".

Mieszkańcy przygranicznych terenów wykorzystując to, że paliwo w obwodzie kaliningradzkim jest dwukrotnie tańsze, masowo przywozili je w zbiornikach swoich aut, by potem je odsprzedać drożej. Służba celna, chcąc ograniczyć wwóz paliwa uznała, że przewóz towarów bez płacenia podatków VAT i akcyzy musi mieć charakter okazjonalny i rzadki, a nie masowy. Dlatego wprowadziła zasadę, że podróżny może według zasad małego ruchu granicznego przekroczyć granicę z obwodem tylko 10 razy w miesiącu, przywożąc przy tym paliwo w baku auta i w 10 litrowym kanistrze, a jeśli przekroczy granicę 11. raz w miesiącu, musi udowodnić, że jego wyjazd nie miał charakteru handlowego. Jeśli tego nie zrobi, to musi zapłacić należne podatki VAT i akcyzowy oraz opłatę paliwową; w sumie jednorazowo od 200 do 270 zł.

Jak tłumaczył PAP w maju Chudy, obostrzenia dotyczące wwozu paliwa wynikły z wytycznych Ministerstwa Finansów o ochronie zewnętrznej granicy Unii Europejskiej. Mówił wówczas, że z obserwacji celników wynika, iż większość kierowców z Warmii i Mazur, a przede wszystkim z powiatów przygranicznych przekracza granicę z Rosją tylko po to, by dojechać do najbliższej stacji benzynowej i po zatankowaniu paliwa wrócić do Polski. Litr oleju napędowego kosztuje w obwodzie ok. 30 rubli, czyli ok. 3 zł.

Zgodnie z przepisami wwiezione paliwo musi być wykorzystane tylko do napędu tego samochodu, w którym wjechało. Nie wolno go zlewać ani odsprzedawać. Jednak większość podróżujących zarabia na sprowadzaniu rosyjskiego paliwa. Według rozmówców PAP, osoby regularnie przywożące paliwo sprzedają je swoim stałym klientom albo odstawiają do "hurtowników", którzy prowadzą nielegalne stacje paliw blisko granicy. Kierowca, który jeździ po paliwo kilkanaście razy w miesiącu, może zyskać na jego odsprzedaży nawet do 1 tys. zł.

W ub.r. polsko-rosyjską granicę z obwodem kaliningradzkim przekroczyło ok. 1,2 mln samochodów osobowych, 85 tys. ciężarówek i 18 tys. autobusów. Celnicy nie prowadzą statystyk dotyczących legalnego wwozu paliwa do Polski w bakach prywatnych samochodów.