Projekt przygotowany przez posłów PO przewiduje całkowitą likwidację opłat skarbowych m.in. za sporządzenie aktu małżeństwa, które obecnie kosztuje 84 zł, za wydanie duplikatu decyzji o nadaniu numeru NIP (15 zł), wydanie wypisu lub wyrysu ze studium lub planu zagospodarowania przestrzennego (od 30 do 50 zł), odpisu zupełnego aktu stanu cywilnego, poświadczenia własnoręczności podpisu, decyzji o zmianie nazwiska i imienia. Projekt proponowany przez komisję „Przyjazne Państwo”, zakłada natomiast zmniejszenie z 5 zł do 1 zł wysokości opłaty skarbowej od poświadczenia zgodności duplikatu, odpisu, wyciągu, wypisu lub kopii, dokonanego przez organy administracji rządowej lub samorządowej lub archiwum państwowe.

Zdaniem sejmowych ekspertów prawnych, projekt opracowany przez posłów PO jest niezgodny z art. 167 ust. 3 Konstytucji, ponieważ całkowita likwidacja aż 18 opłat skarbowych pozbawi gminy znacznej części ich dochodu, a tym samym utrudni wykonywanie przez nie ich konstytucyjnych i ustawowych zadań. Z wyliczeń przedstawionych przez autorów projektu wynika, że zniesienie tych opłat zmniejszy wpływy do kas gmin o ok. 50 mln zł. Jednak w Ministerstwie Finansów obliczono, że ubytek dochodów gmin może być trzykrotnie większy, czyli sięgnąć nawet 150 mln zł.

Te dwa czekające od jakiegoś czasu na rozpatrzenie przez Sejm projekty to dość charakterystyczny sposób myślenia i działania polityków i urzędników szczebla centralnego. W prowadzonych przez nich pracach legislacyjnych dość często, gdy pojawia się jakieś nowe rozwiązanie, kolejna usługa socjalna czy uprawnienie dla obywateli, to obowiązkiem ich sfinansowania obarcza się gminy. Gdyby w takim projekcie nowy wydatek przyporządkować budżetowi państwa, to raczej nie ujdzie to uwadze ministra finansów. Podczas międzyresortowych konsultacji, albo podczas prac w Sejmie, przedstawiciele tego resortu będą protestować przeciwko dopisywaniu kolejnych wydatków do i tak przecież ciągle deficytowego budżetu. Albo zażądają poszukania oszczędności gdzie indziej, czego autorzy takich „prospołecznych” projektów raczej nie lubią. Natomiast przypisanie nowego wydatku gminom usypia czujność resortu finansów, a sami zainteresowani nie od razu się w tym zorientują. Gdy jednak dojdzie taki pomysł do ich świadomości, to zwykle protestują. Zapewne i w tym przypadku samorządy lokalne zgłoszą swój sprzeciw przeciwko odbieraniu im części dochodów.