Trudno sobie także wyobrazić – pisze autor - by np. Sejm domagał się od Senatu - w imię harmonijnego współdziałania - bezwarunkowej akceptacji dla powołania danej osoby na stanowisko państwowe, w stosunku do którego konieczna jest zgoda obu izb (np. Prezesa Najwyższej Izby Kontroli). Pozbawiałoby to ów wymóg sensu ustrojowego.
Pewne organy władzy publicznej celowo ukształtowano jako niezależne, co dotyczy przede wszystkim władzy sądowniczej. Nie należy więc interpretować nakazu zawartego w preambule konstytucji jako przełamującego ich niezależność i wymagającego od nich daleko posuniętego współdziałania z podmiotami, od których mają one być niezależne. Warto też mieć na względzie, że niektóre organy - jak chociażby Rzecznik Praw Obywatelskich - z założenia mają pozostawać niejako "w opozycji" do innych, realizując funkcje kontrolne i z zakresu ochrony prawnej. Wskazówką do takiego odczytania ich roli ustrojowej powinny być przede wszystkim ich funkcje (kompetencje) oraz stabilizacja urzędu w okresie trwania kadencji, zwłaszcza gdy jest ona wyraźnie oderwana od kadencji organu kreującego.(…)
Oparcie zaprojektowanego przez twórców Konstytucji RP ustroju na podziale, równowadze i współdziałaniu władz zasługuje na generalnie pozytywną ocenę. Staje się ona mniej jednoznaczna, gdy przyjrzeć się sposobom realizacji tego modelu.
Współdziałanie władz publicznych jest uzależnione od wielu czynników, a prawo jest tylko jednym z nich. Niejednokrotnie równie istotne stają się aspekty polityczne, a nawet psychologiczne (osobowościowe). Przedstawiciele nauk o polityce zauważają tymczasem, że "polityka polska rozpatrywana w wymiarze behawioralnym, a nie normatywno-instytucjonalnym, charakteryzuje się przewagą strategii konfrontacyjnych nad kooperacyjnymi. Zapewnianie współdziałania tam, gdzie w grę wchodzi rywalizacja o charakterze politycznym, powinno dokonywać się przez projektowanie mechanizmów, które czynią współdziałanie opłacalnym dla aktorów sceny politycznej. Jeśli korzystniejsza pod względem politycznym okazuje się konfrontacja, dochodzi do napięcia między wizją twórców Konstytucji z 1997 r. a praktyką ustrojową, a w efekcie - do degradacji roli konstytucji w społeczeństwie demokratycznym i dalszej erozji kultury politycznej. Otwarte pozostaje pytanie, czy lepiej posłuchać podszeptów idealizmu i czekać, aż standardy konstytucyjne w końcu odnowią obyczaje polityczne, czy też realizmu, który nakazywałby dopasować oczekiwania ustrojodawcy do rzeczywistości politycznej.
Cały artykuł dr. Wojciecha Brzozowskiego: Państwo i Prawo nr 2/2010