Rozmowa z prof. Bartoszem Makowiczem z Uniwersytetu Viadrina, dyrektorem Instytutu Compliance
Krzysztof Sobczak: Czytając wyniki przeprowadzonego pod pana kierownictwem badania stopnia zaangażowania polskich przedsiębiorstw we wdrażanie polityki compliance można odnieść wrażenie, że dotyczy to grupy firm zobowiązanych do tego przez prawo albo takich, które o potrzebie przestrzegania zasad prawnych i etycznych zorientowały się po jakimś dużym konflikcie lub krytyce ze strony opinii publicznej. Czy dalej nie ma nic?
Bartosz Makowicz: Nie jest tak i to udało się nam udowodnić w badaniu, do którego pan się odwołał. Rzeczywiście, są spółki które wdrażają takie systemy bo muszą, ale to jest tylko około 30 proc. wszystkich zbadanych firm, które stwierdziły, że stworzyły tego typu rozwiązania. Ale pozostałe 70 proc. to są firmy, które takie systemy wdrożyły, ponieważ dostrzegły przede wszystkim prewencyjne ich działanie. Oczywiście, zapewne są wśród nich podmioty, które mają za sobą jakieś trudne doświadczenia i nie chcą, by one się powtórzyły. Ale wiele firm robi to bo wie, jakie są liczne korzyści wynikające z takiej „profilaktyki”.
Czytaj: Raport: compliance popularyzuje się w polskich firmach>>
A jak głęboko to zjawisko sięga w polską gospodarkę. Dotyczy tylko wielkich firm?
Obecnie są to przede wszystkim duże firmy, ale też zauważamy w tej grupie coraz więcej małych i średnich przedsiębiorstw, które interesują się tą tematyką. Ale to istotnie zmieni się, jeśli wejdzie w życie projektowana ustawa o jawności życia publicznego. Ona mniej więcej od 20 tysięcy podmiotów będzie wymagała wdrażania takich systemów. Wprawdzie nie całych systemów zarządzania zgodnością, ale pewnych części związanych z ryzykiem korupcyjnym.
Dwadzieścia tysięcy to całkiem duża liczba. To może zejść gdzieś tak do firm zatrudniających już około 50 osób. Dobrze liczę?
Też tak to szacujemy. Szczególnie jeśli uwzględnimy w tym rachunku te podmioty, które będą zobowiązane do stosowania projektowanych przepisów o „sygnalistach”. To będą poważne obowiązki, których nawet my dotąd nie uznawaliśmy za potrzebne, by wymagać od spółek. Ta projektowana ustawa wydaje się być bardzo surowa pod tym względem.
Wydaje się, że duża część z tych 20 tys. firm czy instytucji to jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, co je czeka.
Też tak sądzę. Ale jeśli te przepisy wejdą w życie, to one będą musiały przyjąć to do wiadomości. To wynika z tego, że opinia publiczna skupia się na innych aspektach tej ustawy. Bardziej na tych elementach związanych z ewentualnymi zagrożeniami dla praw obywatelskich, a trochę w cieniu pozostały ukryte w tym projekcie wymogi antykorupcyjne.
To będą uciążliwe obowiązki?
Nie jakoś nadzwyczajnie uciążliwe. To będzie obowiązek stworzenia kodeksu etycznego, systematycznych szkoleń, przeprowadzania analizy ryzyka. Czyli rozpoznania, gdzie w firmie są miejsca bardziej podatne na korupcję. Są to sprawy znane od dawna w systemach zarzadzania zgodnością, ale dla wielu firm, szczególnie mniejszych to będą nowości. To trzeba będzie solidnie przygotować, odpowiednio udokumentować i być przygotowanym na kontrole. A w przypadku zaniechań mają grozić surowe sankcje. Moim zdaniem przedsiębiorcy powinni poważnie do tego podejść.
Dla wielu z nich będzie to trudna sprawa.
Racja, ale na szczęście słyszę, że Giełda Papierów Wartościowych planuje wydanie wytycznych, które będą mogły stanowić wsparcie przy pracach nad takimi firmowymi kodeksami.